Dochodzę do wiekopomnego wniosku, że z wiekiem zdecydowanie bardziej lubię chodzić, czyli działać, niż gadać, czyli sieczkę mleć
Choć jak tak teraz sobie wstecz popatrzę, to ongiś było absolutnie wręcz przeciwnie
Skąd taka konstatacja?
Otóż w styczniu odbyłam pielgrzymkę do miasta Łodzi na prywatne zaproszenie mojej sierpniowej turystki
Od czasu do czasu właśnie w ten sposób turyści odwdzięczają się swojemu przewodnikowi
Niezmiernie to miłe, no i zaoszczędzam na miejscowych zawodowych przewodnikach oraz z reguły na hotelach
Niestety tym razem pani, skądinąd przesympatyczna, niezupełnie była w formie fizycznej
Uwielbiam w obcym miejscu się rozpędzić, aby jak najwięcej zobaczyć, kilkanaście km dziennie co najmniej
Tym razem jednak nie było mi dane z w/w względów
Głęboko nieszczęśliwa, z powodu przymusowych co kilka kroków przystanków, kminiłam jak wybrnąć z sytuacji, coby nikogo nie urazić, acz z satysfakcją pełną zakończyć ów wyjazd
Po krótkim wewnętrznym dialogu Promiss z Promissem doszli do wniosku, że dłużej tego nie zniesą i z powodu cugli zbyt mocno ściągniętych coś trzeba z tym zrobić
Po dwóch dniach zatem podziękowałam za zaproszenie, towarzystwo i gościnę, twierdząc, że kto inny teraz mnie przejmie i w towarzystwie dotrzymującym mi kroku, szybkim dodam, z wielką ulgą wystartowałam w swoim tempie
Co za ulga...
Jak się ma do tego tytułowe gadanie?
Moja turystka nie jest typem milczka - eufemistycznie rzecz ujmując
Po prostu lubi gadać
Słowotok odchodzi pełną parą
Kiedyś może bardziej by mi to pasowało, dziś jak widzę niekoniecznie
A nawet wręcz przeciwnie - drażni mnie to i wielce na psychice szkodzi
Jeśli mam do wyboru przerzucanie - wolę realnie przestrzeń przerzucać, robić realne "osiągi", gdyż debatowanie latami nad istotą wszechrzeczy czy pogaduchy na temat chociażby fryzury polskiej noblistki już mnie nużą
Tym sensu życia nie zbuduję
Takoż mi się na przestrzeni żywota pozmieniało :-)
A Łódź jest tak brzydka, że aż piękna...
Zobacz galerię zdjęć:
Peregrynacje łódzkie