pwilkin pwilkin
334
BLOG

List otwarty do redaktorów "Dziennika"

pwilkin pwilkin Polityka Obserwuj notkę 8

"Czy w 'Dzienniku' biją murzynów?" - tak właściwie powinien się zaczynać list do Was, gdybym miał się trzymać konwencji narzuconej przez Waszego redaktora naczelnego. Przeczytałem właśnie jego list na stronie "Dziennika" i nie znalazłem tam argumentów, a tylko pustą erystykę. Nie sztuką jest znaleźć sobie chłopca do bicia, sztuką jest ustosunkować się do problemu.

Szczerze mówiąc, miałem nadzieję, że ktoś w "Dzienniku" uderzy się przynajmniej przez moment we własne piersi i przyzna, że niezależnie od opinii na temat anonimowości w sieci, redakcja podejmując decyzję o ujawnieniu danych Kataryny postąpiła podle. Zamiast tego mamy pełen oburzenia list red. Krasowskiego do społeczności blogerskiej, a właściwie nie tyle do społeczności, co do jej bardziej wulgarnej i nieodpowiedzialnej części. Sęk w tym, że wynajdowanie czarnych owiec nijak ma się do problemu. Owszem, w społeczności blogerów istnieje grupa, która bluga, obraża i insynuuje bez żadnego skrępowania korzystając z anonimowości. Tak samo, jak w społeczności dziennikarskiej są dziennikarze, którzy bez specjalnego skrępowania napiszą tekst "na zlecenie", żeby zrealizować wizję gazety, bądź też bez skrępowania zerżną fragmenty swoich felietonów z powszechnie dostępnych źródeł. Ocenianie całej społeczności przez pryzmat takich "czarnych owiec" stawia red. Krasowskiego dokładnie na tym samym poziomie, co owych blogerów wyzywających wszystkich dziennikarzy od sprzedawczyków - dziwne, że ów tego prostego faktu nie zauważa.

Cieszę się, że zainicjowaliście w swojej gazecie debatę na temat anonimowości. Szkoda, że owa debata nie powstała z "potrzeby serca", tylko ze słabo ukrywanej potrzeby zracjonalizowania swojego postępowania wobec Kataryny. Jakże inaczej wyglądałaby ta debata, gdyby przynajmniej niektórzy z Was uderzyli się w pierś i przyznali: możemy mieć różne poglądy na temat anonimowości, ale to, co zrobili nasi koledzy, nie daje się obronić niezależnie od tego, jakie są ich argumenty przeciw pisaniu pod pseudonimem. Podwójnie szkoda, bo taka debata jest niezmiernie potrzebna. Gdyby nie okoliczności, można by pokusić się o całkiem sensowną dyskusję na temat kompromisów anonimowości - większa otwartość dyskusji kontra mniejsza odpowiedzialność za słowo pisane.

Niestety, okazja na taką debatę właśnie zostaje przez Was zaprzepaszczona. Zamiast tego rozpętujecie kolejną głupią wojenkę, która być może na chwilę zwiększy sprzedaż "Dziennika", ale na poziom publicystyki blogowej i mainstreamowej raczej dodatnio nie wpłynie. Apeluję zatem, dopóki nie jest za późno - przyznajcie się do błedu, napiszcie, że się zagalopowaliście, przeproście w imieniu gazety, jeśli wasi koledzy i koleżanki odpowiedzialni za ten artykuł nie są w stanie tego zrobić i zacznijmy dyskusję z poziomu zero. Może wówczas uda się dojść do jakichkolwiek konstruktywnych wniosków?

Głos wołający na puszczy? Być może. Mam jednak nadzieję, że troska o poziom dyskusji medialnej przynajmniej niektórym z Was nie jest obca.

Piotr Wilkin

pwilkin
O mnie pwilkin

W pewnym momencie człowiek już nie wytrzymuje i musi te parę słow napisać... Dlaczego nudny? Bo postaram się, aby nie było płomiennych mów, wielkich słów i rzucania gromami, tylko chłodne, rzeczowe analizy.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka