zapiwniczeni zapiwniczeni
257
BLOG

10.IV. - i losy Rodzin.

zapiwniczeni zapiwniczeni Kultura Obserwuj notkę 0
śp. Krzysztof Putra
Wicemarszałek sejmu, były senator

Krzysztof PutraMieszkaniec Białegostoku, zginął, osierocił ośmioro dzieci. Poseł na Sejm kontraktowy z ramienia Komitetu Obywatelskiego “Solidarność”. W latach 1991-1993 zasiadał w Sejmie wybrany z listy Porozumienia Obywatelskiego Centrum. W latach 2005-2007 senator i wicemarszałek Senatu. Aktywnie działał w podlaskim samorządzie. Był jednym z założycieli Porozumienia Centrum, a w 2001 r. zakładał PiS. W 1980 roku należał do “S”. – Zawsze łączył, a nie dzielił. Nie było w nim zapiekłości, z każdym potrafił się dogadać – wspomina Rafał Rudnicki, wieloletni współpracownik wicemarszałka. – Nie był związkowcem, ale zawsze był bliski ludziom pracy. Uważał, że walcząc o niepodległość, trzeba stawiać na rozwój i pracę u podstaw. Taki niepodległościowiec-pozytywista – wspomina inny jego bliski współpracownik.

Tutaj możesz podzielić się osobistymi wspomnieniami o osobach tragicznie zmarłych w katastrofie samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem.

Równocześnie przypominamy, że księga kondolencyjna poświęcona wszystkim ofiarom katastrofy dostępna jest tutaj .
http://blog.rp.pl/tablicawspomnien/2010/04/14/sp-krzysztof-putra/ 

Z panią Elżbietą Putrą,

żoną śp. Krzysztofa Putry, wicemarszałka Sejmu, który zginął w katastrofie rządowego Tu-154M pod Smoleńskiem, rozmawia Adam Białous


Czy Pani Mąż miał jakiekolwiek obawy w związku z wylotem na uroczystości katyńskie?
- Dostrzegłam, że jest w nim jakiś lęk. Podejrzewałam, że martwi się swoim słabnącym zdrowiem. Ani przez chwilę nie pomyślałam, że może lękać się podróży samolotem, który powinien być najbezpieczniejszy. Jednak rzeczywiście mówił mi, nawet kilka razy, że ma przeczucie, iż wydarzy się coś złego. Wiedział, że warunki, w jakich przyjdzie im spełnić patriotyczny obowiązek uczestniczenia w tych uroczystościach, będą szczególnie trudne. Mąż mówił o niesprzyjającej atmosferze, jaką tworzą wokół tej wizyty polskie władze rządowe i władze rosyjskie. Jednak mimo to Krzysztof był bardzo mocno zmobilizowany, aby tam polecieć. Nie wtajemniczał mnie w sprawy swojej trudnej służby politycznej i nie obciążał współdecydowaniem przy podejmowaniu decyzji, które jej dotyczyły. Wówczas jednak przedstawił mi sytuację, w której prezydent Lech Kaczyński zaproponował mu wzięcie udziału w uroczystościach katyńskich. Spytał mnie: "Wiesz, co odpowiedziałem prezydentowi? Wzięcie udziału w tych uroczystościach z Panem, Panie Prezydencie, to będzie dla mnie prawdziwy zaszczyt". Myślę, że wtedy oczekiwał ode mnie odpowiedzi - czy ma również moją zgodę na tę podróż. Jednak wiedziałam, że jeżeli Krzysztofowi na czymś mocno zależy, to nie warto mu w tym przeszkadzać, więc nic nie odpowiedziałam. Teraz żałuję, że nie prosiłam, aby został w domu, bo wówczas był po tygodniowym posiedzeniu Sejmu i powinien odpocząć. 

Wspomniała Pani, że Marszałek Putra poleciał do Katynia mimo choroby.
- Ostatnio miał kłopoty ze zdrowiem. Były to sprawy związane z procesami zwyrodnienia części kręgosłupa. To pewnie był wynik wielogodzinnej pracy w pozycji siedzącej. Miał nawet ustalony termin operacji kręgosłupa, bo coraz częściej dokuczały mu silne bóle. Nawet wśród zaledwie kilku przedmiotów, które miał przy sobie podczas wyprawy do Smoleńska, były tabletki przeciwbólowe. Bardzo mu zależało, żeby podczas uroczystości katyńskich być w dobrym stanie, dlatego przed tą podróżą wiele ćwiczył, jeździł na rowerze. Krzysztof chciał uczestniczyć w prezydenckiej podróży na uroczystości katyńskie również dlatego, że jego babcia zmarła na Syberii, a mama spędziła tam wiele lat. Mąż z opowieści mamy znał tragedię Polaków, którzy na Wschodzie cierpieli i umierali. Sama w ciągu tych najtrudniejszych dni, od momentu śmierci Męża do jego pogrzebu, zrozumiałam lepiej tragedię rodzin ofiar Katynia, które czekały na informacje dotyczące losów ich najbliższych. Byli w sytuacji beznadziejnej, kiedy nie było najmniejszego promyka zwiastującego przyjście lepszych czasów dla wyjaśnienia tej sprawy. Z brutalną siłą dotarło do mnie, jak to jest straszne nic nie wiedzieć, nie móc nic wyjaśnić, mieć w głowie mnóstwo nurtujących pytań - bez odpowiedzi. A jednocześnie nie móc pożegnać swoich bliskich z godnością im należną. Muszę również powiedzieć, że o wiele ciężej byłoby nam w tych najtrudniejszych dniach, gdyby nie ogromne wsparcie, które otrzymaliśmy szczególnie od rodziny, od przyjaciół Męża, ale i od wielu osób mi nieznanych. Ciągle byli przy nas, dodawali nam otuchy, pomagali załatwiać konieczne sprawy. Urzędnicy również bardzo sprawnie załatwiali formalności, z uprzejmością i zrozumieniem.

Przez prawie pół roku od katastrofy nie udzielała Pani żadnych wywiadów...
- Ta tragedia jest potwornym zaburzeniem w życiu moim i życiu naszych dzieci, życiu całej rodziny. Potrzebowaliśmy sporo czasu, aby móc jako tako dojść do siebie, przeżyć te najtrudniejsze miesiące żałoby. Przeżywaniu takiego cierpienia nie sprzyja mówienie o nim do mikrofonu czy przed kamerą do wszystkich - a często nawet do osób obojętnych czy wręcz wrogich. To trzeba najpierw przeżyć, zmierzyć się z tym cierpieniem w gronie osób najbliższych, trzeba przeżyć żałobę najpierw w rodzinie. Mamy z Mężem ośmioro dzieci, wszystkie one bardzo kochają ojca. Gdy był on tu, na ziemi, dzieci za nim przepadały, był dla nich czuły, troskliwy, miały w nim oparcie. Niełatwo im teraz wytłumaczyć, dlaczego umarł i nie ma go blisko nich. One pytają, dlaczego tak się stało. Co mam im odpowiedzieć, kiedy i moje serce przepełnia ból, i ja mam te same pytania, które na razie muszą zostać bez odpowiedzi? Wstaję wcześniej, żeby najpierw opanować swoje cierpienie, aby potem móc być oparciem dla moich dzieci. Robię, co mogę, jednak nikt nie zastąpi Krzysztofa, on był prawdziwą głową naszej rodziny, naszym oparciem. Przypomniały mi się teraz słowa najmłodszego synka. Widział wszystkich płaczących. Przytulił się do mnie i powiedział: "Mamo, ja to nie wiem, czy płakać, czy się cieszyć, bo jeśli tato jest teraz w lepszym świecie, to nie musi już się męczyć i nic go nie boli. Może sobie teraz odpocząć".

Śledzi Pani relacje mediów dotyczące katastrofy?
- Przez pierwszy tydzień nie oglądaliśmy prawie telewizji, nie słuchaliśmy radia, bo informacje na temat katastrofy, jakie tam podawano, były bardzo często sprzeczne. Wprowadzały w naszych umysłach i sercach jeszcze większy chaos i potęgowały cierpienie. Weźmy np. informację podaną w mediach, że ciała Pary Prezydenckiej i mojego Męża zostaną przywiezione do Polski i aby je zidentyfikować, rodziny nie będą musiały lecieć do Moskwy. Z naszej rodziny i bliskich do przywitania ciała Męża w Warszawie było więc przygotowanych pięć osób. Wtedy podano informację zupełnie sprzeczną z tą pierwszą, że jednak będziemy musieli lecieć do Moskwy. Aby zdążyć na samolot, dano nam niewiele czasu, trzeba było się więc błyskawicznie spakować. Ja do Moskwy nie mogłam lecieć, ponieważ miałam nogę w gipsie, a tam trzeba było być w ciągłym ruchu. Dlatego do Moskwy polecieli dwaj nasi dorośli synowie. Szum medialny powodował w nas prawdziwą huśtawkę emocji, która była nie do zniesienia. 

Prokuratorskie śledztwo przybliża nas do wyjaśnienia przyczyn i przebiegu tragicznego zdarzenia z 10 kwietnia?
- Wykazać, jak naprawdę było, będzie trudno, ponieważ doprowadzono do sytuacji, w której nie posiadamy żadnych materialnych świadectw katastrofy. Nie mamy szczątków samolotu, czarnych skrzynek, telefonów komórkowych, praktycznie nie mamy nic ważnego. W moim przekonaniu, polska prokuratura powinna w tym śledztwie uczestniczyć od początku jako czynnik prowadzący lub współprowadzący. Naszemu rządowi powinno bardzo na tym zależeć. Tu chodzi o polską rację stanu. Przecież nie zginęli jacyś wrogowie Polski, ale wybitni przedstawiciele jej najwyższych władz i elit. Nie rozumiem, jak można było oddać kierownictwo śledztwa stronie rosyjskiej. Czy wobec takiej postawy władz Polacy przebywający za granicami mogą się czuć bezpiecznie, kto będzie ich wspierać w kłopotach, skoro nawet w przypadku tragedii, jaka spotkała najwyższe władze Polski, kierowanie śledztwem powierza się w obce ręce? Na razie więc czekam na oficjalne wyniki tego śledztwa. Bo musimy mieć jakiś konkretny dokument, od którego moglibyśmy się ewentualnie odwołać, który moglibyśmy przyjąć lub odrzucić. Mam jednak wrażenie, że czynniki rządowe Polski i Rosji ustaliły już wynik dochodzenia, i jest ono prowadzone tylko po to, aby stało się zadość formalnym wymogom. Nie oskarżam przy tym polskich prokuratorów, którzy to śledztwo prowadzą, bo moim zdaniem, oni są niejako wprowadzeni w stan niemożności dociekania prawdziwych przyczyn katastrofy. Po pierwsze, nie mają materiałów dowodowych, nie mają dostępu do świadków, których zeznania mogłyby tu pomóc. Bo co im da np. przesłuchiwanie mnie, osoby, która nie ma żadnej wiedzy na temat okoliczności tej tragedii? Jeżeli więc władze Polski tak słabo starają się, żeby pomóc prokuraturze dociec prawdy o przyczynach tej katastrofy, to nasza rodzina zrobi wszystko, co w jej mocy, żeby sprawa była wyjaśniona. Gdy będzie trzeba, pomocy w tym celu będziemy szukać nawet u organizacji międzynarodowych. 

Są Państwo odpowiednio informowani przez osoby prowadzące śledztwo?
- Nie mamy dokumentów sekcji zwłok Męża. Chcielibyśmy poznać jej wyniki, ale nikt nam ich nie chce udostępnić. Moi synowie, którzy identyfikowali ciało ojca, mówili mi, że nosiło ono ślady sekcji. Zapewniano nas, że ciało złożone do trumny będzie sfotografowane i dostaniemy te zdjęcia. Tak się do tej pory nie stało. Nie mamy więc pewności, że ciało, które pochowaliśmy, było ciałem Krzysztofa. Dzieci do dziś mają żal, że nie mogły się upewnić, że to właśnie jego ciało jest w trumnie. Trumny nie pozwolono nam otworzyć, nawet kiedy przez kilka dni przed pogrzebem była ona w Białymstoku.
Pani minister Ewa Kopacz powiedziała, że nie możemy otwierać trumien. Później okazało się, że rodziny jednak miały do tego prawo.

Odzyskała Pani rzeczy Męża?
- Z rzeczy osobistych Krzysztofa przekazano nam prawie wszystko, chociaż podczas tej ostatniej ziemskiej podróży nie miał ich przy sobie wiele. Walizka miała czekać w służbowym samochodzie, który miał go po podróży prosto z lotniska zawieźć do domu. Wziął ze sobą jedynie komórkę, zegarek, legitymację poselską, identyfikator, który mu wydano w związku z jego obecnością na uroczystościach. Ten identyfikator jest zawieszony na pasku, który wciąż ma zapach paliwa lotniczego. Ubrań nie odebraliśmy, bo nie potrafiliśmy ich rozpoznać. Wszystkie były podobne, zniszczone, przesiąknięte zapachem paliwa. 

Co dla Krzysztofa Putry, posła i marszałka Sejmu, było w służbie publicznej najważniejsze?
- Krzysztofowi bardzo zależało na tym, aby województw wschodniej Polski nie skazać na zacofanie gospodarcze, na pozbawienie ich perspektyw rozwoju. Oczywiście szczególnie dbał o interesy mieszkańców województwa podlaskiego, ponieważ to oni wybrali go na swojego reprezentanta w parlamencie. Mówił mi, że pilnuje, aby przy rozdziale środków państwowych w "centrali" nie zabrakło ich i dla naszego województwa. Rozmawiał ze wszystkimi. Bardzo leżało mu na sercu uratowanie największych pracodawców w Łapach, czyli ZNTK i Cukrowni. Wiele ścieżek w tym celu wydeptał, prosił, tłumaczył - niestety, bez skutku. Często wracał z tych rozmów przybity, że nie chcą nawet podjąć na ten temat rzeczowej dyskusji. To go bardzo bolało. Wieczorami widywałam mego Męża zmęczonego, zniechęconego, jednak rano zawsze wychodził z uśmiechem do pracy. Krzysztof pomagał, komu tylko mógł, miał bardzo dobry kontakt z ludźmi, bo był otwarty na ich problemy. Znał te problemy, które dotykały różne środowiska. Pochodził ze wsi, więc wiedział, co tam ludziom utrudnia życie. Jego ojciec był przecież sołtysem, Krzysztof miał więc okazję od najmłodszych lat wiele słyszeć, widzieć, z czym przychodzą do ojca ludzie. Dobrze znał również problemy robotników, bo przecież swego czasu sam był jednym z nich w białostockich "Uchwytach". Całe 35 lat swojej działalności publicznej poświęcił głównie służbie ludziom. Kiedy widział, że dzieje się źle, to w miarę możliwości starał się pomagać. 

Dziękuję za rozmowę.


Wdowy po Januszu Krupskim i Krzysztofie Putrze znalazły się w szczególnie trudnej sytuacji - 
Krzysztof Putra z żoną podczas wyborów parlamentarnych w 2007 r., fot. M. Kosc
Krzysztof Putra z żoną podczas wyborów parlamentarnych w 2007 r., fot. M. Kosc /REPORTER
Joannie Krupskiej, wdowie po Januszu Krupskim, kierowniku Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych, który zginął w katastrofie, przyjaciele przynoszą od niedzieli jedzenie. Krupscy mają siedmioro dzieci, z czego najmłodsze liczy dziesięć lat. Zawsze ciężko im było związać koniec z końcem. - Trudno sobie wyobrazić, jak Joanna ma teraz żyć - mówi Teresa Kapela, przyjaciółka. Pracodawca męża wystąpił już do Kancelarii Premiera z wnioskiem o przyznanie Krupskim rent specjalnych. - Z renty po mężu nie zdołają wyżyć - mówi gazecie Kapela.
Trudna jest sytuacja rodziny Krzysztofa Putry, wicemarszałka Sejmu, który pozostawił ośmioro dzieci i niepracującą żonę. - Podzielili się obowiązkami, by sprostać życiu. On pracował na dom, wybierał dzieciom szkoły, spłacał kredyty, ona to spinała i o wszystko dbała. Krzysztof był dumny z rodziny. Uważał, że jaka rodzina, takie państwo - wspomina poseł Jarosław Zieliński, kolega z okręgu. Teraz nie wiadomo, co z kredytem na remont domu, który wzięli Putrowie.
- Mamy dramatyczne sytuacje. Trzy rodziny naszych zmarłych posłów zostały pozbawione pieniędzy na życie. Banki zablokowały konta, bo żony nie mają pełnomocnictw do kont osobistych - opowiada Barbara Bartuś, posłanka PiS, która zaangażowała się w pomoc. Już w poniedziałek posłowie postanowili, że składki klubowe pójdą do rodzin. Trzy najbardziej potrzebujące dostały po 10 tys. zł. 

***** "@lankanobi Kolego, powiem tak... kto mysli, ze Prezydent Kaczynski nienawidził Rosjan, jest w błedzie. I to duzym. On nienawidzil bolszewikow, komunistow, mafie i aparatczykow a nie narod rosyjski. Tylko ze wszystkie wysilki Polski by byla traktowana normalnie jako rowny partner spelzly na niczym. A ze sami maja kompleks i nie potrafia sie znalezc w sytuacji juz bycia nie-mocarstwem, to inna sprawa. A co by ich to kosztowalo? Nasze Miedzymorze jak juz tu wspominiano i ich prawdziwe przeprosiny" ***** "Wykluczonymi ze społeczności ludzi honorowych są osoby, które dopuściły się pewnego ściśle kodeksem honorowym określonego czynu; a więc indywidua następujące: 1. osoby karane przez sąd państwowy za przestępstwo pochodzące z chciwości zysku lub inne, mogące danego osobnika poniżyć w opinii ogółu; 2. denuncjant i zdrajca; 3. tchórz w pojedynku lub na polu bitwy; 4. homoseksualista; 5. dezerter z armii polskiej; 6. nieżądający satysfakcji za ciężką zniewagę, wyrządzoną przez człowieka honorowego; 7. przekraczający zasady honorowe w czasie pojedynku lub pertraktacji honorowych; 8. odwołujący obrazę na miejscu starcia przed pierwszym złożeniem względnie pierwszą wymianą strzałów; 9. przyjmujący utrzymanie od kobiet nie będących jego najbliższymi krewnymi; 10. kompromitujący cześć kobiet niedyskrecją; 11. notorycznie łamiący słowo honoru; 12.zeznający fałsz przed sądem honorowym; 13. gospodarz łamiący prawa gościnności przez obrażanie gości we własnym mieszkaniu; 14. ten, kto nie broni czci kobiet pod jego opieką pozostających; 15. piszący anonimy; 16. oszczerca; 17. notoryczny alkoholik, o ile w stanie nietrzeźwym popełnia czyny poniżające go w opinii społecznej; 18. ten, kto nie płaci w terminie honorowych długów; 19. fałszywy gracz w hazardzie; 20. lichwiarz i paskarz; 21. paszkwilant i członek redakcji pisma paszkwilowego; 22. rozszerzający paszkwile; 23. szantażysta, 24. przywłaszczający sobie nieprawnie tytuły, godności lub odznaczenia; 25. obcujący ustawicznie z ludźmi notorycznie niehonorowymi; 26. podstępnie napadający (z tyłu, z ukrycia itp.); 27. sekundant, który naraził na szwank honor swego klienta; 28. stawiający zarzuty przeciw honorowi osoby drugiej i uchylający się od ich podtrzymania przed sądem honorowym. Blog jest efektem wyboru pomiędzy śmiercią publiczną, a podpisaniem lojalki. Istota lojalki; "nie będziesz sie bawić z Kaziem, a jak ci się nie podoba, to w ogóle nie wyjdziesz na podwórko!:))"(Freeman) ****************** W dniach 15-23 listopada w Warszawie odbędą się Dni Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, na które zapraszają Towarzystwo Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich Oddział Stołeczny oraz Dom Spotkań z Historią. Szczegółowy program: http://lwowiacy.pl/images/Dni_Lwowa_plakat.JPG

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura