rekontra rekontra
820
BLOG

Przeżyć PRL

rekontra rekontra Polityka Obserwuj notkę 0

 

Państwo mówi jednostce: już nikt nie myśli tak jak ty, jesteś ostatni, jesteś sam, jesteś inny, zapóźniony, nie masz tu żadnych szans dla siebie, dla twoich dzieci... Chyba, że się zmienisz.
 
W luźnej rozmowie świątecznej zapytany zostałem czy czytałem „Millennium”. Trzy grube tomiszcza – poinformowano mnie – a więc powinienem uznać: jest co czytać. Lubię grube książki. Czy jakakolwiek książka może liczyć mniej niż 350 stronic?
Może, ale nie powinna. Optymalna ilość to ponad 600. Wiadomo wówczas, że poczucie niedosytu będzie proporcjonalnie do grubości książki mniejsze. 
Na pytanie o trylogię Larssona – sprawdziłem, lektura 2128 stron, liczba zachęcająca - odpowiedziałem, że czytam dzienniki i listy, wspomnienia i biografie. Dodałem przepraszająco, że po prostu na beletrystykę nie mam już czasu. Nie dodałem, że do beletrystyki nie zaliczam Wildsteina „Doliny nicości”, czy Anny Bojarskiej „Czego nauczył mnie August”. Fantastyki Cyrila Bouyeure czy Friszkego też. Czyli to czytam.
I nie chodzi o brak czasu w perspektywie dnia, liczącego ledwie 24 godziny (czemu ta nasza Ziemia nie obraca się wolniej) - chodzi o to, że jasno zdaję sobie sprawę, że liczba książek, które zdążę jeszcze przeczytać jest ograniczona. Pięćset? Zapewne nie tysiąc.
Zastanówmy się wspólnie czytelniku. Oto moje dylematy.
Zaglądam na stronę internetową zacnego wydawnictwa Arcana, natrafiam na Ferdynanda Goetla czy Janusza Krasińskiego i co mam począć? Ze strony IPN dowiaduję się, że Szczecin wydał „Wolne media? Środowisko dziennikarskie w 1989 roku”, i co? 
Z artykułu Rafała Ziemkiewicza „Kronika czasów zarazy” dowiaduję się o wydaniu zapisków Jerzego Dobrowolskiego. Autor pisze - „Kończę i zaczynam od nowa. To trzeba przeczytać i przeżyć − jeszcze raz”. Czy mogłem nie przeczytać?
Jak mogę wziąć do ręki Larssona, nie poznawszy myśli Dobrowolskiego? Czy mogę Cobena, skoro nie skończyłem Krasińskiego czy jeszcze ciepłych listów Dąbrowskiej i Stempowskiego? To, ze Browna nie biorę do ręki powinno być oczywiste. No chyba, że w takim samym celu co Michnika – dla studiów. Gumowe rękawice, pinceta, myśl redaktora i formalina.
Jeżeli chodzi o Dobrowolskiego, to z góry wiedziałem, że podzielę zdanie Ziemkiewicza, gdyż w recenzji czytam o peerelu: pozostało codzienne zbydlęcenie, powszechna deprawacja, i przede wszystkim kłamstwo, kłamstwo, kłamstwo…. I czytam o zapiskach człowieka prawego, zanurzonego w kurewskim, do cna załganym, do cna zdeprawowanym świecie.
I wyjaśniam młodemu czytelnikowi - PRL to nie sznurek do snopowiązałek i jego brak, to nie papier toaletowy uwiązany u szyi Konwickiego na Nowym Świecie czy Ireny Dziedzic „Tele-echo”, to także nie humor z kronik filmowych i nie Bareja. PRL to nie pytanie na łamach organu z Czerskiej, kto bohaterem, a kto zdrajcą i kto patriotą i dlaczego Jaruzelski.
Pytania takie może formułować tylko ktoś przesiąknięty złą wolą. 
PRL to deprawacja i kłamstwo. Łamanie kręgosłupów, kolaboracja i hańba. PRL to nie przyjaciele - Urban z równie wybrzuszonym Michnikiem na wspólnym zdjęciu, zadowoleni z siebie. PRL to rzecznik rządu szczujący na ludzi, to ten Urban z konferencji prasowych wskazujący dziennikarzom podążającym ścieżkami błyskawicznych karier cele nienawiści.
A więc … Wspomnienia, Listy i Dzienniki. Niektóre czytam wyłącznie pomiędzy zdaniami, po błyskawicznym przeczytaniu kilkuset stron zapamiętuję to, co najważniejsze, wyrabiam zdanie i wiem, co koniecznie należy jeszcze przeczytać. Nie ma tam mowy o Potterze czy beletryzacji rozterek duchowych Baumanna czy Schaffa. Ich tajemnica znajduje się w archiwum IPN.
„Dzienniki” to między innymi Andrzej Kijowski – do którego coraz rzadziej sięgam, gdyż Polskę wprost zalała fala tsunami książek wspomnieniowych, historycznych, oraz o „bohaterach” PRL. Jest już i Borejsza i Berman, jest Friszkego Kuroń i Modzelewski, jest francuski Michnik. I szybka dygresja w tym miejscu – brakuje syntez.
Czy ktoś potrafi wskazać syntetycznie napisaną, z przypisami i porządnym indeksem osób i pojęć - również pojęć podkreślam, z bogatą bibliografią pracę o PRL?
O instalowaniu komunizmu, o sowietyzacji Polski jest świetna książka „Polacy wobec przemocy 1944-1956”, ale wydana – uwaga - piętnaście lat temu, trudno dostępna. Czy po piętnastu latach nie ma niczego nowego? Taki Andrzej Friszke zaczyna gruntownie studiować i opisywać dzieje PRL poczynając od roku 1956. Postawy społeczne interesują go przede wszystkim po roku 56-ym. Ale przecież ten Kuroń i Michnik wzięli się skądś na tym świecie? Przecież o żarliwym wychowywaniu dzieci środowiska komandosów w duchu komunistycznym nie pisał wróg, tylko nauczyciel i ich przyjaciel. Tenże buntownik Modzelewski z księżyca nie spadł profesorze Friszke.
Syntezy brakuje. Andrzej Paczkowski ostro ocenia komunizm, odnotowuję to, ale z komunistami się pieści. Tymi wczesnymi.
Wracając do dzienników z czasów czerwonej zarazy. 
Kijowskiego lubię – więc co jakiś czas sięgam po jego „Dzienniki” z przyjemnością, Dąbrowskiej nie lubię, ale czytam z ogromnym zainteresowaniem, dużo w nich treści. Anna Kowalska czy ostatni Iwaszkiewicz, nie lubię, ale padają nazwiska i podają fakty, które można weryfikować czytając inne dzienniki i kolejne listy. Jana Lechonia bardzo lubię – wciąż wracam, sięgam do niego jak po odtrutkę na … Kotta czy Rakowskiego. Zresztą ufryzowany na liberała komunista Rakowski to tylko lata 63-68. Nazwiska są i konteksty też. Gdzie, więc czas na Shreka czy Zagubionych?
A więc nie mam czasu na kryminałki. Nie mam czasu na lżejszą lekturę i na filmy. Film się wolno ogląda, a książkę połyka. 
A relaks? Gdzie czas na relaks? Herbert, gdy chciał się pośmiać sięgał po pracę Stalina o językoznawstwie. Leży przede mną cienka książeczka - broszurka licząca 49 stron, a więc tyle co nic – „W sprawie marksizmu w językoznawstwie”. I Wielki Językoznawca wykłada myśl, że język, jako środek komunikowania się ludzi obsługuje wszystkie klasy, i wykazuje wobec tychże klas – tenże język – obojętność, no dobrze.
Jednakże ludzie – jak zauważa Stalin, zwracam się w tym miejscu do towarzycha z Czerskiej - nie są obojętni wobec języka. Niech jeden czy drugi, Michał Głowiński czy Marcin Król przeczytają (odświeżą pobrane nauki), co o języku górnych warstw burżuazji, wykorzystujących język we własnym interesie pisał Stalin.
Otóż próbują „narzucić mu swój szczególny leksykon, swe szczególne terminy, swe szczególne wyrażenia. Pod tym względem wyróżniają się zwłaszcza górne warstwy klas posiadających, które oderwały się od narodu i nienawidzą go …”.
Powtórka z historii – w nowych rolach, w innych maskach?
A czy Stalin mógł mieć na myśli Bratkowskiego lekko szafującego „faszyzmem”? Wołka – całokształt. Redaktora Michnika przekonującego Rosjan, że część polskiego społeczeństwa jest chora na rusofobię i ksenofobię, Michnika rozwijającego myśl o głupcach i swołoczy? O ludziach z ogrodu zoologicznego? (SIC)
Ponownie Andrzej Kijowski i jego notatki. Pisząc o walce o swobody demokratyczne zanotował pod datą 28 marca 1967 roku, że klasyczna opozycja wolności i zależności znika w ustrojach quosi-totalitarnych ustępując miejsca opozycji między samotnością a wspólnotą. Myśląc o państwach „nowoczesnych” (cudzysłów mój), totalnych, notował, że karą najcięższą i najdotkliwszym środkiem wykonywania władzy jest „wyobcowanie", osamotnienie jednostki.
„Państwo za pomocą swych potężnych środków propagandy — przez prasę, radio, telewizję (…) mówi jednostce: już nikt nie myśli tak jak ty, jesteś ostatni, jesteś sam, jesteś inny, zapóźniony, nie masz tu żadnych szans dla siebie, dla twoich dzieci... Chyba, że się zmienisz”.
Czy Michale Głowiński, badaczu nowomowy tak wiele się zmieniło od 1967 roku? Swołocz z ogrodu zoologicznego, ksenofob i rusofob. Czy media nie są jeszcze bardziej potężne niż w roku 1967? Czy to spostrzeżenie przy zachowaniu właściwych proporcji analogii nie opisuje naszego, polskiego „dzisiaj”?
Cyril Bouyeure w opowieści o Michniku zastanawia się – święty czy manipulator. „Pokusa świętości nigdy nie była mu obca”, łączył się z laickimi świętymi, których tak cenił. Wcześniej Adam Boniecki pisał o „świętym Adamie”, że zadaje się i jada „z grzesznikami, celnikami i nierządnicami” – i dodawał, że już bardzo dawno temu ten zarzut postawiono komuś innemu.
A kto zadaje się z ludźmi z Krakowskiego Przedmieścia Michniku? Kto nimi pomiata?
A za tydzień „Kwiatki świętego Adama” – chyba, że coś się wydarzy.
 
Tekst opublikowany w Nr. 18/2011 Warszawskiej Gazety
rekontra
O mnie rekontra

Ukryta przyczyna zdarzeń jest lepsza od jawnej. Tucydydes rekontrapl@gmail.com BLOG Historia 1. JÓZEF PIŁSUDSKI: Podczas kryzysów powtarzam - STRZEŻCIE SIĘ AGENTUR 2. Byłem w Instytucie Pamięci Narodowej. 3. Polscy pisarze fałszują Katyń. 4. Kuroń: "Lechu, idź w zaparte", a Borsuk wciąż milczy. Polityka 2. Szara eminencja Lesław Maleszka. 3. Utytułowany Lech Wałęsa - kalendarium III RP Przykładowy link do jednej z notek POLIS 1. Rzeczy, które musiały być powiedziane … 2. Świadkowie historii i ludzie tła Przykładowy link do jednej z notek Przykładowy link do jednej z notek ReKontry 1. Bajdy pana Wajdy 1. Polowanie z nagonką na IPN 2. Leszek Kołakowski: "Opinia w sprawie pojęcia wiadomości" 3. Prof. Nałęczowi o Białych Plamach i ranach zabliźnionych podłością 4. Niezwykle utalentowany redaktor Adam Michnik 5. Recenzja recenzji z tezą profesora Friszke 6. "SB a Wałęsa" w krzywym zwierciadle profesora Machcewicza. 7. Komunizm – „Chęć wykradzenia bogom ognia” 8. Dlaczego Adam Michnik chce zlikwidować IPN

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka