"Lis poległ, ale śmiercią kamikadze" - Gaz Wyb
"Lis poległ, ale śmiercią kamikadze" - Gaz Wyb
rekontra rekontra
1753
BLOG

Śmierć Lisa kamikadze

rekontra rekontra Polityka Obserwuj notkę 4

 

Poezja. Cały ubiegły tydzień to poezja. Tydzień w Tokio. Pierwszy mecz z Misaki Doi, w rankingu bliziutko pierwszej setki. W pierwszym secie Isia dosłownie zmiotła Japonkę z kortu. Drugi set to formalność. A potem wygrana z Niemką polskiego pochodzenia Angelique Kerber, obecnie trzydziesta na świecie. Andżelika rozważała reprezentowanie Polski, nic z tego nie wyszło. W kolejnej rundzie wygrana z serbską tenisistką Jeleną Jankovic. W trzecim secie do zera. Nokaut. Jelena to trzy lata temu numer jeden na świecie, ostatnio przeważnie w pierwszej dziesiątce. A potem trudna przeciwniczka z Estonii Kaia Kanepi. I słodka zemsta za przyjaciółkę Karolinę. Dzień wcześniej najlepsza na świecie tenisistka Dunka polskiego pochodzenia Karolina Wożniacka przegrała z Kaią..
O Agnieszce zaczęto w Japonii mówić „polska ninja”. Dlaczego? Gdyż japońscy wojownicy ninja specjalizują się w wygrywaniu walk ze znacznie silniejszymi przeciwnikami. Sprytem. Tak właśnie zwycięża Agnieszka Radwańska.
Dygresja. Agnieszka to ninja, a Tomasz Lis to ponoć kamikadze. Rano przeczytałem w Gazecie Wyborczej: „Lis poległ, ale śmiercią kamikadze. Mocno uszkodził wrogi okręt, Kaczyński stracił wizerunkowo”.
Pytanie. Czy w telewizji publicznej lider partii opozycyjnej jest traktowany jak wróg? Misją dziennikarza jest samobójcza śmierć w roli kamikadze, byleby tylko uszkodzić wizerunek opozycyjnego polityka? Czy narkopolacy z Czerskiej coś ćpają, że powielają takie brednie?
Wracamy do Tokio. W półfinale wspaniałe i błyskotliwe zwycięstwo nad numerem trzy na świecie - Białorusinką Victorią Azarenka, a w finale miażdżące zwycięstwo z Rosjanką Verą Zvonarevą. Tydzień Agnieszki.
A dzisiaj Pekin. Oglądam mecz i piszę te słowa. I historia się powtarza. W pierwszym secie Isia dosłownie zmiotła z kortu zawodniczkę gospodarzy Chinkę Jie Zheng. Pełna widownia. Zwycięstwo w pięknym stylu, pocałunki na koniec meczu i uśmiech na twarzy, bardziej poprawiło wizerunek Polski, niż ekskursje polskich polityków do Chin. Drobna Isia Radwańska waży więcej, niż wszystkie wspólne interesy Donalda Tuska z Chińczykami.
Kamikadze
A Lis salonowy kamikadze? W czasach prawie natychmiastowego dostępu do informacji, do faktu, coraz trudniej kogoś okłamać, oszukać, zmanipulować. Doprecyzowując. Kłamstwo łatwo przygwoździć, łatwiej stwierdzić, czy dane stwierdzenie odpowiada prawdzie, czy dany fakt miał miejsce. Ale ilu telewidzów sprawdzi, że znany redaktor posłużył się kłamstwem, mówił nieprawdę, manipulował? Mniejszość. Wystarczy, że kilkadziesiąt procent da wiarę.
Jak ujęto w cytacie Wyborczej słowa pewnego polityka – chodzi o to, by dziennikarz mocno uszkodził wrogi okręt, by Kaczyński stracił wizerunkowo.
A co się dzieje, gdy dziennikarz wie, że powiedział nieprawdę. Gdy od rozmówcy słyszy – jest inaczej? Co czyni, gdy usłyszy – założymy się – założymy o to, jak jest naprawdę? Nie robi nic. Pracownik telewizji publicznej nie przyznaje się do kłamstwa. Liczy się przekaz, komunikat wysłany do publiczności, a także to, ile osób kupi kłamstwo, uwierzy dziennikarzowi.
I w telewizji publicznej pojawia się Tomasz Lis w programie „na żywo” i przez kilkadziesiąt minut próbuje sprowokować gościa programu, lidera opozycji Jarosława Kaczyńskiego. Do czegokolwiek sprowokować. Można powiedzieć bez przesady, że poluje.
Poluje na jakiekolwiek stwierdzenie, które potem będzie można eksploatować do mdłości we wszystkich stacjach telewizyjnych. Cokolwiek, co da się wykorzystać, przekręcić i zmanipulować. Wszelkie chwyty dozwolone.
I Lis przegrywa kolejne starcia przez siebie sprowokowane, wszystkie słowne potyczki i zbliża się ostatnia minuta programu. Liczy się to, co widz zapamięta z całego programu, wydźwięk rozmowy, ostatni akt.
Wyobraź sobie czytelniku, że Jarosław Kaczyński wielokrotnie się uśmiecha, czasem pobłażliwie - fakt, a czasem ironicznie – też fakt. Kilkadziesiąt razy, a tymczasem Tomasz Lis zachowywał kamienny wyraz twarzy. Wielu komentatorów twierdzi, że miał na niej wymalowaną nienawiść. Prawdą jest, że ani jeden raz na ekranie telewizora uśmiech redaktora nie rozjaśnił ściągniętej złością twarzy.
Ilona
I ostatnia minuta programu i ma miejsce zdumiewająca sytuacja. Prowadzący zamierza udowodnić, że Jarosław Kaczyński nie wie jak nazywają się kandydatki PiS do sejmu, które użyczyły na potrzeby kampanii swoich wizerunków. Pojawiły się na billboardach.
Urządza egzamin. Z plikiem kartek w garści, ze ściągawkami, słuchawka w uchu, groźny wzrok, pyta oskarżycielsko o ich nazwiska, a także imiona. Zaznacza, że jest tam – na plakacie wyborczym - siedem osób. Przecież już to wystarczająco go kompromituje, musi z tego zdawać sobie sprawę. 
I słyszy pierwsze imię i nazwisko, i drugie i dowiaduje się, że jest pani Ilona, której Lis nie wpuścił na widownię przed „chwilą”. Zaślepiony nienawiścią, chociaż właściwszym sformułowaniem byłoby „ogłuszony” gdyż prawie w ogóle nie rejestruje tego, co słyszy – dopytuje . Gdy Kaczyński mówi, że jest pani „Sylwia z Łodzi” – żąda nazwiska. A przecież powinno do niego dotrzeć, że znajomość imienia to więcej niż podanie nazwiska. Sylwia z Łodzia, to jak Zbyszko z Bogdańca redaktorze Lis. To osobisty stosunek do danej osoby, nie tylko rozeznanie, ale niewątpliwa znajomość osobista, żeby nie powiedzieć o sympatii.
Tymczasem Lis drąży dalej, wraca do wymienionej Ilony. Nie wie, że jest tuż obok w studio. „A pani Ilona. Bo mówi pan pani Ilona. Skąd kandyduje, z którego miejsca nie pamięta pan?”. Gdy w odpowiedzi słyszy – dosłowne cytaty konieczne - „Pani Ilona? Kandyduje w Płocku z czwartego albo piątego miejsca o ile sobie przypominam” ripostuje, „Nie z szóstego. Z Bydgoszczy”. Kaczyński mówi z uśmiechem na twarzy – „Nie proszę pana. Pani Żurawa z Bydgoszczy”, a Lis jest uparty. I ponownie twierdzi – „z szóstego z Bydgoszczy”. Założyć się nie chciał. I koniec programu.
Słuchawka w uchu, wiedział, że nie ma racji, że posłużył się kłamstwem, czy przyznał się do tego? Przeprosił? Nie. Liczy się przekaz. Przecież to kamikadze. Dziennikarski trup.
Czy może po programie jakiś spiker wyjaśnił? Pamiętam telefony do stacji telewizyjnej polityków Unii Wolności, współpracowników polityków natychmiast prostujących informacje. Nic z tego. Nie tym razem. Nie ma zmiłuj się.
Redaktor Igor Janke napisał na Twitterze: „Koniec dziennikarstwa zbliża się wielkimi krokami. Tomasz Lis złamał wszelkie możliwe zasady tego zawodu”.
I co z tego? Wypadnie z obiegu? Skądże znowu. Dostanie nagrodę, może Nike.
A Kaczyński? Ile dywizji ma Kaczyński? Media czyhają na najdrobniejszy błąd. Karne, zdyscyplinowane, porozumiewające się bez słów siły przeciwnika dysponują dziennikarzami kamikadze. Jeden właśnie poległ – doniosła Wyborcza.
A on wciąż wygrywa. PiSu miało dzisiaj już nie być na scenie politycznej, pamięta ktoś o tym? Ten tydzień to będzie tydzień Kaczyńskiego. I Agnieszki Radwańskiej. Dzisiaj wygrała, a na jej drodze śliczna Ana Ivanovic. W niedzielę finał.
 
Tekst opublikowany w Nr. 40/2011 Warszawskiej Gazety.
Nasza ISIA
Errata.
Tekst pisany był w środę rano. Wczoraj Agnieszka Radwańska wygrała ze Szwedką, a dzisiaj, dosłownie przed chwilą z Serbką, prześliczną Aną Ivanovic i jest w półfinale turnieju w Pekinie. Wygrała dziewiąty mecz z rzędu.
Powtórzę. Isia Radwańska waży więcej, niż wszystkie interesy Tuska w Chinach.
Ana to gwiazda tenisa, była numerem jeden światowego rankingu WTA. Ana, to promienny uśmiech, piorunujący forehand, to 186 centymetrów wzrostu – przede wszystkim nogi, to tenisowy Witalij Kliczko.
Filigranowa Agnieszka, nasz narodowy skarb, od sześciu lat jestem jej wiernym kibicem – to Tomasz Adamek. Isia, to i serce i rozum, jej mecze to partie szachów, gra przypomina japońskie judo – wykorzystać siłę przeciwniczki, a także słabości. Isia to Podhale, to Kraków. I wygrał spryt krakowianki. Siłę pokonał rozum i serce, wygrała polska ninja. Wbrew wszystkiemu.
Jutro (prawie na 100%) polski półfinał – dwie serdeczne przyjaciółki, Karolina i Agnieszka – a pojutrze polski finał. Na 100% będzie polski.
rekontra
O mnie rekontra

Ukryta przyczyna zdarzeń jest lepsza od jawnej. Tucydydes rekontrapl@gmail.com BLOG Historia 1. JÓZEF PIŁSUDSKI: Podczas kryzysów powtarzam - STRZEŻCIE SIĘ AGENTUR 2. Byłem w Instytucie Pamięci Narodowej. 3. Polscy pisarze fałszują Katyń. 4. Kuroń: "Lechu, idź w zaparte", a Borsuk wciąż milczy. Polityka 2. Szara eminencja Lesław Maleszka. 3. Utytułowany Lech Wałęsa - kalendarium III RP Przykładowy link do jednej z notek POLIS 1. Rzeczy, które musiały być powiedziane … 2. Świadkowie historii i ludzie tła Przykładowy link do jednej z notek Przykładowy link do jednej z notek ReKontry 1. Bajdy pana Wajdy 1. Polowanie z nagonką na IPN 2. Leszek Kołakowski: "Opinia w sprawie pojęcia wiadomości" 3. Prof. Nałęczowi o Białych Plamach i ranach zabliźnionych podłością 4. Niezwykle utalentowany redaktor Adam Michnik 5. Recenzja recenzji z tezą profesora Friszke 6. "SB a Wałęsa" w krzywym zwierciadle profesora Machcewicza. 7. Komunizm – „Chęć wykradzenia bogom ognia” 8. Dlaczego Adam Michnik chce zlikwidować IPN

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka