Rafał Gołębiowski Rafał Gołębiowski
568
BLOG

Rodzina XXL

Rafał Gołębiowski Rafał Gołębiowski Społeczeństwo Obserwuj notkę 1

Okazuje się, że szczęście w małżeństwie można zważyć. I to dosłownie. Czasopismo „Health Psychology” opublikowało raport amerykańskich naukowców z Southern Methodist University w Dallas, z którego jednoznacznie wynika, że ludzie, którzy są ze sobą szczęśliwi, tyją na potęgę. Akcja powiększania rodziny rozpoczyna się zaraz po ślubie. Dlaczego?

Wytłumaczenie jest bardzo proste i banalne. Usatysfakcjonowani małżonkowie przestają o siebie dbać. Nie zakładają zmiany partnera i w związku z tym, uważają, że nie muszą już być atrakcyjni. Jedzą byle co i prowadzą byle jaki tryb życia. Z Pięknej i Don Kichota zamieniają się w Bestię i Sancho Pansę. (Swoją drogą, ciekawe jaki wpływ na to zjawisko miał model dosyć – można by rzec – słusznych rozmiarów małżeństwa Shreka oraz Fiony z filmu „Shrek”?).

Badania przeprowadzili amerykańscy naukowcy. Zakładam więc, że badali przede wszystkim amerykańskie małżeństwa. Dlatego też, ta nietypowa tendencja do wspólnego, rodzinnego tycia, wcale mnie specjalnie nie dziwi. Amerykanie znani są ze swych skłonności żywieniowych. Trudno przy takim trybie życia utrzymać odpowiednią wagę. Zwłaszcza, że partner lub partnerka powiększa się wprost proporcjonalnie. Nawet nie wypada wtedy zostać w tyle.

Tyle tylko, że również i w Polsce, zjawisko tycia po ślubie, coraz częściej staje się zauważalne. Oczywiście nie jest to regułą. Nie wszyscy po ślubie tyją i z łabędzi zmieniają się w opasłe kaczątka. Jednakże nawet w gronie moich znajomych, przykładów (mierzonych w kilogramach) szczęśliwych małżeństw, kilka by się znalazło.

Niedawno spotkałem kolegę i koleżankę z podstawówki. Ona – w szkole dosyć przeciętnej urody dziewczyna, szczupła, niewysoka. On – dosyć przeciętnej urody chłopak, szczupły, wysoki. Jak się okazało, mieli więcej ze sobą wspólnego, niż tylko to, że oboje byli szczupli i jakiś czas temu wzięli ślub. Spotkałem ich zupełnie przypadkowo w jednym z supermarketów. Przyjechali z córką na zakupy.

Zupełnie ich nie poznałem! Toczyli się po sklepie, niczym dwie, ogromne kule bilardowe i gdzieś w okolicy stoiska z chipsami, jedna kula nagle zawołała: „Cześć Rafał! Co u ciebie słychać?”. Gołym okiem widać było, że są bardzo szczęśliwi. Jakieś 80 kg rodzinnego szczęścia ponad średnią krajową. Ich wózek wypakowany wysokokalorycznym jedzeniem sugerował, że to nie koniec. Najwyraźniej planują być jeszcze bardziej radośni i zadowoleni z życia. Można by rzec – potwornie.

Sam jestem dosyć szczupły. Nawet bardzo. Teraz, jeśli ktoś zapytałby mnie dlaczego, wiedziałbym co odpowiedzieć. Po prostu zostawiam sobie dużą rezerwę. Po ślubie mam zamiar być cholernie szczęśliwy.
 

Dziennikarz, felietonista. Prywatnie – autor tekstów piosenek, kompozytor, a także gitarzysta w amatorskim zespole rockowym. W przeszłości chciał zostać listonoszem, poganiaczem bydła lub otworzyć własny skup butelek. Tymczasem, został jednak… magistrem. Trochę podróżuje. Bywał na Bałkanach. W Meksyku szukał śladów Pierzastego Węża. Nadal czegoś szuka. Lubi wschody i zachody słońca oraz wiatr.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo