Zbigniew Ringer Zbigniew Ringer
352
BLOG

Lasy zaorane quadami

Zbigniew Ringer Zbigniew Ringer Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

No i mamy pierwszy śnieg tej jesieni. Pierwszy śnieg, i od razu pierwsze pobłądzenia. Czytam w Onecie, jak to w Górach Izerskich pobłądziła grupa turystów i potem ściągali chłopaków goprowcy. Góry mają to do siebie, że są piękne w słońcu i ewent. z tarasu na Kasprowym, groźne natomiast w deszczu, w chmurach, w błyskawicach i w śniegu jesiennym. A tak na dobrą sprawę,  groźne mogą być o każdej porze i dla każdego. Jakieś dwa tygodnie temu zginął na Świnicy krewny mojego przyjaciela, podobno dobry górski łazik, znający Tatry i większość tamtejszych szczytów. Zginął na Świnicy, kiedy uchylił się przed kamieniem, który strącił idący przed nim turysta. Uchylił się, stracił równowagę i runął w przepaść. Dużo trzeba, aby zginąć?
   I takie właśnie górskie śmierci, niezawinione, w słońcu i w grupie przyjaciół, wypadki młodych ludzi, którzy idą w góry dla ich piękna, dla przeżyć i dla swoiście pojętej adrenaliny - takie śmiertelne pułapki najbardziej zasmucają. Ale one zawsze będą istnieć, będą zagrażać tak długo, jak długo istnieć będą góry. Czyli po wsze czasy. Można jedynie uniknąć zagrożenia, kiedy mądrze wyszykuje się wyprawę, kiedy zakłada się z góry czas wędrówki. Dobre buty na nogach i ewent. dobrego kompana lub kompanke. W pojedynkę, to ja mogę chodzić w większość beskidzkich gór, ale już w góry skaliste - nigdy.
   Zresztą czas już nie sprzyja jesiennym wyprawom, poczekamy do wiosny, teraz natomiast szykujemy narty. Szykują się Dolomity przed Bożym Narodzeniem i to jest dobry czas na wejście narciarskie w pełny sezon. Zakładam, że to już moje ostatnie wielkie góry narciarskie, potem przyjdzie czas na uspokojenie, na jakieś górki w Białce czy w Jurgowie. Przejeździłem na nartach pół świata, to była zawsze największa moja pasja, o nartach i górach mógłbym godzinami, a kiedy jeszcze trafi się inny taki wariat, to czasu by brakło na opowiastki i opowiadania. Dziś przeciętny Polak potrafi stać  w Kuźnicach i cztery i pięć godzin, aby w długaśnej kolejce dostać wymarzony wyjazd do góry. Potem  wyjechać wagonikiem, jeszcze potem w zasapaniu wydrapać się pod obserwatorium na szczycie, pstryknąć zdjęcie i po piętnastu minutach zejść śmiertelnie zmęczony do wagonika i zjechać w dół. Z piskiem, kiedy wagonik zsuwa się z podpory.
   W dawnych latach, których nawet najstarsi górale nie pamiętają, szło się piechotą z nartami na ramieniu, zwykle przez Skupniów Upłaz i Karczmisko na Gąsienicową i spod schroniska dalej w górę do dolnej stacji krzesełek. A kiedy się na nie wsiadło, to się dojechało na sam Kasprowy. I tak w kółko kilka razy dziennie z tym, że potem była już tylko trasa Gąsienicowa - Kasprowy. Dziś już człowiek bardziej rozleniwiony, zasmakował Alp i Dolomitów wielokrotnie, to gdzie mu by tam było szwendać się z nartami na ramieniu z Kuźnic do góry. Ale z kolei, jak trzeba, to popędzę i do pobliskiego mi Lasu Wolskiego i tam albo biegówki w robocie, albo i narty zjazdowe na tamtejszym jednym i drugim pólku. Zresztą przybyło wyciągów i krzesełek w Polsce, najwięcej chyba w Małopolsce, czyli w tutejszych Tatrach i w Beskidach,
   Opowiadał mi kiedyś meteorolog z Kasprowego - a dyżur się tam pełni na okrągło - jak to zmienniczka zimą szła pewnego razu  z Gąsienicowej na szczyt i zgubiła się tuż pod obserwatorium, nie mogąc w śnieżnej burzy i ciemnościach znaleźć budynku. I już nigdy tam nie dotarła. Takie mogą być góry nawet dla tych, którzy - pozornie - znają je na pamięć.
   I skoro przy temacie. Niedawno na Rysach, najwyższym szczycie polskich Tatr, ktoś ustawił niewielki krzyż. Prawda, bez zezwolenia, na co i ja bym się może zżymnął, ale z kolei komu to przeszkadza? Jakiś przemądrzały turysta zgłosił to dyrekcji parkowej i ta z miejsca zareagowała. Krzyż usunięto, jest na Rysach spokój głównie dla tych, którym krzyż wadzi wszędzie. A krzyż to przecież wielki Polski Znak. "Tylko pod tym krzyżem, tylko pod tym znakiem, Polska jest Polską, a Polak Polakiem". Nie trzeba z krzyżem walczyć, ale z kolei trzeba mieć zezwolenie na ustawienie go  w tym czy w innym miejscu. Tak i ja to widzę.
   Podobnie, ale to już całkowicie inna materia Trzeba walczyć z quadami w górach, w lasach i wszędzie tam, gdzie nie wolno hasać bez miary. Quady i motocykle górskie rozpleniły się w górach i w lasach niepomiernie. Tydzień temu w Beskidzie Myślenickim naliczyłem ich chyba ośmiu w ciągu trzech godzin. Ubłoceni po same uszy, z hałasem przeorywali tamtejsze lasy, za nic mając znakowane szlaki górskie, turystów po drodze, nie mówiąc o ściółce leśnej, którą quadowcy bezlitośnie likwidują. Wiem, nie ma na nich rady, bo nie sposób wszędzie tam postawić policjanta czy strażnika leśnego. Jak zresztą zatrzymać na trasie pędzącego motocykliste, przecież on ma za nic zakazy, ma w nosie turystów i to wszystko, co istnieje w lesie i w górach. Obłoceni do granic, pędzący na złamanie karku kiedyś doigrają się, że ustawi się w lasach i na polach przeszkody, których na swoich maszynach nie przekroczą. Ale nie przekroczą ich zapewne także ci, którzy w lesie szukają wypoczynku i wytchnienia.To co, nie ma dla nas ratunku?
   W tym momencie spostrzegłem, że już po raz drugi z rzędu ani słowa o polityce. Az głupio, trzeba będzie po kimś przejechać się następnym razem...

Zapiski z Krakowa, ale nie tylko. Jest także o Polsce, o świecie, o przyrodzie, górach i o nartach. Pisane na gorąco, a wydawcą jest mój przyjaciel, Jacek Nowak.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości