Ned Stark Ned Stark
411
BLOG

Choinka dziedziczna

Ned Stark Ned Stark Rozmaitości Obserwuj notkę 12

 

             Kiedy przychodziła zima zjeżdżaliśmy razem z Bułą, Jabłuszkiem, Ajzolem i całą resztą na sankach z każdej napotkanej górki. Dzieciaki z osiedla wykorzystywały każdy ułamek wolnej przestrzeni do saneczkowych wyczynów – małych, kontrolowanych katastrof i karamboli. Największe głupki, wśród których prym wiódł mój kuzyn Aju zjeżdżały z górki wprost na ulicę. Szczęśliwie manewrując między rozpędzonymi samochodami. Ajzol oczywiście kwitował takie wyczyny przewracaniem oczami i kąśliwą uwagą odnoszącą się do inteligencji tych samobójców. Tylko Buła patrzył na to spokojnie i z pełnym lekceważeniem podjadał przygotowywane na wiele tygodni przed świętami pierniki, a Jabłuszko jak zwykle wybałuszał gały i cofał otwartą szczęką. Lubiłem zimę.

           I tak przywiązałem kiedyś do sanek psa i chciałem bawić się w zaprzęg na dalekiej Alasce. Jednak moja trzyletnia siostra nie dała rady utrzymać się na sankach, kiedy pies pognał za pierwszym napotkanym kotem. I oberwało mi się, chociaż nic się jej nie stało i nawet zbyt długo nie ryczała. Tylko zielone dundle zamarzły zwisem w dół z jej nosa, ale zmyły się kiedy wpadła buzią w zaspę.  No i miałem powiedziane, że kiedy przyjdzie Gwiazdor dostanę na tyłek rózgą. Oczywiście, nauczony wieloletnim doświadczeniem wkładałem sobie w wigilijny wieczór poduszkę w spodnie. Uzyskiwałem przez  to dobrą amortyzację. Swoje musiałem przecież znieść żeby dostać od Gwiazdora prezent.

           Zawsze ubieraliśmy dwie choinki – małą i dużą. Obie były ekologicznie sztuczne. Mała pamiętała jeszcze czasy mitycznej dla mnie prababki znanej tylko z opowieści miłośniczki ordnungu i niezłomnych, twardych zasad. Na pewno nie pozwoliłaby na zbijanie przeze mnie co roku największej bombki. A tak od dziecka dostawałem od dziadka Zygmunta jedną bombkę, którą mogłem bez ryzyka awantury rozbić w drobny mak. Strzelałem nią gola w kaloryfer ku uciesze dziadka, a zgrozie mojej matki i babci.

           Mała choinka stała sobie ładnie ubrana w kolorowe bombki i watę na stole, kiedy przyszedł do mnie Buła z Jabłuszkiem. Przyszli w odwiedziny, czyli coś podjeść na boku. A że moja matka akurat wyszła, to spróbowaliśmy zapalić papierosa. I tak od tego spróbowania choinka ku naszemu przerażeniu stanęła w płomieniach. Zdjąłem ją ze stołu i jakiś czas tańczyłem z rozwartą szczęką, zahipnotyzowany strachem.  Wlepiałem swoje wybałuszone gały w ten gorejący krzak, jakby zaraz miał do mnie przemówić. A Buła z Jabłuszkiem ganiali wokół mnie, aż któryś wpadł na pomysł żeby gasić pożar wodą. I udało się. Nic prócz choinki nie spłonęło, a my spoceni jak po Wułefie z Czuchrajem dyszeliśmy ze zmęczenia.

           No i żeby się nie wydało wywaliliśmy historyczną choinkę do śmietnika, a z dużej ucięliśmy jedną gałąź, którą przerobiliśmy szybko na małe drzewko. W ekspresowym tempie uprzątnęliśmy pogorzelisko. Na te porządki wszedł z lekka zawiany mój własny ojciec chrzestny, który  wciągał woń spalenizny i się bardzo dziwił, co to ta moja matka przypaliła.  Z choinką nikt nie zauważył różnicy, tylko ojciec coś wspomniał, że ta choinka babci jakoś się postarzała i wyliniała.

           Ordnung został utrzymany, a Gwiazdor przywalił mi tylko kilka razy w tyłek rózgą, ale tylko prewencyjnie. Bo tak, to byłem grzeczny.

Chyba, że nikt nie widział.

Ned Stark
O mnie Ned Stark

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości