Nie jestem bynajmniej fanem PO i Donalda Tuska. Ba! Wręcz przeciwnie. Ale z drugiej strony nie ma co tragizować. Ten szczyt, poza fanfarami, i tak do niczego konstruktywnego nie prowadzi. Więc może i lepiej, że premier Tusk, w warunkach nieciekawej zimy i innych problemów, pozostanie w kraju. Niepotrzebnie tylko nieco naiwnie tłumaczył absencję premiera rzecznik rządu Paweł Graś. Okazało się bowiem, iż organizatorzy po prostu nie wysłali zaproszenia na ten szczyt dla polskiego premiera, a nie to, że premier jest zbyt zajęty, by tam jechać.
Zaproszenie na szczyt otrzymał natomiast prezydent Lech Kaczyński. I jest to bardzo dobry wybór - zważywszy na prezydenckie prerogatywy konstytucyjne i spodziewane efekty w Davos. Reasumując, sympatycy PO i PiS nie powinni kłócić się o nieobecność premiera. Może to zresztą lepiej także i z innego powodu - premier będzie miał więcej czasu na przygotowanie się do zeznań przed sejmową komisją śledczą.