Łukasz Olszewski Łukasz Olszewski
35
BLOG

Emigracja i demagogia

Łukasz Olszewski Łukasz Olszewski Polityka Obserwuj notkę 4
   Jednym z licznych zjawisk, których zupełnie nie potrafię zrozumieć jest nieustannie ponawiane ubolewanie nad masową emigracją zarobkową Polaków. Liczba osób, które wyjechały za granicę „za chlebem” sięgnęła już ponoć dwóch milionów osób. Za fakt ten, w zgodnej opinii prawicowców i lewicowców, odpowiadają elity polityczne sprawujące władzę w naszym kraju. Na przykład Ziemkiewicz winą za exodus obarcza politykę gospodarczą III RP, która stworzyła bariery dla rozwoju przedsiębiorczości, a nabiła kiesy Kulczykowi i innym milionerom wkomponowanym w sieć postkomunistycznych układów. Opozycja winnego upatruje w rządzie IV RP. Czy trzeba lepszego dowodu – mówi – na niekompetencje Kaczorów, niż owe tłumy, które zwiewają za granicę w poszukiwaniu normalności i godnego życia? Czy emigracja przybrałaby tak monstrualne rozmiary, gdyby Polska była miejscem dla swych obywateli przyjaznym i pozwalającym zarabiać godziwe pieniądze? Czy masowe wyjazdy nie są ucieczką przed nietolerancją, naruszaniem neutralności światopoglądowej i dyskryminacją homoseksualistów i ogólenie przed kartoflaną brzydotą IV RP?

   Ta jaskrawie demagogiczna retoryka wykorzystywana jest – w różnych wersjach - przez demagogów z niemal wszystkich politycznych opcji i póki co znikąd nie słychać głosów krytyki.

   A ja na przykład sobie przypominam, że podczas kampanii przed referendum dotyczącym akcesu Polski do UE, jednym z głównych argumentów euroentuzjastów był ten, że dzięki integracji z Unią nasi obywatele będą mogli podejmować pracę w innych krajach Unii i zarabiać dzięki temu znacznie więcej pieniędzy. Władza mówiła: głosujcie za, to będziecie mogli wyjeżdżać i zarabiać w euro i funtach. Referendum zostało wygrane, więc obywatele, w obliczu wysokiego bezrobocia i niskich płac, zaczęli pakować walizki, by skorzystać z wynegocjowanych przez polityków możliwości zarobkowania za granicą. Do tego momentu jest to logiczne i zrozumiałe. Ale dalej zaczyna się absurd. Oto bowiem fakt, że obywatele masowo korzystają z przywileju, który wywalczyli dla nich politycy, jest okolicznością kompromitującą tychże polityków. „Stało się bardzo dobrze że możecie pracować za granicą, ale to bardzo źle że tak masowo pracujecie za granicą. A źle dlatego, że zarobki w Polsce powinny być takie żebyście nie musieli wyjeżdżać na Zachód! Rząd powinien rządzić tak, żeby zarobki dorównywały średniej unijnej!”

   Bezskutecznie zastanawiam się dlaczego nikt nie odpowie na to po prostu tak:

   Szanowni Państwo. Poziom zarobków w znikomym stopniu zależy od polityków, a w ogromnym stopniu od poziomu rozwoju gospodarczego. Politycy nie mogą żadnym rozporządzeniem zarządzić dobrobytu. Nie mają też tajemnego skarbca, z którego mogliby nieustannie sypać każdemu do kieszeni. To, ile zarabiamy zależy od liczby i jakości fabryk, zakładów, firm, zasobów naturalnych itp, czyli – uogólniając – od sumy PKB. Aktualny stan gospodarki zależy od stanu poprzedzającego: nie możemy mieć jak Szwajcaria czy Kanada, bo jeszcze kilkanaście lat temu mieliśmy PRL, centralne planowanie i ekonomię księżycową. Nie oczekujcie więc od polityków cudów, bo oni takowe czynią niezmiernie rzadko; cudem jest już jeśli udaje im się gospodarce nie szkodzić, a żeby mieli jej rozwój przyspieszać – to takie cuda się nie zdarzają. Wobec tego cieszmy się, że ludzie mogą emigrować i poprawić swoją materialną sytuację, a nie wmawiajcie nam i sobie, że normalne i w sumie zdrowe (bo świadczące o społecznej mobilności) zjawisko emigracji ekonomicznej, to jakaś mroczna emigracja polityczna uciśnionych obywateli, którym władze nie dają zarabiać tyle, ile zarabia się w najbogatszych krajach świata.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka