Zmarła Jadwiga Kaczyńska, matka Jarosława Kaczyńskiego – b. premiera i lidera największej obecnie partii opozycyjnej w Polsce oraz śp. Lecha Kaczyńskiego – b. prezydenta RP i zasłużonego opozycjonisty (tak, zasłużonego opozycjonisty, gdyż śmiem twierdzić, że swój opór przeciwko autorytarnemu reżymowi PRL-u rozpoczął on już wtedy, gdy TW „Bolek” donosił jeszcze na swoich kolegów z zakładu pracy).
Śmierć takiej osoby – nie tylko matki dwóch bardzo ważnych polityków, ale również sanitariuszki Armii Krajowej i postaci wielce zasłużonej w pielęgnowaniu polskiej kultury – to doskonała okazja do stępienia wyostrzonych nadto nastrojów politycznych. Wszyscy pamiętamy przecież, że gdy w kwietniu 2009r. zmarła matka Donalda Tuska, to właśnie Prezydent Lech Kaczyński jako jeden z pierwszych złożył premierowi kondolencje i wyrazy współczucia.
Niestety, zbydlęcenie obyczajów po stronie obozu władzy sprawia, że zwykli Polacy na próżno mogą oczekiwać podobnej reakcji na stratę najbliższej osoby po platformianej części sceny politycznej. Tomasz Nałęcz, przez dziennikarzy nazywany „profesorem” i „doradcą prezydenta RP”, zaś przez Waldemara Łysiaka ochrzczony per „naczelna humanizda III RP” rzygnął był w komentarzu do śmierci Jadwigi Kaczyńskiej do mikrofonu stwierdzeniem, że „Niewykluczone, że [Jarosław Kaczyński po śmierci matki] będzie jeszcze bardziej pełnym bólu odyńcem szarżującym jeszcze mocniej na różne barykady (…) Przypomina on trochę takiego mściciela z XIX-wiecznych powieści o Indianach. Tak sobie tłumaczę jego skrajne sądy ws. Smoleńska. To osamotnienie w wyniku braku najbliższej osoby może jeszcze jego radykalizm wzmocnić". Czyżby była to jakaś pokraczna, a zarazem oficjalna forma złożenia kondolencji Jarosławowi Kaczyńskiemu przez prezydenta Bronisława Komorowskiego za pośrednictwem swojego bliskiego doradcy? I czy aby na pewno to prezes PiS jest tą postacią, która po katastrofie smoleńskiej zradykalizowała się?
Nałęcz stracił okazję, żeby siedzieć cicho (podobnie jak w czerwcu 2011r., nazywając występującego na partyjnym wiecu z młodzieżą lidera PiS „politycznym pedofilem”); zamiast pokory i umiaru wolał wejść w buty Palikota i zachował się jak ulicznik. Nie przypominam sobie, żeby po śmierci dziennikarki Teresy Torańskiej, któryś z prawicowych polityków, publicystów, czy nawet blogerów nawoływał do tego, żeby pójść nad jej grób i „rozpocząć kopanie”, gdyż „my Polacy lubimy wykopki”. A komentarz ten dedykuję tym wszystkim, którzy są przekonani, że w przestrzeni publicznej panuje taka symetria, że i jedni i drudzy tak obrażają, jak i są obrażani i to w takich samych proporcjach.