Po spektakularnej porażce lewicy w Sejmie, gdzie większość parlamentarna w miniony piątek odrzuciła już w pierwszym czytaniu wszystkie trzy projekty wprowadzające do polskiego systemu prawnego instytucję tzw. związków partnerskich, TVN24 publikuje dzisiaj opinię prawną sędziów Sądu Najwyższego nt. projektów ustaw w tej materii; są one jednoznacznie negatywne i w ostrych prawniczych zwrotach perorują zapędy lewicowych posłów.
Słuchając argumentów zwolenników tzw. legalizacji konkubinatów, można usłyszeć z ust przedstawicieli tego środowiska głębokie niezrozumienie tematu, do którego przyszło im aspirować w komentarzach. Brak zgody na związki partnerskie nie wynika (w każdym bądź razie nie na takich argumentach jedynie się opiera) z pobudek religijnych, konserwatywnych, czy też moralnych. Szczególną rolę małżeństwa w strukturze społecznej politycy i mężowie stanu dostrzegali już przed wiekami. Prawo rzymskie, czyli fundament z którego wprost przeniesiono wiele instytucji polskiego prawa cywilnego i rodzinnego, u swojego zarania wprowadzało przepisy wprowadzające uprzywilejowaną pozycję małżonków. A przypomnijmy, że Rzymianie jeśli już dali zamykać się w sferze obyczajowej w jakieś ramy, to raczej cechowała ich rozwiązłość, niż pobożność (można powiedzieć, że w życiu codziennym autorytetem dla nich był jakiś Joannus Pali Cottus, aniżeli Christa Pavlatius).
Cesarz Oktawian August, czyli człowiek którego trudno doprawdy uznać za sympatyzującego z PiS-em i prof. Krystyną Pawłowicz, w czasie swojego jedynowładztwa wprowadził szereg ustaw okalających węzłem ochronnym prawną instytucję małżeństwa. I tak, ustawa Lex Iulia de maritandis ordinibus z 18r. p.n.e. oraz jej następczyni – Lex Iuilia de Papia Poppea z 9r. n.e., były prawami zwalczającymi bezżeństwo oraz bezdzietność obywateli rzymskich; Lex Iulia de adulteriis (mniej więcej z tego samego okresu) wprowadzała penalizację cudzołóstwa i związków pozamałżeńskich. Jak widać, ustawy te ogłoszono zanim jeszcze powstało chrześcijaństwo i katolicyzm, a nawet więcej – pojawiły się one na krótko przed urodzeniem się samego Jezusa Chrystusa.
Szczególna piecza państwa nad małżeństwem wynika bowiem w pierwszej kolejności z przesłanek logicznych; wsparcie dla podstawowej komórki społecznej, dającej państwu obywateli, świadczących w dłuższej perspektywie o jego sile i dobrobycie to działanie praktyczne, a nie ideologiczne. Państwo w sferze zewnętrznej ma tworzyć wszelkie możliwe warunki do jak największego scalania małżonków i rodziny; to, co będzie się działo wewnątrz małżeństwa, owa więź emocjonalna, duchowa i ekonomiczna, zależy już tylko od nich samych. Tym samym, tworzenie jakichś alternatywnych form współżycia i nadawanie im przywilejów zarezerwowanych samą aż konstytucją tylko małżeństwu, jest oznaką właśnie braku rozsądku i pewnego pomylenia pojęć; w pierwszej kolejności zaś – wyrazem zideologizowania.
Powoływany przez prawicę art. 18 konstytucji jest dobrym odniesieniem i gasi w zalążku wszelkie argumenty zwolenników związków partnerskich. Opublikowane przez TVN fragmenty opinii prawnej sędziów Sądu Najwyższego nie pozostawiają złudzeń, że rozregulowanie definicji małżeństwa w systemie prawa jest niedopuszczalne, a zabieg taki możliwy jest jedynie przez uprzednie zmienienie przepisów ustawy zasadniczej. Sędziowie stwierdzili m.in., że „treść art. 18 konstytucji jest wyrazem wyboru aksjologicznego, dokonanego świadomie w celu zagwarantowania normatywnego modelu małżeństwa i rodziny, który można w uproszczeniu nazwać »tradycyjnym«” oraz dalej, że „w związku z brzmieniem art. 18 konstytucji - instytucjonalizacja heteroseksualnego konkubinatu jest »niedopuszczalna«, a poszerzanie regulacji prawnej dotyczącej pozostających we wspólnym pożyciu osób, które mogą zawrzeć związek małżeński, »nie wydaje się potrzebne«” (…) "W polskim modelu konstytucyjnym nie ma miejsca dla instytucji o skutkach podobnych bądź identycznych do małżeństwa, przewidującej inne, liberalniejsze zasady zawarcia i rozwiązania związku, ani instytucji „równoległej” do małżeństwa dla osób tej samej płci. Małżeństwo, w sytuacjach typowych, oczekiwanych przez ustawodawcę, ma realizować funkcję prokreacyjną i opiekuńczo-socjalizacyjną".
Cytować można by garściami. Podobnie inne orzeczenia i uchwały Sądu Najwyższego bardzo ostrożnie odnoszą się do wyłupywania z małżeńskiej prawnej skorupy ochronnej wyjątków, dopuszczających do podobnych praw inne rodzaje związków międzyludzkich. Jedyną drogą do wprowadzenia związków partnerskich do powszechnie obowiązującego systemu prawa jest konieczność przeprowadzenia referendum wśród Polaków. A tego posłowie RP, SLD i 2/3 PO nie chcą zrobić, gdyż wiedzą, że znaczna część z nas sprzeciwia się instytucjonalizacji tego typu związków. Pozostaje więc podążanie okrężną drogą. Ze skutkiem takim, jak ten, który mogliśmy podziwiać w piątek.