Sed3ak Sed3ak
1164
BLOG

Platforma tonie, orkiestra gra do końca

Sed3ak Sed3ak Gospodarka Obserwuj notkę 3

Sobotni wieczór poświęciłem na obejrzenie dwóch – jak się później okazało – znakomitych filmów. Dokumentalnego „Inside Job” (2010), rozrysowującego genialnym głosem narratorskim Matta Damon’a genezę, przebieg i skutki wielkiego kryzysu finansowego z roku 2008 oraz „Chciwości” (2011, tyt. org. „Margin Call”), opartej na tym dokumencie fabularyzowanej opowieści o szefach wielkiego konglomeratu finansowego (pierwowzór Citigroup), którzy na chwilę przed nadejściem spekulacyjnej katastrofy próbują opchnąć na rynku nic niewarte derywaty, zawierające głównie hipoteczne listy zastawne.

Pomimo różnicy gatunku obie pozycje ogląda się jak thrillery, czy nawet kryminały. Wyszczególnieni są negatywni bohaterowie, opis działania których rozpościera dramat milionów, czy nawet miliardów ludzi na całym świecie. Smutny morał z „Chciwości” oraz „Inside Job” jest taki, że splot niejasnych powiązań biznesowo-politycznych doprowadził w konsekwencji do sytuacji, w której nikt z odpowiedzialnych za wywołanie kryzysu finansowego nie poniósł za swoje działania konsekwencji. Namalowany w tych obrazach patologiczny układ trwa sobie w najlepsze; w samej tylko Ameryce, pomimo pięciokrotnej wymiany prezydentów w fotelu w Białym Domu, ludzie od „wewnętrznej roboty” potrafią odnaleźć się w każdej sytuacji i znaleźć ścieżki dojścia do stanowisk. Czy jest to tylko amerykańska specyfika?

Niemniej ciekawa (zwłaszcza w „Inside Job”) jest pieczołowitość w prezentacji mechanizmu „bańki spekulacyjnej” na rynku nieruchomości w Stanach Zjednoczonych. Proste grafy i rytmiczna narracja pozwalają przeciętnemu widzowi ogarnąć temat. W skrócie: zarzewiem kryzysu finansowego w USA było zupełne wyłączenie spod rządowych regulacji całych dziedzin handlu instrumentami pochodnymi na rynkach finansowych tzw. derywatami. Politykę deregulacji, zapoczątkowaną przez Reagana, śmiało kontynuował Bush, oswobodził z prawnych pęt Clinton, korzystał na niej Bush jr., a Obama – pomimo jej fiaska – nie odwrócił. Sytuacja ta splotła się z niezwykłą hossą na rynku nieruchomości w stanach; niebezpieczne kredyty hipoteczne (subprime mortage), przyznawane „bez zaświadczeń” przez domokrążców (a nie bankierów) na wysoki procent i najczęściej ludziom nie mogącym ich spłacić, spowodowały już połowie 2007r. pierwsze pęknięcie.

Wyłączenie polityki regulacyjnej, w tym – regulacji handlu derywatami – przyczyniło się do rozerwania „łańcucha”, jaki wiązał kredytodawcę (czyli bank) z kredytobiorcą. W normalnych warunkach (np. polskich) bank testuje swoje przyszłego klienta pod kątem jego długoterminowych zdolności spłaty zaciągniętego kredytu. W warunkach amerykańskich instytucja taka nie była dla banku niezbędna, gdyż zabezpieczoną hipotecznie wierzytelność o spłatę długu bank ubierał w postać bankowego listu zastawnego (główny składnik opisywanych wcześniej derywatów) i sprzedawał na rynku pochodnym (bezpośrednio, bądź za pomocą powołanych do tego spółek). Oczywiście, żaden kretyn nie wykupiłby takich derywatów, wiedząc, że zawierają one wierzytelności o podwyższonym ryzyku spłaty.

W tym miejscu „nieoceniona” była rola – co „Inside Job” pięknie podkreśla – agencji ratingowych, które każdemu tak upakowanemu instrumentowi finansowemu przyznawała wysokie oceny wiarygodności kredytowej. Przy braku państwowej regulacji nad wypuszczaniem i handlem tego typu instrumentami finansowymi, można śmiało powiedzieć, że mieliśmy do 2008r. do czynienia z działalności mafijną, która kosztowała drogo wielu ludzi; niestety nie tych, którzy się do niej przyczynili.

Źródło kryzysu sprzed pięciu lat jest już dzisiaj raczej zjawiskiem zbadanym, a skrótowy zarys myśli prezentuję w tym miejscu niejako dla porządku (jest to oczywiście problem dużo bardziej złożony, obejmujący stosowanie przez rynku finansowe m.in. procederu dźwigni finansowej bez prawnych limitów, w skrajnych momentach przypominający handlem opiewającym na sporą sumę wekslem, wystawionym przez żebraka). Najciekawszym elementem zagadnienia jest z całą pewnością właśnie proceder wytworzenia owej bańki spekulacyjnej, w którą wszyscy dmuchali, a po pęknięciu której każdy płakał, żaląc się, że nie widział w co dmucha. Wzrost cen nieruchomości w USA nie był połączony ze wzrostem zamożności, czy też zwyżką średniej zarobków rocznych przeciętnego Amerykanina. Pomimo to jednak liczba udzielonych pożyczek hipotecznych w latach 2000 – 2008 oraz współczynnik właścicieli swoich domów wzrósł o kilkadziesiąt procent.

Czy czegoś to Państwu nie przypomina?

Światowe kryzysy finansowe mają to do siebie, że – podobnie jak choroby – nie mając tożsamych objawów wywołują zawsze ten sam skutek. Niezadłużona i sensownie prosperująca gospodarka Argentyny w 2001r. musiała upaść na skutek przeholowania tamtejszego kredytu „w systemie argentyńskim”. Z kolei zadłużona na potęgę gospodarka Japonii (200% PKB) może „spać spokojnie”, gdyż w większości jest to zadłużenie krajowe i absolutnie do udźwignięcia dla japońskich mocy przerobowych.

A co dobrego u nas?

Wydaję mi się, że pierwsze objawy nadchodzącej katastrofy gospodarczej mamy już za sobą. Przypomnijmy, że gospodarka funkcjonuje na zasadzie „fal”, w których okres prosperity załamywany jest przez nagłe kryzysy; zjawisko poniekąd naturalne, ale trudne do przewidzenia, przez co tak bolesne. Polska gospodarka od roku 2001r. w zasadzie nie doświadczyła recesji. Tymczasem, nie jest przypadkiem, że rząd na czerwiec właśnie zaplanował nowelizację budżetu, rzecz raczej mało spotykaną w historii III RP. Dane spływające do Ministerstwa Finansów muszą być zatem jeszcze gorsze, niż wynika to z oficjalnych przekazów. Dla kogoś, kto w codziennej pracy ma do czynienia z ludźmi i ich bolączkami nie są to żadne nowiny; dla poddanych masowej indoktrynacji konsumentów medialnej papki zbliżające się uderzenie będzie jak grom z jasnego nieba.

Jesienią 2012r. załamały się wpływy do budżetu państwa. W pod koniec maja 2013r. polski PKB zamarł na niespotykanym w polskich warunkach wyniku 0,5% (w II kwartale). Bezrobocie – będące raczej skutkiem kryzysu, niż jego przyczyną – utrzymuje się na najwyższym do 2006r. poziomie, co jest dodatkowym obciążeniem dla gospodarki i państwa. Międzynarodowy Fundusz Walutowy jako elementy chroniące nas w latach 2009-2010 przed skutkami kryzysu z USA wymienił m.in. ogromne sumy płynące do nas w formie unijnych subwencji oraz rządowe rozkręcenie infrastruktury związanej z przygotowaniami do Euro2012. Jak widać, popchnięta na tę okoliczność polska gospodarka (śmigająca na tle pozostałych państw unijnych w dobie kryzysu) po odsunięcia jej dwóch podstawowych źródeł zasilania, brnie przed siebie siłą rozpędu.

Już teraz jednak widać, że wytworzona przez rządową propagandę „zielona wyspa” okazała się niczym innym, jak tylko bańką spekulacyjną. Polski wzrost gospodarczy, prócz dwóch czynników podanych wcześniej, opierał się w 80% na popycie zewnętrznym, na nielimitowanej rozumem konsumpcji. Rok do roku, pomimo dreptania w miejscu takiego podstawowego wskaźnika dla konsumentów jak średnia wysokość płac, Polacy zwiększali wydatki na bieżące przeżycie, nabywając coraz bardziej wyrafinowane dobra, w większości produkcji zachodniej (plazmy, meble typu modern, lustrzanki, samochody w leasingu). Na samo nasuwające się pytanie, skąd ludzie Ci wzięli na to wszystko pieniądze, można jedynie nie bez schadenfreude odpowiedzieć pytaniem: a skąd biedni Amerykanie brali pieniądze na domy, nieodpowiadające ich zdolnościom zarobkowym?

Odpowiedź jest prosta – z kredytów. W ostatnich latach wzrosło nie tylko zadłużenie prywatne Polaków, ale również i dług publiczny. Ten ostatni, jest przemilczanym czwartym elementem budującym wzrost gospodarczy ery Tuska (wkład własny na inwestycje infrastrukturalne musiał być przecież za coś sfinansowany); dobrobyt budowany na takich podstawach jest więc dobrobytem sztucznym. Tutaj jednak podobieństwa się kończą. O ile w Ameryce, w skutek handlu „paczkami kredytowymi” przez banki na rynku wtórnym, większość z nich upadła (a raczej: upadłaby gdyby nie pomoc państwa), o tyle w Polsce banki – z tej racji, że w większości są to banki o kapitale obcym – nie padną. Zostaną uratowane przez centrale, niewykluczone że z wykorzystaniem słabego polskiego rządu.

Po wtóre jednak, skala przyznawanych przez te banki kredytów hipotecznych w Polsce nie jest taka wielka, ja działo się to na początku minionej dekady w Stanach (były też one udzielane ostrożniej, z większym wkładem własnym itp.). W tej sytuacji, to nie wierzyciele w momencie nadejścia załamania będę mieli problem, tylko dłużnicy; czyli będzie zupełnie odwrotnie – albo trochę inaczej – niż przy kryzysie amerykańskim.

I w tym miejscu należy upatrywać sondażowego zdychania Platformy Obywatelskiej (ostatnie trzy sondaże to stosunek PiS do PO: 1 – TNS Polska dla „Forum” – 39 % do 32%; 2 – CBOS – 27% do 23%; 3 - TNS Polska – 30% do 23%). Od tej partii masowo odpływają wyborcy, którzy – czego zdaje się nie rozumieć PiS, a w porę zrozumiał Przemysław Wipler – nie przepływają do partii Kaczyńskiego, tylko rozpływają się w niebycie. To im właśnie w ostatnich miesiącach skończyło się wytworzone pod zastaw Eldorado. W korporacjach, prywatnych przedsiębiorstwach i małych firmach nowoczesnych branż pojawia się widmo redukcji etatów, wycofywania zamówień i drastycznego obniżenia płac. Osoby tam zatrudnione, najczęściej pozbawione kompetencji twardych, a wysoki standard życia zapewniający nie umiejętnościom, lecz miejscu w którym się znaleźli, mogą w niedalekiej perspektywie stanąć przed widmem życiowego załamania.

Ten rodzaj elektoratu, który trwając przy Platformie dawał jej zwycięstwo w sześciu kolejnych wyborach, dzisiaj na własnej skórze odczuwa skutki nie tylko wytworzonego na kredyt dobrobytu, ale również dziadowskiego państwa, którego partia Tuska stała się synonimem.

A swoją drogą to ciekawe, w jaki sposób nastąpiło to tąpnięcie, które zatapia Platformę od kilku tygodni. Niby – z perspektywy czasu – syndromy są klarowne i – po fakcie – łatwe do odczytania. Ale przecież wielu wróżyło partii rządzącej klęskę już po ogłoszeniu kryzysu finansowego, po powodzi, po katastrofie smoleńskiej i niewywiązaniu się z infrastrukturalnych zobowiązań na Euro2012, czy też podwyższeniu wbrew 80% społeczeństwa wieku emerytalnego. Efekt śnieżnej kuli, jak sądzę. A może właściwsze było porównanie do Titanica. Wcześniej uszkodzono trzy, cztery grodzie pokładu Platformy. Nie pozwalało to partii płynąć, ale wystarczało by trwać na wierzchu. Przerwanie jednak piątej jazy nieodwracalnie odwróciło trend; to ugrupowanie tonie, przepada bezpowrotnie, ciągnie za sobą w dół jej czołowych graczy, za chwilę osadzi się na dnie.

„I tylko orkiestra gra dalej” – jak tłumaczy to szef finansowego giganta (Jeremy Irons) swojemu podwładnemu (Kevin Spacey) w filmie „Chciwość”.

Sed3ak
O mnie Sed3ak

"Człowiek w Narodzie żyje nie tylko dla siebie i nie tylko na dziś, ale także w wymiarze dziejów Narodu (...) Polska może żyć własnymi siłami, własnymi mocami, rodzimą kulturą wzbogaconą przez Ewangelię Chrystusa i przez czujne, rozważne działanie Kościoła. Polska może żyć tu, gdzie jest, ale musi mieć ku temu moc. Musi patrzeć i ku przeszłości, aby lepiej osądzać rzeczywistość, i mieć ambicję trwania w przyszłość. Naród jest jak mocne drzewo, które podcinane w swych korzeniach, wypuszcza nowe. Może to drzewo przejść przez burzę, mogą one urwać mu koronę chwały, ale ono nadal trzyma się mocno ziemi i budzi nadzieję, że się odrodzi (...)" kard. Stefan Wyszyński sed3ak na Twitterze Sed3ak Pro, czyli dyskusja na poziomie Pro! "The mystic chords of memory will swell when again touched, as surely they will be, by the better angels of our nature". Abraham Lincoln "Virtù contro a furore Prenderà l'armi, e fia el combatter corto; Che l'antico valore Negli italici cor non è ancor morto". Francesco Petrarka Polecam: "Dzienniki Ronalda Prusa. Część Pierwsza."

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Gospodarka