Dzisiejszy wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu jest swego rodzaju wskazówką praktyczną. Zgodnie z jego wykładnią – primo, wolno dokonywać ludobójstwa, byle tylko przed tym, zanim się przyjmie konwencję dokonywania takich zbrodni zakazującej; secundo – ludobójstwo jest karane, jeśli dokonano go już po wejściu w życie konwencji o ochronie prawa człowieka i podstawowych (sic!) wolności, czyli po 1952r.. „Europejski Trybunał Praw Człowieka uznał, że nie może ocenić rosyjskiego śledztwa ws. zbrodni katyńskiej z lat 1990-2000, bo Rosja przyjęła konwencję praw człowieka dopiero w 1998 r., czyli osiem lat po rozpoczęciu śledztwa.” – donosi dzisiejsza „Rz”.
Ktoś powie – No jak to tak, przecież prawo nie działa wstecz; lex retro non agit, głosi rzymska maksyma (gwoli ścisłości, nie rzymska, tylko polska; rzymianie nie mieli z nią wiele wspólnego)! Trybunał w Strasburgu może i ma prawo przyznawać zdeprawowanym bandziorom odszkodowanie za to, że odsiadywali swoje wyroku w za ciasnych celach i o suchym pysku, ale z pewnością nie może stosować reguł demokratycznego państwa prawa w stosunku do Największego Zbrodniarza W Historii Ludzkości i wybudowanego przez niego systemu, który doprowadził do wymordowania ponad 22 tys. polskich oficerów w ramach tzw. zbrodni katyńskiej.
Ale moment.
Czy taka argumentacja – że konwencji o prawach człowieka, które to prawa są jakoby przyrodzone, niezbywalne i uniwersalne – nie wolno stosować do wydarzeń sprzed 1953r., czegoś nam nie przypomina? Tak, to przecież polski Sąd Najwyższy orzekł w 2009r., że nie można rozliczać orzekających w latach stanu wojennego sędziów (za to, że orzekali na mocy dekretu wydrukowanego w gazecie z pominięciem Dziennika Ustaw), gdyż „PRL nie był demokratycznym państwem prawa”…
W tej sytuacji można się tylko zastanawiać, jakim cudem udało się zatem skazać w procesie norymberskim zbrodniarzy niemieckich i to na najwyższe z możliwych kar? Przecież w okresie 1939 – 1945 system prawa kontynentalnego (jak i jakiegokolwiek innego), nie znał pojęcia „zbrodnia przeciwko ludzkości”, „ludobójstwo”, czy też „zbrodnia przeciwko pokojowi”. Czy gdyby dzisiaj sędziowie Trybunału ds. III Rzeszy mieli zrewidować swoje wyroki powołaliby się w nich na argument, że pojęcia te ukuto dopiero po zakończeniu II Wojny Światowej, a w związku z tym hitlerowskim zbrodniarzom z Niemiec za zagazowanie i wymordowanie milionów ludzi oraz zrujnowanie i zrównaniu z ziemią połowy Europy należy się co najwyżej upomnienie słowne?