Ociepliłem wirtualny swój konterfekt niezłej
jakości watą szklaną kupioną za bezcen
Ten portret umieściłem w ramie Trafiłem
na targu zakup w sumie dobry za takie
pieniądze Skroniom wtarłem olejek
miętowy wyczyściłem buty Z kredensu
a jakże pobrałem zastawę wyjątkowo
białą Na stół cały w bieli bez tam
dekontaliów I wino chilijskie i mandarynki
i wiązkę trociczek Ich subtelność
może nawet zbędna posłuży przez moment
Nic już nie mogło popsuć dobrego humoru
nawet facet w tremo gapiący się
na mnie Wyjątkowy bezczel Czyżby
sądził że zaproszę jego Ach Julio czy ty
to widziałaś Ten gbur przeklęty myśli
że jest moim panem
Już wszystko
gotowe możesz nie przychodzić
Pozostań w swoich dzieł
ogródku
JESTEŚ
Jesteś najpiękniejszymi snami ;
te tylko pamiętam.
Czy tęsknię za nimi ? Przeklęte
majaki ! Uporczywe , jak klątwa
ciśnięta zza węgła ,
przez sprzedawcę marzeń.
Dość im - kiedy , do cholery
będzie ?
Pomponiuszu , na Boga !
Tylko bez histerii.
LICHO
Licho nie śpi , nadobna.
Nawet gdy ty słodko spoczywasz
w morfejskim objęciu.
Pamiętaj , aby odpocząć
przed biegiem.
Nie zrywaj się ze snu, bo
goni ambicja.
Szukaj równowagi , nim ona
o tobie zapomni.
Przecież już poznałaś świata
nieprzychylną gębę.
Bycie sobą także ma urok.
Zatem sobą wbrew tobie ;
widzisz poświatę Księżyca
ponad morską ciszą ?
Pozdrawiaj rybitwy ,nadobna.
Rano. O siódmej czterdzieści.