sgosia sgosia
533
BLOG

Ostatnie posiedzenie rządu przed stanem wojennym.

sgosia sgosia Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 10

 

Andrzej W. Kaczorowski jest dziennikarzem, publicystą, autorem książek i tropicielem nieznanych dokumentów z najnowszej historii Polski, zwłaszcza czasów PRL, stanu wojennego i początków III RP.

Poniżej zamieszczam napisany przez niego artykuł, w którym ujawnia nie publokowany stenogram z ostatniego przed stanem wojennym posiedzenia rządu. Gdzie widać „troskę” o poziom życia obywateli, ze szczególnym uwzględnieniem dzieci i osób oczekujących w kolejkach (rozwiązania są naprawdę zaskakujące), bezsporną „winę” Solidarności za zaistniałą sytuację, również gospodarczą (!) i wyraźną „konieczność” przejęcia władzy przez wojsko. Warto też zwrócić uwagę na ostatnie słowa Jaruzelskiego.

 

Stan bez kartek na chleb -Andrzej W. Kaczorowski

 

 

          Minęło już trzydzieści lat od wprowadzenia przez władze PRL stanu wojennego, a spór na temat wyboru tzw. mniejszego zła przez gen. Wojciecha Jaruzelskiego wciąż trwa. Czy groziła nam wówczas interwencja sowiecka? A może raczej chodziło tylko o „obronę socjalizmu jak niepodległości”, by zachować nomenklaturę partyjną? Niewątpliwie sytuacja gospodarcza była wówczas katastrofalna, a komuniści nie zamierzali oddać „raz zdobytej władzy”. Doskonałą ilustracją ówczesnych nastrojów są – znajdujące się w Archiwum Akt Nowych – do niedawna tajne stenogramy posiedzeń Rady Ministrów z tego okresu.

           Rząd obradował 7 grudnia 1981 r., a więc na kilka dni przed całą operacją. Minister handlu wewnętrznego i usług Zenon Komender poinformował o „głównych zagrożeniach rynku”. „Nikt przed sklepem nie staje i nie pyta, co sprzedają, tylko co dają” – mówił ukazując groźbę reglamentacji chleba, bo gdy w kolejnych piekarniach „jest mąki na jeden czy dwa wypieki”, to wystarczy zakłócenie komunikacyjne i „w jakimś regionie chleba nie będzie”, podobnie jest z dowozem mleka. By zdyscyplinować sprzedaż, minister proponował powołanie międzyresortowego zespołu ds. reglamentowanego zaopatrzenia ludności, bowiem żywności na kartki brakowało. Komender (wiceprzewodniczący Stowarzyszenia PAX) zastanawiał się nawet nad stosowaniem zamienników: „Mnie to by biskupi wyklęli przede wszystkim jakbym alkohol dawał zamiast mięsa”.

           Przedstawiciel resortu przemysłu chemicznego stwierdził, że zaległości „w ropie na rurociągu” wynoszą 200 tys. ton i „nieznana jest prognoza do końca roku”. Interwencje osobiste u radcy ZSRR w Warszawie nie dały pewności co do wykonania kontraktu i „trzeba się liczyć z niedoborami rzędu prawie 100 tys. ton benzyn na m-c grudzień”. Minister handlu zagranicznego Tadeusz Nestorowicz przyznał, że kolejne interwencje okazały się nieskuteczne. „Towarzysze radzieccy się tłumaczą, że nie są to tylko opóźnienia skierowane w stosunku do Polski, ale dotyczą dostaw i do innych krajów socjalistycznych i są po prostu wynikiem potrzeb gromadzenia określonych środków płatniczych na import zbóż, mięsa i tłuszczu”, a na razie „te zwiększenia poślizgów narastają”.

           Pytany o zaopatrzenie przedświąteczne, min. Komender odparł, że jest też „pewna rezerwa drobiu”. W przydziałach ryb  uprzywilejowano wielkie aglomeracje (70 dkg na jednego mieszkańca) kosztem województw rolniczych (13 dkg). „W cukrze zdecydowano o pół kilograma większą normę przydziałową na osoby dorosłe”. Artykuły cukiernicze dla dzieci – „nie rzucać na rynek poprzez sklepy”, tylko poprzez imprezy choinkowe w zakładach pracy. Centralne związki spółdzielcze otrzymały zadanie opracowania szczegółowego planu produkcji i harmonogramów dostaw pieczywa. „Niestety trudności występują z produkcją ciast świątecznych ze względu na niewielkie możliwości dostaw tłuszczy i jaj”. Dotkliwie brakowało artykułów importowanych (kawa, herbata i owoce cytrusowe); „całkowity brak takich rzeczy jak orzechy, figi czy migdały”. Jedyny wzrost odnotowano w dostawach kompletów choinkowych (o 36 proc.).  

            W podsumowaniu premier Jaruzelski powiedział, że „bez głębokiego przełomu w zakresie spowodowania równowagi rynkowej żadne cząstkowe ruchy nie spowodują odczuwalnej poprawy”. Za najtrudniejszy punkt uznał relację artykuły przemysłowe – artykuły rolne, bo „niestety jest zaszłość tego rodzaju, że wieś dysponuje ogromną ilością pieniądza i właściwie nie ma obecnie szans, ażeby na tyle w najbliższym okresie wzrosła produkcja środków produkcji dla wsi, aby chociaż w części spowodować drenaż tych środków”. Dlatego generał prosił „towarzysza wicepremiera” Romana Malinowskiego, prezesa ZSL, by „dokonać raz jeszcze bardzo głębokiej i całościowej oceny tego problemu”. „Ogromne środki, które w wyniku regulacji cen skupu wpłynęły na wieś, plus te dochody, które wieś obecnie uzyskuje z tej sprzedaży wolnej, faktycznie stworzyły nową zupełnie sytuację. My nie jesteśmy w stanie jej pokonać tradycyjnymi środkami, tzn. zwiększeniem podaży” – przyznał.

           „Sprawa, która bardzo niepokoi i która nie może być przez nas przyjęta, jako coś oczywistego, to jest ewentualna reglamentacja chleba” – zadecydował generał. „No, nie możemy się sprowadzić do tego poziomu i muszą być podjęte nadzwyczajne kroki, ażeby temu zapobiec. Prosiłbym o określone propozycje, z czego można by zrezygnować, jakie zrobić ruchy wewnętrzne, we współpracy gospodarczej z sojusznikami, w każdym razie przejście na reglamentację chleba musiałoby być już ostatecznością, poza którą już nie wiem, co zostaje”.

           Jako wojskowy premier zalecał „bardziej jeszcze żandarmeryjne” przeciwdziałania „przeciekom reglamentowanej masy towarowej” w drodze od zakładu do hurtu i do sklepu, dyscyplinowanie wojewodów oraz zwalczanie powiązań spekulantów z czynnikami administracji gospodarczej, a nie tylko „tu gdzieś tam złapali babę na rynku”.

           „W tym miesiącu nie może być żadnych ruchów cenowych centralnie sterowanych, jak również trzeba wpływać, żeby i spółdzielczość i drobna wytwórczość wzięła na wstrzymanie” – przypominał generał. „Mamy sytuację przecież bardzo napiętą, były jednak duże ruchy cenowe ostatnio, przede wszystkim wódka i benzyna, i nie należałoby już teraz iść w tym kierunku dalej (…) Nie stać nas jeszcze na dodatkowe kłopoty z tym związane”. Przypilnowaniem cen miał się zająć minister Zdzisław Krasiński.

           Premiera obchodziła również kultura sprzedaży w warunkach reglamentacji: „Mnie tutaj gen. tow. Hupałowski informował o pewnych inicjatywach, że nawet ci ludzie czekający w kolejkach, żeby nie marzli pod sklepem tam, gdzie już ta kolejka niestety jest, ażeby na przykład można było ją gromadzić w sklepie, który jest pusty obok, który właściwie nie sprzedaje, bo nie ma co sprzedawać, no ale istnieje, bo tam jeszcze został szczątkowy towar”. To wszystko miało prowadzić do rozładowania napięcia społecznego i przynieść ludziom ulgę.

           Nie był to jedyny punkt tego posiedzenia. Min. Stanisław Ciosek winą za zaostrzanie się sytuacji społeczno-politycznej obarczył „Solidarność”, która odrzuciła „linię porozumienia”, wysuwając żądania polityczne mające na celu zmianę „fundamentów ustrojowych” oraz dążąc do konfrontacji i przejęcia władzy;  reakcją na uchwalenie przez Sejm nadzwyczajnych uprawnień dla rządu  miał być 24-godzinny ogólnopolski strajk protestacyjny, a potem ogłoszenie strajku generalnego. Kierownictwo „Solidarności” liczyło, że to nie partia czy rząd może być faktycznym gwarantem interesu Związku Radzieckiego w Polsce. „Pole manewru dla <Solidarności> jest już praktycznie żadne” – diagnozował przedstawiciel rządu. „Dla nas jedynym możliwym ustępstwem jest wręcz praktycznie i wyłącznie oddanie władzy, również my innej możliwości manewru nie mamy”. Słowem – „wypowiedziano w sposób już otwarty i jawny wojnę socjalistycznemu państwu”.

           Min. Cioskowi wtórował wicemin. spraw wewnętrznych gen. Bogusław Stachura, którzy ostrzegał, że pogłębiające się niedostatki w zaopatrzeniu rynku stanowią realną groźbę niekontrolowanego wybuchu społecznego. Wskazywał też na „nowe elementy w działalności sił antysocjalistycznych”. „Sparaliżowano w poważnej mierze działalność administracji szczebla gminnego. Podobnie w zakładach przemysłowych, gdzie dyrekcje słabo działają albo wykonują życzenia <Solidarności>”. Pierwszy zastępca gen. Czesława Kiszczaka wnioskował, że „mamy do czynienia z bardzo groźną, niebezpieczną próbą dezintegracji państwa i zachwiania jego zasad ustrojowych”; „rozrywające się więzi ekonomiczne miasta i wsi powodują postępujący rozpad społecznych struktur i bardzo niekorzystną utratę autorytetu przez znaczące dotychczas siły polityczne w kraju”. Dlatego generał wypowiedział się  m.in. za uchwaleniem przez Sejm nadzwyczajnych pełnomocnictw dla rządu oraz ustawy o pasożytnictwie społecznym.

            Antoni Rajkiewicz, minister pracy, płac i spraw socjalnych, nie podzielał nadziei z tym związanych. „Jeśli chcemy ratować kraj, to pozostaje nam jedyna droga właściwie przejęcia władzy przez wojsko”, póki nienaruszona pozostaje jeszcze struktura korpusu oficerskiego i bezpieczeństwa. Partyjny profesor uważał, że znaczna część społeczeństwa, zwłaszcza dorosłego, „poparłaby to i poszłaby w tym kierunku”. Jego wniosek wsparł prokurator generalny PRL Franciszek Rusek, zwracając uwagę, że nawet ORMO już nie działa. Z kolei wicepremier Jerzy Ozdowski (PZKS) opowiedział się zasadniczo za ratowaniem porozumienia, ale odniósł się również do scenariusza przejęcia władzy przez dyktaturę wojskową, radząc na zimno porachować siły, aby „Solidarność” znalazła się wówczas rozczłonkowana, „żeby rząd wyznaczał termin, tryb i zasięg objęcia władzy przez wojsko, a Kościół był zneutralizowany, a może nawet przychylny wobec tej koniecznej zmiany”. Bezpartyjny profesor widział też „trzecią alternatywę”, „to jest przygotowanie kraju na wypadek drastycznego ograniczenia importu surowców i dalszego załamania gospodarczego”. Minister sprawiedliwości prof. Sylwester Zawadzki ratunek przed „terroryzmem strajkowym” widział w nowej ustawie o związkach zawodowych. „My jako rząd nie możemy wypuścić z ręki sterowania gospodarką” – deklarował minister hutnictwa i przemysłu maszynowego Zbigniew Szałajda.

           Towarzysze, myślę, że sytuacja jest jasna” – powiedział na koniec prezes Rady Ministrów. „Wszelkie dwuznaczności zostały faktycznie usunięte (…) <Solidarność> ujawniła się jako siła opozycyjna, która jawnie zmierza do władzy”. Premier powtórzył, że wprawdzie „władza ludowa jest otwarta na porozumienie”, ale powołał się na wyniki badań, które pokazywały w ostatnich miesiącach bardzo istotne przesunięcia opinii społecznej na korzyść rządu, a na niekorzyść „Solidarności”. Dlatego władze wzmocniły propagandę w mediach, „bo mamy całą bibliotekę tego sabatu kontrrewolucji”.

           Generał stwierdził, że państwo jest zdegradowane w Europie na długie lata, a korzenie ekonomicznego upadku tkwią nie tylko w latach 70., ale mają również głębokie źródła w zamierzonej destrukcji dokonywanej  w ostatnim roku. Władza była zbyt tolerancyjna i pełna dobrej woli w sprawach reformy, ale teraz „weszliśmy w stan szczególny i trzeba też działać w sposób, który temu stanowi odpowiada”; Wojciech Jaruzelski zalecał podniesienie rangi departamentów wojskowych w resortach. „Wprowadzić dyżury umocnione, wprowadzić odpowiedni reżim pracy, który musi dyscyplinować”. Premier prosił o przygotowanie „jakiegoś awaryjnego programu zarządzania gospodarką” od 1 stycznia: „działania nadzwyczajne, doraźne, ale musimy je mieć też odpowiednio zaplanowane”. Polecił panowanie nad łącznością„i wyłączyć, i włączyć tam, gdzie to jest niezbędne” – oraz nad telewizją i radiem; nakazał zabezpieczenie przed sabotażem składów, magazynów żywnościowych i całego systemu dystrybucyjnego. Członkowie „Solidarności” w resortach powinni określić się, czy mogą do niej należeć, „będąc jednocześnie funkcjonariuszami Socjalistycznego Państwa. Czasu do namysłu jest niewiele” – dodał.

           Wszystko inne, towarzysze, zostawcie do sztabowego działania, które ja biorę na swoją odpowiedzialność” – podkreślił generał. „W zależności od sytuacji odpowiednie decyzje będą musiały być podejmowane, oczywiście będę się starał, żeby zawsze w miarę możliwości konsultować się z Radą Ministrów. Wszystko uczynimy, żeby zapobiec najgorszemu, skrajnemu. (…) na pewno dobrej woli nikt nam zarzucić nie może. Będziemy mieli ją nadal, ale z zachowaniem wszystkich reguł i wszystkich działań, których wymagać będzie sytuacja”.

           

 

Andrzej W. Kaczorowski

 

PS. Dyrektorowi AAN dr. Tadeuszowi Krawczakowi dziękuję za udostępnienie wykorzystanego w tekście dokumentu.    

sgosia
O mnie sgosia

"Szczęście to łza, którą się otarło i uśmiech, który się wywołało." Maxence van der Meersch

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura