Siukum Balala Siukum Balala
782
BLOG

O walijskim Drzymale

Siukum Balala Siukum Balala Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 15

image

Każdy kraj ma swojego Drzymałę, z tym że jedni mogą być mobilni, a inni stacjonarni. Walijski Drzymała był stacjonarny. Każdy Drzymała ma przydzielonego sobie urzędnika, bądź pruskiego sędziego ( jak nasz Drzymała z Podgradowic ) którzy za wszelką cenę chcą robić owym Drzymałom dobrze. Oczywiście w trosce o ich " dobrostan " jak się to obecnie w unijnej hodowlanej nomenklaturze określa. Nasz Drzymała uległ pruskiej machinie sądowniczej, również walijski Drzymała ( czyt. Robert Jones ) musiał ulec bezwzględnym urzędnikom podległym JKM i opuścić swój przytulny domek, w którym żyło się wygodnie, bo nie wstając z łóżka można było pozamiatać sypialnie, a nie wstając z sofy można było napić się wody z kranu, na porannym kacu. Bądź dorzucić węgla do kominka. No tu już trzeba było zejść z sofy, bo z uwagi na niedostatek miejsca węgiel był w sofie.

image

Łóżko, kominek, łazienka i podręczna biblioteczka. Wszystko w wersji kompaktowej. 

Zacznijmy jednak całą historię walijskiego Drzymały od początku. Paradoksalnie największą atrakcją leżącego na pograniczu angielsko - walijskim Conwy jest jednocześnie najmniejsza jeśli chodzi o rozmiary. Kumaci, otrzaskani turystycznie czytelnicy już wiedzą, że chodzi o najmniejszy dom w Wielkiej Brytanii. Dom o wymiarach 122 cale ( wysokość ) i 72 cale ( szerokość ) Zanotowany przekaz historyczny tyczący " rezydencji " ostatniego jej mieszkańca Mr Roberta Jonesa sięga XVI wieku.

image

Umowa notarialna z 1891 roku dotyczaca sprzedaży najmniejszego domu w UK wraz z lokatorem. Cena £ 20. Dość przystępna. 

Dom był " plombą " wciśniętą między mury dwóch domów, budowanych żywiołowo, w żywiołowo rozwijającym się porcie Conwy. Z uwagi na szczupłość miejsca, domy budowano poza murami miasta, a ze wzgledów praktyczno - ekonomicznych " przyklejano " je do miejskich obwarowań. Zawsze to jedna ściana na gotowo, choć jak moja babka mówiła - od muru ciągnie. Jakiś francuski mason źle wyliczył krzywym sznurkiem i cała wielka inwestycja budowlana na ul. Nadbrzeżnej w Conwy zakończyła się fuszerką. Bo oto kompletna, imponująca pierzeja tarasowych domków posiadała w środku dziurę na 72 cale. Na to pewnie tylko czekali przodkowie Roberta Jonesa i niewielkim kosztem postawili domek, który dziś ich spadkobiercom przysparza dochodów o jakich nikomu się nie śniło. Niektórzy przychodzą na gotową fortunę, trzy ściany owego domku już czekały. Wystarczyło skombinować trochę kamieni na elewację frontową i łupka walijskiego na dach. A o kamienie w Walii łatwiej niż Żydowi oberwać po głowie na berlińskim Kreuzbergu. To wydarzenie z ostatniej chwili, o którym na Der Onet cisza ( warum ? ) Zostawmy jednak Żydów i niemiecki antysemityzm w spokoju.

image

Zamek w Conwy 

image

Zawsze się zastanawiałem nad jednym: jak to możliwe, że w tak krotkim czasie, w czasie podoboju Walii Anglicy zdołali postawić aż 400 zamków, z których niektóre z nich jak ten w Conwy, Beaumaris, czy Caernarfon to prawdziwe fortece.

image

Caernarfon 

image

Beaumaris

Odpowiedzią jest właśnie owa dostępność materiału budowlanego. U nas budowa zajmowała o wiele więcej czasu. Homogenizowanie gliny, wypalanie cegieł w bezpośrednim sąsiedztwie inwestycji, transport wapienia i jego mielenie. Potem doły i proces lasowania wapna, to musiało trwać. A bogatemu diabeł w piecu pali i wszystko ma gotowe pod ręką. Choć ostatni lokator najmniejszego domku w Conwy, Robert Jones nie był bogaty, był raczej pechowcem, bo przy wzroście 191 cm musiał mieszkać w najmniejszym domku w mieście. Robert Jones nie był właścicielem domku, wynajmował go od Roberta Jonesa, który nie był żadnym jego krewnym skoro za najem pobierał 1 szylinga tygodniowo, czyli równowartość 12 bochenków chleba. Drogo jak na mieszkanie bez internetu i prądu, oraz bez WC. Zatem Robert Jones - najemca nie mógł być krewnym Roberta Jonesa - landlorda. Wszyscy zamieszani w sprawę noszą nazwisko Jones, co nie powinno dziwić. To jest właśnie ten angielski brak nazwiskotwórczej inwencji. Kiedy przeglądam listę urlopową na 150 pozycji to uderza właśnie ta powtarzalność nazwisk ludzi, którzy w ogóle nie są spokrewnieni. I te krótkie angielskie nazwiska, przetkane naszymi polskimi nazwiskami: Wojciechowski, Kwiatkowski, Gronkiewicz, Trzaskowski, Małolepszy. A najkrótsze nazwisko na tej angielskiej liście to John Zuk, ale to znowu Polak, syn wojenngo emigranta, nasz polski Janek Żuk. Tak niestety jest w krainie Jonesów. Kłopoty lokatorskie Roberta Jonesa zaczęły się - jakbyśmy dziś powiedzieli - wraz z nowelizacją prawa mieszkaniowego, co wydarzyło się w roku 1900. Do domu Roberta, skromnego poławiacza skorupiaków zawitał urzędnik z ratusza i zakomunikował lokatorowi, że dom w którym mieszka nie spełnia warunków wymaganych prawem. Na co lokator dość przytomnie i dowcipnie odpowiedział - Ależ nic podobnego, proszę wejść i sprawdzić, proszę jednak chwilę zaczekać aż wyjdę, bo we dwójkę będzie nam za ciasno. Co nie było prawdą, bo do domku - muzeum wpuszcza się dziś po dwie osoby. Zatem można.

image

Niestety council miasta Conwy nie podzielał takiego poczucia humoru i Mr Robert James dostał nakaz eksmisji, po której rozpoczęło się wyburzanie pierzei południowo - wschodniej. Wówczas do głosu doszedł walijski lud, który podburzony przez miejscową gazetę ostro zaprotestował, kalkulując całkiem logicznie, że doprowadzona kolej i zwiększający się ruch turystyczny wymaga dostarczenia atrakcji turystom. Taką atrakcją mógł być najmniejszy dom w Wielkiej Brytanii. Conwy doświadczyło bowiem pewnego paradoksu. W każdym mieście doprowadzona kolej stawała się czynnikiem miastotwórczym. W Conwy było odwrotnie. Port z którego transportowano wzdłuż brytyjskiego wybrzeża rudę żelaza z Llandudno, wełnę, łupek walijski, wapień, ziarno z Anglesey, po doprowadzeniu kolei zaczął zamierać. Ratunkiem dla miasta okazali się coraz liczniej przybywający koleją turyści. Zatem redaktor naczelny gazety, wraz z właścicielem domu, zaopatrzeni w metrówki wyskalowane w stopach i calach wyruszyli w poszukiwaniu domów, o których mawiano, że są najmniejsze w Wielkiej Brytanii. Po objechaniu Cornwalii, Norfolk, North Westu i Szkocji, po dokonaniu obmiarów dom w Conwy okazał się najmniejszy i po dziś dzień dzierży ów rekord, co można sprawdzić u samego Guinnessa. I co codziennie sprawdzają setki turystów goszcząc po dwie osoby w domku pana Roberta Jonesa. Bo we trójkę, to o jedną osobę za dużo. O czym naocznie się przekonałem siedząc na sofie w najmniejszym living roomie w UK. 

image

Czasem, niestety można wpuścić tylko jedną osobę, bo jeśli dwie to o jedną za dużo. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura