Dorota Smela Dorota Smela
96
BLOG

Była sobie dziewczyna! depesza 9. (19-25.03.10)

Dorota Smela Dorota Smela Kultura Obserwuj notkę 9



  W ciężkich czasach kryzysu gospodarczego na opowieściach niesamowitych można nieźle zarobić. Ponoć im mniej życiowa fabuła, tym wydajniej widz odpoczywa podczas seansu od ponurej codzienności. Stąd istny boom przeżywają horrory, którym - wiadomo - z realizmem nie po drodze. Wilkołaki, wampiry czy zombi są jednak być może lepsze od nachalnych inkasentów, a taka filmowa zagłada np. daje wytchnienie od koszmaru windykacji. Pod tym względem Legion (*) idealnie wpisuje się w ramy trendu. Na pierwszy rzut oka widać, że debiutujący reżyser Scott Stewart marzył o skrzyżowaniu kameralnego Kingowskiego thrillera z rozmachem biblijnego widowiska. Nie udało się. Dlaczego? Polecam swoją recenzję w portalu Kafeteria.pl

Nie będę tu polecać Bonnie i Clyde, bo to przecież klasyk. Wobec tego z rzeczy wartościowych zostaje nam właściwie tylko Była sobie dziewczyna  (****),Lone Scherfig. Tytułowa bohaterka filmu to szesnastoletnia licealistka, która wdaje się w romans z dużo od siebie starszym mężczyzną. Wszystko zaczyna się od oberwania chmury. Moknąc pod drzewem z wiolonczelą pod pachą, Jenny nawiązuje rozmowę z mężczyzną w drogim samochodzie. Nieznajomy przedstawia się jako meloman i rzekomo w trosce o dźwigany przez nią instrument proponuje podwiezienie go do domu. Sytuacja ta ma miejsce na początku lat 60. w ponurej wówczas stolicy Wielkiej Brytanii - parę lat przed tym, nim zamieni się ona w „swinging London” i poczuje powiew rewolucji seksualnej. Trudno się dziwić uczennicy, której życie kręciło się dotąd wokół stopni z łaciny i studiów w Oksfordzie, że daje się zaprosić przystojnemu dżentelmenowi - najpierw do jego samochodu, a z czasem do łóżka. Zrozumiały jest też w pewnym sensie entuzjazm jej rodziców – aspirujących mieszczan, którzy patrząc na szykowny garnitur adoratora córki, widzą  krocie zaoszczędzone na jej dalszym kształceniu. Film opowiada przecież o sile marzeń czy raczej myślenia życzeniowego, jak mawiają Anglicy, które zamiast pozwalać romantykom osiągać zamierzone cele, częściej pomaga w ich zdobywaniu tym, którzy wiedzą, jak zrobić użytek z ludzkiej naiwności. Z drugiej strony udawanie kogoś, kim się nie jest, wymaga pewnych zabiegów. Zwłaszcza w silnie rozwarstwionym angielskim społeczeństwie, które tak udatnie portretowała już Jane Austen i w którym byle laik na podstawie niuansów w ubiorze, akcencie czy doborze słów bez trudu pozycjonuje swego rozmówcę. Ale Jenny nie chce widzieć sygnałów ostrzegawczych. Może dlatego, że podobnie jak heroiny Jane Austen nie ma alternatywy –  zamiast blichtru, drogich lokali i weekendów w Paryżu może przysiąść fałdów i za parę lat jako stara panna uczyć cudze dzieci. I właśnie ta życiowa klaustrofobia czyni historię dziewczyny czymś więcej niż kazaniem o błędach młodości.
Zachęcam do lektury całej recenzji w marcowym numerze magazynu "Film".

Kuszeniu poddawani są także bohaterowie filmu The Box. Pułapka (***) Richarda Kelly'ego.  Tym razem chodzi jednak o wybór znacznie mniej subtelny: między uczciwą stagnacją na przedmieściach i drogą na skróty po trupach. Jak to często bywa w przypadku historii z dreszczykiem, obiecujące preludium prowadzi dość szybko do słabych efektów specjalnych i bzdur, które nie są w stanie utrzymać rachitycznego szkieletu fabularnego. Tu też kameralny dramat moralnego niepokoju odbija gwałtownie w stronę horroru SF, który jest, oględnie mówiąc, nieprzekonujący na żadnym poziomie. Zaskakujące, że reżyser kultowego Donniego Darkonie nie potrafił wykorzystać potencjału dramatycznego tkwiącego w interakcjach między kulawą Cameron Diaz, oszpeconym Frankiem Langellą i tajemniczym pudełkiem z czerwonym przyciskiem.




 

100% strawy gruboziarnistej z celuloidu, z dodatkiem emulgatorów pikselozy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura