Jutro wieczorem w telewizji publicznej pan Tomasz Lis rozprawi się z PiS-em. Prawdopodobnie ośmieszy go. Odsądzi od czci i wiary.
A może – nie? Wszak człowiek zmiennym jest. Może pan ów powitawszy w studio państwowej telewizji powstańca warszawskiego przetłumaczy mu, że „wykorzystywanie” symboli Powstania Warszawskiego przed referendum warszawskim było nieistotnym dla kraju nieporozumieniem. Co najwyżej – nietaktem. (Logiczniej byloby uczepić się powstania wielkopolskiego - dla Polski zwycięskiego).
A poza tym – może powie Lis - PiS jest ugrupowaniem Polsce niezbędnym. Budzącym nadzieje. Błądzi. Ale któż jest nieomylny? (Oprócz p. Tuska i członków PO podpartych PSL-em). I może widząc błąd PiS-u pan ów przedzieżgnie się w prawdziwego redaktora. I powie narodowi prawdę. I pospołu z zasłużonym powstańcem dojdzie do wniosku, iż tylko w błądzących nadzieja.
(Ale czy naród jest prawdą zainteresowany? Wszak latwiej być pięknie zwodzonym i całe życie zarabiać 5 razy mniej od Niemców). Nadzieję trzeba mieć do końca. Wszak ona umiera ostatnia.