Sorcier Sorcier
374
BLOG

Premier i papugi, czyli meandry języka

Sorcier Sorcier Kultura Obserwuj notkę 0

 

„Chodzi mi o to, aby język giętki powiedział wszystko, co pomyśli głowa: A czasem był jak piorun jasny, prędki, A czasem smutny jako pieśń stepowa, A czasem jako skarga nimfy miętki, A czasem piękny jak aniołów mowa...” (J. Słowacki).

 

Parę dni temu dwóch czarnoskórych morderców dokonało w Londynie dekapitacji pewnego nieszczęsnego żołnierza Jej Królewskiej Mości, wznosząc przy tym – jak można przeczytać w relacjach prasowych – m.in. okrzyk „Allach Akbar!”. Fakt to odrażający i zbrodniczy, godzien najsurowszej kary. Jednak ów towarzyszący zbrodni okrzyk zdradza też, że obaj napastnicy są nie tylko obrzydliwymi zabójcami, ale również imbecylami z gatunku tych, którzy chętnie szafują słowami, których nijak nie są w stanie pojąć. Wystarczy nawet pobieżna znajomość islamu, żeby zrozumieć jak absurdalne są ich wezwania Boga (Allacha) w kontekście krwawej jatki, której się dopuścili. Potwierdza to tylko starą zasadę, iż idioci i głupcy stanowią znakomity – bo absolutnie bezrefleksyjny – „materiał” na najbardziej bezwzględnych morderców, bandytów, itp.

Paradoksalnie to jednak nie ich głupota była dla mnie najbardziej wstrząsająca. Okazało się bowiem, iż owo smutne i szokujące wydarzenie stało się okazją do epatowania swoją ignorancją oraz głupowatością przez premiera Zjednoczonego Królestwa, Davida Camerona (co akurat szczególnie zaskakujące nie jest), ale po nim popis bezmyślności, niewiedzy oraz nieznajomości znaczenia słów (także podstaw logiki), dały setki a nawet tysiące dziennikarzy, a to już jest niemal tak oburzające i dramatyczne jak sama zbrodnia.

W czym jednak konkretnie rzecz? Otóż, ni mniej ni więcej, pan premier oświadczył, iż istnieją mocne przesłanki aby stwierdzić, że w tym wypadku mieliśmy do czynienia z zamachem terrorystycznym. Natychmiast tę „złotą myśl” podjęły i powtórzyły niezliczone agencje i jeszcze liczniejsi pojedynczy dziennikarze. Najwyraźniej jednak niewielu z nich zadało sobie trud, by zastanowić się nad tym, co naprawdę powiedział premier Cameron i jakie znaczeniowe zawiłości implikuje jego publiczna wypowiedź. 

Związek frazeologiczny „zamach terrorystyczny” ma w wielu językach dosyć ściśle określone znaczenie. Istnieją – również w innych językach europejskich – takie określenia, jak „mord na tle religijnym [lub] politycznym”, „zbrodnia popełniona przez terrorystów” a nawet „zamach na życie” ale żadne z nich nie jest zupełnym synonimem „zamachu terrorystycznego”. Nikomu nie przeszło nigdy do głowy, by np. fakt obcięcia głowy martwemu już generałowi Charlesowi Gordonowi przez mahdystów w Chartumie (26 stycznia 1885 roku), nazywać „zamachem”, a już szczególnie „zamachem terrorystycznym”, mimo, że przesłanki do używania takiego nazewnictwa były i tak wyraźniejsze niż w obecnej sytuacji. Nawet ówczesnej brutalnej rzezi Omdurmanu nie nazwano w ten sposób, mimo, iż był to akt wymierzony w porządek aż trzech wielkich społeczności: Imperium Brytyjskiego, Imperium Osmańskiego (nominalnie sprawującego nadal zwierzchność nad Egiptem) oraz samego Egiptu, a sytuację polityczną regionu destabilizował na wiele lat i w pewnym sensie kładzie się cieniem na dziejach Sudanu po dziś dzień.

Aby pokazać to jeszcze dobitniej, wyobraźmy sobie teraz sytuację, gdy ci sami (faktyczni albo rzekomi) członkowie Al-Khaidy, miast pozbawiać mężczyznę głowy i życia, ograniczyli się zaledwie do siarczystego kopniaka w sempiternę oraz oplucia jego twarzy. Sama wymowa zdarzenia pozostaje niezmienna, podobnie ma się rzecz z kontekstem politycznym i społecznym zdarzenia, takie samo byłoby też przecież przesłanie islamskich brutali. Czy wówczas również pan Cameron trąbiłby o „terrorystycznych zamachach”? Czy granica absurdu i nieznajomości pojęć, których używa, nie przesunęłaby się wtedy zbyt daleko?

A przecież określenie zamach terrorystyczny nie zależy bynajmniej od stopnia brutalności tego aktu, ale od jego charakteru i kontekstu. W pewnych wypadkach zamachem terrorystycznym może być poluzowanie szyn lub kradzież trakcji elektrycznej, a nawet atak hakerów na określony serwer. Będzie tak jeśli tylko zachodzą określone przesłanki: działanie takie zawsze będzie świadomie wymierzone w porządek społeczny lub organy władzy, często ma też na celu osłabienie obronności albo ekonomiki danego kraju oraz destabilizację życia wielkich grup ludzi, także całych państw. Regułą jest też, iż przygotowania oraz sama akcja mają charakter podstępu, działania z zaskoczenia, jak ma to miejsce w wypadku podkładanych bomb, czy ataku na WTC. Warunkiem koniecznym jest również to, że potencjalnie zawsze skutki wymierzone są nie w konkretną jednostkę, ale w określoną grupę, społeczność, czasem nawet w całe narody.

Czy tak było w wypadku morderstwa w Londynie? Oczywiście, że nie! Można co najwyżej mówić o „morderstwie popełnionym przez terrorystów Al-Khaidy” (zakładając oczywiście, że w istocie mamy z nimi do czynienia, a przecież tutaj również wypada zachować daleko posuniętą powściągliwość, bo po pierwsze, dotąd metody działania były nader profesjonalne (jeśli wypada się tak wyrazić o zamachach i mordach), a to co widzieliśmy w Londynie w niczym tego nie przypominało, po wtóre zaś, śledząc od lat doniesienia medialne i oświadczenia rządzących, można odnieść wrażenie, że przynajmniej jedna dziesiąta społeczności światowej to współpracownicy i poplecznicy Al-Khaidy i to pomimo energicznie prowadzonej ogólnoświatowej wojny z nimi, toczonej nieustannie od kilkunastu już lat. Co na to inni terroryści? Zapewne czują się mocno niedowartościowani... A to przecież nie jedyne zastrzeżenie, które można wysunąć!).

To, że np. jakiś Niemiec przebije mi oponę w samochodzie, nie będzie – dla nikogo rozsądnego – asumptem do wysuwania tezy, iż jest to „akt wrogi wobec narodu polskiego”, czy też szczególnie „zamach na niezawisłość Rzeczpospolitej”. A pełna świadomość i złośliwość sprawcy, nawet krzyczącego głośno „Polnische schweine!” nie będzie jeszcze stanowiła podstaw do twierdzenia, że jest to „germański terroryzm”, a nie wyłącznie chamski akt wandalizmu, podszyty nienawiścią do konkretnego Polaka (czyli w tym wypadku piszącego te słowa) dokonany przez hipotetycznego rodaka Goethego i Ratzingera.

Wolno napisać, że był to „wybryk niemieckiego chuligana” a także „chuligańskie wykroczenie niemieckiego prymitywa, wznoszącego chamskie antypolskie okrzyki”, ale już określenia: „szykany wobec Polaków” albo „przejaw niemieckiego chuligaństwa”, wydają się być nadużyciem, a co dopiero mówienie o „rasistowskim zamachu na polskość” lub „próbie przeprowadzenia czystki etnicznej”. Każde z tych określeń ma konkretny zakres znaczeniowy, wiadomy kontekst w jakim wolno go sensownie użyć, a wreszcie logiczne uzasadnienie dla skorzystania właśnie z tego, a nie innego, wyrażenia.

O ile jednak niespecjalnie należy się dziwić zupełnie nieadekwatnym sformułowaniom w ustach premiera Wielkiej Brytanii, (podobnie jak nie dziwiłoby, gdyby wypowiedziała je większość aktywnych polityków europejskich lub amerykańskich), to już bezmyślne powtarzanie tych słów – zupełnie jakbyśmy mieli do czynienia ze stadem papug, a nie dziennikarzy – musi budzić sprzeciw i zastanowienie.

Nasuwają się tu liczne pytania:

W którym miejscu jest dzisiejsze dziennikarstwo? Jakie bzdury są w stanie powiedzieć i napisać przedstawiciele tego zawodu, jeśli tylko ich autorem będzie któryś z VIP-ów lub celebrytów? Czy ludzie, którzy wszak stanowią „czwartą władzę”, w ogóle myślą wykonując swoją pracę? Czy słowa: „kompetencja”, „etyka”, „logika”, „rzeczowość”, „znajomość języka”, cokolwiek dla nich znaczą?

A może dzisiaj jest już tak, iż niestety mamy do czynienia z kompletnym zidioceniem i działaniem na poziomie papugi, dla której jedynym wyznacznikiem jest skuteczność przekazu i wysokość zarobku? Ja niestety nie po raz pierwszy (i obawiam się, iż nieostatni), mam wrażenie, że pewna większość osób wykonujących – jeszcze nie tak dawno – szlachetną profesję dziennikarza, to grupa ignorantów, nie mających pojęcia o własnym języku ojczystym, a często nie znająca nawet znaczenia słowa „ojczysty”, żyjąca z tłoczenia w uszy i umysły odbiorców bełkotliwej papki urągającej nie tylko wymogom moralnym, literackim czy warsztatowym, ale również logicznym.

Wracając do pięknego cytatu z naszego narodowego wieszcza, postawię jeszcze jedno pytanie: Co w stanie jest wymyślić głowa osoby, której język plecie podobne androny?

Sorcier
O mnie Sorcier

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura