Niebieskie poranki i błękitne zmierzchy lutego, za nami, Sówka55
Niebieskie poranki i błękitne zmierzchy lutego, za nami, Sówka55
Sówka55 Sówka55
1019
BLOG

Pamiętnik Myszulka, 74

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 44

 

Rozdział LXXIII

Ostatni śnieg? Ostatnie takie błękitne zmierzchy...

Zima może być piękna, a pokój?

Pokój powinien być piękny,

ale nie był,

w 45 było bezprawie i pięść

 

Jako Brat róży i przyjaciel Zwierząt, zwłaszcza tych o krótkich łapkach i skromnym futerku, jestem zdeklarowanym wrogiem zimy, czemu dawałem wyraz wielokrotnie. Jestem też wszakże Poetą i Romantykiem, czuję sercem, więc piękno - nawet tak obojętne wobec nas, istot ciepłolubnych, jak piękno zimy – i na mnie ostatnio robiło pewne wrażenie. Urok iskrzących się srebrem gałązek, przyprószonych śniegiem, z niedbałym wdziękiem strącanym całymi girlandami przez wrony na przemykających przechodniów, obserwowałem prawie cały luty, siedząc wygodnie na poduszce przy oknie. Obserwowałem, podziwiałem i chłonąłem w zachwycie. Zachwyt ten sam przyjmuję z pewnym zdziwieniem, bo wcześniej sądziłem, że takie kategorie, jak piękno i dobro, bezdyskusyjnie powinny być tożsame, a w tym przypadku tak przecież nie jest. Piękno zimy na pewno nie jest równoznaczne z dobrem, tego jestem pewien, i na pewno nie jest dobrem bezwzględnym... Może wobec ziemi, która potrzebuje odpoczynku - tak, może dla niektórych roślin, które przed wyzwaniami, jakie niesie wiosna, pragną ożywczego snu – tak, ale wobec stworzeń, dla których ciepło jest warunkiem przetrwania, tak jak dla moich dalekich Kuzynów, Kotów Bezdomnych, miejskich Kotów Wolno Żyjących, nawet najbardziej zjawiskowa zima już zdecydowanie dobrem nie jest i nigdy nie będzie.

A więc piękno zimy nie jest dobrem, jest tylko samym pięknem... Nie myślałem wcześniej, że może istnieć piękno bez dobra, a jednak w tym przypadku tak jest.

Piękno bez dobra... Boję się tego, bo oderwanie piękna od dobra może pięknu nie wyjść na zdrowie, ba, bywa, że przynosi opłakane skutki. Niektórym wydaje się na przykład, że piękna może być wojna.

"Jak to na wojence ładnie,

kiedy ułan z konia spadnie,

koledzy go nie żałują,

jeszcze końmi potratują",

zaczyna się piosenka napisana i skomponowana przez Władysława Tarnowskiego w 1863 roku... Na wojence ładnie?! Phi! Chyba tylko dla miłośnika czerwieni, nie bez powodu nazwanej magentą. No, ale to słowa żartobliwe, mają dodawać animuszu i odwagi, przyznaję, trudno je traktować dosłownie. Ale jak rozumieć inne zdanie, z tego samego mniej wiecej okresu, bo wypowiedziane niecałą dekadę wcześniej pod Bałakławą 25 października 1854 roku:  "C'est magnifique, mais ce n'est pas la guerre: c'est de la folie"  przez marszałka Francji Pierre`a Josepha François Bosquet. Czy szarża Lekkiej Brygady był piękna?! W kategoriach sztuki wojskowej była pomyłką, w kategorii honoru – najwyższą jego emanacją, a w kategoriach estetycznych?! Brr,...

"Myszulku, wikłasz kategorie estetyczne i retoryczne - powiedziała Mama. Tu nie chodzi o kwestie estetytyki, ale o metaforę. Miał piękną śmierć, czasami się przecież mówi, a nikt nie twierdzi, że w takim ujęciu piękno przypisuje się śmierci", dodała.

Prawda, figury retoryczne, zapomniałem, tak to jest, jak Kot odbiera tylko edukację domową i traktuje ją bardzo selektywnie. Wracam do piękna i do zimy. Może tu też nie miałem racji, myląc odczucie (piękno) z faktem rzeczywistym (zimą jako porą roku)? Hm, filozofia życia codziennego wymaga cierpliwej analizy. Jeśli zima jest piękna, to może nie ona jest dobrem, ale dobrem jest piękno, jakie ona przynosi?!

Teraz, choć pokazało się słońce i wyraźnie zrobiło się cieplej, resztki na wpół roztopionego śniegu zalegają jeszcze na trawnikach i trotuarach, jest buro, brudno i brzydko. A w zeszłym tygodniu tak było pięknie! Z nieba cały dzień sypał śnieg, coraz to nowe fontanny śniegu, czystego i jasnego w swej przenikliwej bieli...

Podobno był to już ostatni śnieg. Ostatnie takie śniegowe gwiazdki. Cieszę się, bo przecież od października wytrwale i nieustannie czekam na wiosnę. Ale coś jednak miłego z tej zimy zapamiętam, ba, składam jej nawet, teraz gdy odchodzi, nieśmiały hołd. Zapamiętam lutowe błękitne zmierzchy, bo to one były dla mnie najpiękniejsze. Siadaliśmy sobie z Mamą w salonie, Mama specjalnie nie zasuwała zasłon, i patrzyliśmy w zachwycie, jak świat powoli tonie w srebrnej poświacie, a niebo broni się przed nadciągającym granatem zachodu, tworząc i długo utrzymując niebieską oprawę dla czarno-białych gałęzi narożnego klonu i ulicznych akacji. Śnieg iskrzy się tajemniczo w świetle nieśmiało zapalających się latarni, pod obłokami przemykają ostatnie dzienne ptaki, a powietrze drży od mrozu w przejrzystych taflach okien...

Tak, nawet zima może być piękna. A wojna, wojna wcale nie.

Ale też piękny nie był po wojnie pokój. Obchodzimy dzisiaj Narodowy Dzień Pamięci o Żołnierzach Wyklętych – o Nich właśnie myślę. Dla Nich nie było dobrodziejstwa pokoju, nawet dla tych, którzy na walkę z bronią w ręku wcale się nie zdecydowali. Nie dano Im na to czasu.

Myślę o Ojcu mojej Mamy. Po Powstaniu znalazł się w Milanówku z niezaleczoną raną głowy i zapaleniem pluc. Czy czuł się wolny? Czy myślał, co będzie robić po wojnie? Miał skończone studia na Politechnice Warszawskiej, sądził, że inżynierowie się Polsce przydadzą.

Wiele czasu Mu na te plany nie zostało, bo już 15 stycznia 45 roku został po raz pierwszy aresztowany, śledztwo powiązano potem z jedną z odpryskowych spraw przeciw Zrzeszeniu WiN; do końca kwietnia 1946 r. przechodził liczne przesłuchania, bicie, polewanie lodowatą wodą, cały zestaw przygotowany dla "bandytów z AK". "Nigdy stąd nie wyjdziesz, Polska takich jak ty nie potrzebuje", słyszał w oprawie słów, których Mama nie chce nam powtórzyć. Więziony w aresztach Informacji Wojskowej (Koszykowa, potem Mokotów), na Koszykowej pokazał kiedyś Mamie okna na poziomie trotuaru, "Tam nas trzymali", powiedział. Wypuścili Go bez podania przyczyn, dlaczego Go puszczają, wyjechał z Warszawy do Rodziny do Inowrocławia, zaczął pracować w Bydgoszczy. Czuł, że i tak nie ma nic do stracenia (obserwowali go i śledzili, władza ludowa miała długie ręce i nie spuszczała z oka tych, których raz już uznała za wrogów) i postawił się Rosjanom, gdy wywozili maszyny z fabryki, gdzie znalazł pracę. Konsekwencje były oczywiste: został ponownie aresztowany w kwietniu 1947 r., tym razem za "sabotaż gospodarczy" (art. 3 Dekretu z dnia 13.06.1946 r.), skazany na karę śmierci zamienioną wyrokiem Rejonowego Sądu Wojskowego w Bydgoszczy na 5 lat więzienia. Karę odbył w całości (28.07.1947-30.07.1952) w więzieniach: Rakowiecka - Mokotów (X pawilon), Centralne Więzienie Karne Wronki oraz w Koronowie, i Rawicz zaliczając gdzieś po drodze... We wrześniu 1954 roku Kolegium Orzekające Zgromadzenia Sędziów Najwyższego Sądu Wojskowego na wniosek Prezesa Najwyższego Sądu Wojskowego oraz Generalnego Prokuratora Wojskowego rozpatrzyło Jego sprawę, uwalniając od zarzutu sabotażu i przywracając pełnię praw obywatelskich. Dowiedział się o tym dopiero w 1956 roku, lecz nigdy nie udało Mu się uzyskać odpisu tego postanowienia ani żadnego dokumentu potwierdzającego tę sądową rehabilitację.

Był "bandytą z AK". Czy był żołnierzem wyklętym? Czy to również Jego święto, ten dzień dzisiaj?

Tak sobie myślę, po zmierzchu. Granatowym, dziś, nie błękitnym. Tata naszej Mamy dawno nie żyje, siedem lat w stalinowskich więzieniach – niezależnie od tego, jak sobie je wyobraża młody i pewny siebie sędzia z rodziny resortowej – karcery, konwejery, zimno i głód, to wszystko nie minęło bez śladu. Nigdy nie był w pełni zdrowy, choć żartował, że były to sanatoria. Sanatoria dla bohaterów wojennych...

Strasznie gorzka ta nasza historia.

Wspominamy Żołnierzy Wyklętych. Nie podoba mi się ta nazwa. To tak jakbyśmy obchodzili Dzień Wrogów Ludu, albo Dzień Bandytów z AK. Bo Oni sami się nie "wyklęli", nie wykluczyli ze społeczeństwa, nie chcieli być wykluczeni. To miano, to odium, narzucili Im Ich oprawcy, to oni widzieli bandytów w Bohaterach, którzy pozostali wierni swoim przekonaniom, swoim wartościom, swojemu patriotyzmowi, II Rzeczypospolitej. To Jej przysięgali przed Bogiem "aż po ofiarę życia"...

"W obliczu Boga Wszechmogącego i Najświętszej Marii Panny Królowej Korony Polskiej, kładę swe ręce na ten święty Krzyż, znak męki i Zbawienia. Przysięgam być wiernym Ojczyźnie mej, Rzeczpospolitej Polskiej, stać nieugięcie na straży Jej honoru i o wyzwolenie Jej z niewoli walczyć ze wszystkich sił, aż do ofiary mego życia.

Prezydentowi Rzeczypospolitej i rozkazom Naczelnego Wodza oraz wyznaczonemu przezeń dowódcy Armii Krajowej będę bezwzględnie posłuszny, a tajemnicy dochowam niezłomnie cokolwiek by mnie spotkać miało"..

Widząc to, co dzieje się z Ich Ojczyzną, nie czuli się z tej przysięgi zwolnieni.

Żołnierze Wyklęci?! Nie, Żołnierze Niezłomni. Jak On, Tata naszej Mamy, "porucznik Andrzej", w Powstaniu "Andrzej", "Ralf". Andrzej Maria, bo Jego patronem był Andrzej Bobola. Jak myślę o Nich, Niezłomnych, i o Nim też myślę, Jemu oddaję hołd.

Niezłomnemu, bo i Jego, tak jak innych, tej samej przysiędze przed Bogiem złożonej wiernych, oprawcy nie złamali.

"... Gdy warstwy ziemi otwartéj przeliczę

I widzę koście, co jako sztandary

Wojsk zatraconych, pod górnymi grzbiety

Leżą - i świadczą o Bogu - szkielety,
 

Widzę, że nie jest On tylko robaków

Bogiem i tego stworzenia, co pełza.

On lubi huczny lot olbrzymich ptaków,

A rozhukanych koni On nie kiełza...

On - piórem z ognia jest dumnych szyszaków...

Wielki czyn często Go ubłaga, nie łza

Próżno stracona przed kościoła progiem:

Przed nim upadam na twarz - On jest Bogiem!..."
 

Żołnierze Niezłomni, Żołnierze Rozhukanych Koni, Wielkiego Czynu, jak w tej wizji z "Beniowskiego", Słowackiego, Ich Poety....

Nie wyklęci, niezłomni. Niezłomni, bo nigdy się nie poddali, nie zdradzili, nie wydali towarzyszy, nie sprzeniewierzyli swoim ideałom.

I ci, co walczyli po lasach i ginęli w obławach, i ci, katowani i szykanowani w więzieniach.

Chwała Im! Chwała Bohaterom!

Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości