Dwie mamy w koszu, Sówka55
Dwie mamy w koszu, Sówka55
Sówka55 Sówka55
1161
BLOG

Dwie kocie mamy to... o jedną za dużo!

Sówka55 Sówka55 Rozmaitości Obserwuj notkę 22

Dwie mamy w jednym koszyku,

historia wcale niewesoła,

choć jeszcze może – oby! – dobrze się skończyć

 

Do mojej kociej piwnicy, a właściwie kocich piwnic, może przyjść każdy głodny kot, czyste łapki, umyte uszki (choć chętnie bez świerzbowców), rekomendacje innych kotów ani żadne świadectwa kociej moralności nie są wymagane. I koty z tego korzystają, podczas mrozów jest ich więcej, jak świeci słońce i ziemia zaczyna rozkosznie pachnieć wiosną, mniej. Są stali mieszkańcy, jak Irbunia, która boi się zewnętrznego świata, są mieszkańcy na przychodne, część z nich zostaje zresztą dłużej, nabywając dumnego statusu rezydentów, trafiają się także zupełnie przypadkowi przybysze, którzy powracają i znikają zgodnie z sobie tylko znanymi, własnymi życiowymi planami.

Wśród takich przybyszy, znikających, czasem na parę miesięcy, i przychodzących za jakiś czas do nas znowu, prym wiedzie szarobura Kasiunia Złośnica (o jej perypetiach, a właściwie moich perypetiach z nią, już kiedyś pisałam), kotka z charakterem i upodobaniami macierzyńskimi, którą widzę prawie zawsze z mocno zaokrąglonym brzuszkiem, i tracę z oczu, gdy uznaje, że poświęciła swoim dzieciom dostatecznie dużo czasu i teraz pora na mnie. Pora, by je wyekwipować na dalszą drogę kociego życia, to znaczy oswoić z ludzkim światem i znaleźć im właściwe i serdeczne rodziny. Oczywiście robię to, choć, przyznam, chętnie ukróciłabym Złośnicy wybujały pęd do macierzyństwa – niestety, nie jest to łatwe, podchodzi do mnie i daje się głaskać (kiedyś i na to nie pozwalała) tylko wówczas, gdy chroni ją przed moimi zakusami pełny kociąt brzuszek albo domagające się mleczka dzieci.

W ogródku i w piwnicy na stałe mieszka czarno-biała Borsunia, czteroletnia drobna koteczka, córka Złośnicy, jej roczny synek Czarnuleczek, opiekun, jeszcze młodszego, bo urodzonego w październiku Szarotka (Szarotki?!, kwestii tej dotąd nie udało mi się wyjaśnić). Cała trójka, choć zna mnie od urodzenia i chętnie korzysta z mojej kuchni, wymija mnie szerokim łukiem w głębokim przekonaniu, że człowiek i kot powinny szanować swoją gatunkową odrębność. Rodzeństwu Borsuni, Czarnuleczka i Szarotka - kolejno - znalazłam przyjazne domy, były słabsze albo chore na koci katar, więc udawało się je złapać i po wyleczeniu trafiały potem do adopcji, tych troje pewnie było w swoich miotach najsilniejsze i najzdrowsze, może miało mniej szczęścia (a może więcej, bo pozostały wolne, to zależy od punktu widzenia), w każdym razie uważają piwnicę za swój dom rodzinny, nosząc dumnie miano kotów wolno żyjących.

Czarnuleczek, Szarotek, tak jak Irbunia, Marmurek, Czarnobiały, Puchatek, a nawet Leweczek, zapewne ojciec poważnej części tu wymienionych, są jednak tym razem tylko drugoplanowymi bohaterami tej historii, obserwują, co dzieje sie obok nich, ale same pozostają skromnie w cieniu.

Protagonistkami są tu bowiem Złośnica i Borsunia, matka i córka, a właściwie: dwie matki. Dwie, a więc o jedną za dużo.

Dwa tygodnie temu, w nocy z 9 na 10 marca w ocieplanej piwnicy, w plastikowym błękitnym tureckim koszu, w którym przed siedmiu laty trafił do naszego kiszyniowskiego domu Monty (dlaczego tam, skoro obok były miękkie kocie budki, wygodne posłanka, a także wyściełane kocami kartony, wie tylko ona sama) Borsunia urodziła pięć kociąt, wszystkie bure i szaro-białe w różnych proporcjach łatek na aksamitnych futerkach. Złośnica, sama też już bardzo okrągła, zaczęła zjawiać się na jedzenie w korytarzu piwnicznym, ale ani Borsunią, ani jej dziećmi nie interesowała się wcale, raz tylko widziałam ją w przy piecyku w piwnicy, i raz śpiącą obok w kartonie. Pomyślałam sobie naiwnie, że może szykuje sobie miejsce na narodziny małych, ale jej co innego było w głowie.

Wczoraj, gdy przyniosłam kotom kolację i głodna Borsunia wyszła z koszyka, na chwilę zostawiając dzieci, Złośnica jednym susem wskoczyła na nie do środka i od razu, mrucząc głośno, z czułością zaczęła je lizać. Borsunia oniemiała. Przestała jeść i zaczęła kręcić się bezradnie koło koszyka, nie wiedząc, co ma zrobić wobec takiego zamachu na jej macierzyńskie prawa. Zmieniłam wodę w miszeczkach, posprzątałam kuwety, cały czas zastanawiając się, czy coś powinnam przedsięwziąć sama, czy jakoś próbować wyjąć Złośnicę z koszyka, czy czekać, aż obie kotki ustalą między sobą stosowny  modus vivendi.  Zdecydowałam się Złośnicę wyjąć, ale uczepiła się koszyka i kotków, nie dałam rady. Wtedy do kosza wskoczyła Borsunia i położyła na matce, która w tym momencie, jak mi się wydawało, zaczęła przygotowywać się do rodzenia własnych dzieci!

Złośnica rodziła dzieci, Borsunia leżała na niej, obie zresztą nic sobie nie robiły z własnego towarzystwa, a dwutygodniowe kocięta Borsuni piszczały przeraźliwie pod nimi.

Co tu robić, myślałam.

Próbowałam wyjmować kocięta spod kotek, żeby się, przytłoczone ich ciężarem, nie udusiły, Złośnicy moje poczynania wydawały się nie przeszkadzać, Borsunia za to poczuła się zagrożona i jak rozjuszona tygrysica rzuciła się na mnie z pazurami. Nie tak łatwo wyjąć kocięta spod dwóch dzikich kotek, jednej właśnie rodzącej, a drugiej, rozpaczliwie broniącej swoich maleństw przed zagrożeniem, jakie niesie zawsze nieprzewidywalny dla wolnego kota człowiek! Cofnęłam się, na szczęście dzieci Borsuni, już całkiem spore i robiące wrażenie silnych, same zaczęły wynurzać się spod kotek, szukając wygodnego dla siebie miejsca.

Cóż miałam robić, chwilę jeszcze postałam, w końcu, by nie denerwować kocich mam, bardzo swoim życiem zajętych, poszłam do siebie. W nocy oczywiście do piwnicy zajrzałam, w koszyku, prawie po brzegi wypełnionym nieznaną mi liczbą kotów (dwie kotki, pięć dwutygodniowych kociąt i...czy także nowo narodzone dzieci Złośnicy, tego nie wiedziałam), tak jak i w kocich piwnicach, był spokój. Tylko jedno maleńkie kocię leżalo pod koszem na dywanie i popiskiwało cichutko. Włożyłam je do środka, bojąc się, że jego szanse na życie są niewielkie, samo z kosza nie wypadło, musiała je odrzucić matka. Od razu przytuliło się do szarych kuzynów, kociąt Borsuni.

Obok na posłankach spały inne koty, Szarotek i Czarnuleczek, stali rezydenci.

A więc w piwnicach panował spokój. Ale ja nie byłam spokojna, o nie. I nie jestem nadal.

Rano koło tureckiego koszyka postawiłam przyniesiony z domu drugi, bliźniaczy, w nadziei, że może któraś kocia mama tam się z dziećmi przeniesie. Ale widzę, że na razie nie mają takiego zamiaru.

Jak zaobserwowałam, Borsunia z koszyka wychodzi na jedzenie. Złośnica zostaje (na razie?) w środku. Wydaje mi się, że żadnych jej kociąt obok nie ma, tylko piątka maleństw Borsuniowych i – chyba – małe ciałko biedaka, którego wczoraj usiłowałam ratować. Nie jestem pewna, Złośnica jest sporą kotką, zajmuje dużo miejsca, niewiele poza nią w koszyku widać.

Boję się o Borsuniątka, czy dadzą sobie radę przygniatane przez dwie zaborcze matki? Sama Borsunia pogodziła się chyba z sytuacją, robi wrażenie, jakby Złośnica jej nie przeszkadzała, Złośnica też wcale jej z koszyka nie wypycha. Ale kociaczki mają dla siebie bardzo mało miejsca.

Oby im ta sytuacja nie zaszkodziła.

Zastanawiam się, czy – jeśli udałoby mi się przełożyć Borsuniątka do drugiego koszyka - matka przeniesie się w ślad za nimi, czy się nimi zaopiekuje. A może przejdą wtedy do drugiego koszyka obie kotki, ponieważ obie, zdaje się, uznały dzieci Borsuni za własne?

Nie wiem, co będzie lepsze, więc na razie postanawiam nie robić nic. To koci świat, ja jestem w nim tylko intruzem. Chciałabym pomóc, nie chcę przeszkodzić.

Muszę zaufać instynktowi kotek. Ale czy kocięta przeżyją ten zalew macierzyńskich uczuć? Wystarczyłaby im na pewno jedna, właściwa mama, a tu dwie roszczą sobie do nich prawa i to na bardzo ograniczonej przestrzeni niewielkiego plastikowego koszyka...

Oby to się wszystko dobrze skończyło!...

Zobacz galerię zdjęć:

Jak tu ciasno...
Jak tu ciasno... Z samą mamą było wygodniej Mieściliśmy się wszyscy Kocia mama czuwa Kocięta mają tydzień ... a teraz dwa tygodnie Pojawia się intruz Tak być nie powinno! To inna mama! Życie potrafi zaskoczyć To jest właściwa mama!
Sówka55
O mnie Sówka55

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości