spytko spytko
112
BLOG

Polityka polska w erze zmiennych sojuszy

spytko spytko Polityka Obserwuj notkę 3

Na fali wizyty prezydenta Obamy w Polsce obiecałem, że napiszę przyczynek do programu dla polityki zagranicznej Polski w momencie dość istotnego przewartościowania w polityce globalnej. Oczywiście warukiem koniecznym tego jest istnienie rządu, który byłby w stanie prowadzić samodzielną politykę, ale to inna sprawa.

Era zmiennych sojuszy - chodzi tutaj o połowę XVIII wieku, kiedy po wojnach o sukcesję hiszpańską i austriacką (1740-48), zdawałoby się uksztaltowane bloki sojuszy - francusko-pruski i austracko-angielski rozpadły  się. Prusy zmieniły front i w wojnie nazwanej później siedmioletnią wystąpiły po stronie Anglii. Nie o historię XVIII wieku chodzi, choć historia to też polityka tyle że dawniej, tylko o możliwości manewru w skali europejskiej (XVIIIw) i globalnej (XIXw). Otóż możliwości manewru i zmiany osi konfliktu w polityce globalnej są większe niż w polityce lokalnej - konflikt o austriacko-pruski o Śląsk był dużo bardziej żywy niż austriacko-francusko-angielskie walki o wpływy w Niderlandach. 

Podobnie wygląda to dzisiaj. Prawdopodobnie mamy do czynienia z trwałym resetem w relacjach amerykańsko-rosyjskich, podobnym do manerwru Kissingera i pojednaniem chińsko-amerykańskim. Prezydent dał do zrozumienia, że Rosja jest dużo lepsza i nie należy się skarżyć. Nie piszę tutaj tego, aby szydzić czy udowadniać, że demokratyczny prezydent jest pięknoduchem i żyje iluzjami o dobrej Rosji. Wygląda na trwałą, albo przynajmniej kilkuletnia reorientacje. Sprawa jest prosta: współczesna Rosja nie zagraża dominacji Ameryki w perspektywie globalnej, a zagrażają jej Chiny. Z kolei nie sposób nie zauważyć narastającej presji Chin na Rosję, oraz ostreżeń kierowanych przez Chrl pod adresem USA w sprawie polityki w Pakistanie.

Gdzie Rzym gdzie Krym można spytać? Okazuje się, że w tej układance konflikt interesu przebiega na frontach, które są zdecydowanie drugorzędne dla jednej lub drugiej strony - Europa Wschodnia i Bliski Wschód z Afryką Pn. Moskwa odpuściła kwestie Libii, niespecjalnie miesza też w okolicach Izraela, za to Stany nie będą wspierać osłabienia wpływów Rosji w CEE. Wydaje się to logiczne i korzystne dla obu stron. Czy może  się załamać - owszem - Moskwa jest tak przyzwyczajona do siłowych metod, że może wbrew swojemu interesowi zacząć podskakiwać, albo z drugiej strony możliwe jest jakieś załamanie systemu władzy w Rosji.

Co do wartości dalekich sojuszy Polska miała okazję sprawdzić w 39 roku kiedy Anglicy świadomie (znali tajny protokół paktu o nieagresji) rzucili nas na pożarcie aby mieć trochę czasu dla swoich przygotowań (oczywiście nie można mieć do nikogo pretensji poza polskimi politykami, że dali się tak zrobić). Obyśmy nie musieli sprawdzać gwarancji Nato, ale jak na razie z uprzywilejowanych relacji z USA mieliśmy tylko składowisko odpadów atomowych w postaci tajnych więzień z islamskimi terrorystami, które wylało się na skutek awarii zawinionej przez Amerykanów - u nas o dziwo udało się to utrzymać w tajemnicy.

A więc możemy liczyć tylko na własne siły - pouczająca jest opinia Klausewitza, który na przykładzie Polski z 90tych lat XVIII wieku dowodził, że nie można liczyć na sojuszników jak się nie ma własnych sił, nawet jeśli ci sojusznicy mają żywotny interes żeby bronić takiego kraju jak miało to miejsce w przypadku Turcji w tamtym czasie. I tutaj jest punkt - w dyskusjach o polityce jagiellońskiej i możliwych strategicznych rozwiązaniach zupełnie zapomina się o drugiej sile zbrojnej NATO czyli Turcji, która ma podobne interesy co Polska. Część oczywiście jest całkowicie rozbieżnych, ale nie sprzecznych. Na pewno jednak wspólny interes w budowie gazociągu z Azji Środkowej oraz ogólne odepchnięcie Rosji to wyraźne plusy. Z drugiej strony warto spojrzeć za Bałtyk, w Finlandii i Szwecji dużo wyraźniej widać zaniepokojenie zbrojeniami Rosji. Niestety u nas jak w wieku XVIII Polska nierządem stoi i po co się zbroić jak nikt nie zagraża. Jak próbowano zmontować tę koalicję było już jednak za późno.

Oczywiście w budowaniu szerokiego frontu małych i średnich państw są inne zagrożenia: konflikty lokalne. Nieprzypadkowo prezydent Rumunii nie przyjechał do Warszawy, a Słowacji nie chciał nic podpisywać po zaproszeniu "prezydenta Kosowa". Ale to nie powinno zniechęcać, kraje Europy Środkowej z Turcja mają więcej ludzi niż Rosja i w dość zwartym bloku mogą być ważną siła. Co oczywiście nie przeszkadza, żeby ta grupa miała zewnętrznych sojuszników, ale w tym momencie trudno na nich liczyć.

 

 

 

 

 

spytko
O mnie spytko

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka