Chwilami zazdroszczę - tej prostoty i bezkompromisowosci. Czarne-białe, nic pomiędzy. Żadnej refleksji i wahania. Zero watpliwosci.
Bo ja się męczę. Od 30 lat nie potrafię jednoznacznie stwierdzić i ocenić tego, co się wtedy stało. Po 30 latach NATO ujawnia, że nie było zagrożenia interwencją. Ja w to wierzę od 30 lat. Ale - w odróżnieniu od prostych i bezkompromisowych - jestem w stanie zrozumieć, że nie każdy musiał mieć taką wiarę. 13 grudnia 1981 roku żył jeszcze Breżniew i jego doktryna. Byliśmy ze wszystkich strron otoczeni przez wrogie wojska i jeszcze na dokładkę mielismy wrogie wojsko w kraju.
Czesi chętnie wspomogliby bratnią pomocą w podziękowaniu za rok 1968. Niemcy zawsze nas "kochali". A od północy morze... Może materacami na Bornholm?
W grudniu 1981 roku wątpliwości mieliśmy chyba wszyscy. Bo jakoś nikt nie zebrał się na odwagę i powstania nie urządził. I dyskutowaliśmy na ten temat w sposób cywilizowany. Potrafiliśmy - mając wspólnego wroga - się tak ładnie różnić. Od prostego, słabo zorientowanego wówczas robotnika - mnie, po zaprawionego w politycznych dyskusjach obecnie profesora - też obecnego w Salonie. Od łagodnego Młodego Demokraty po Wieszatiela, który wszystkich komuchów zamiast liści by chciał...
Dzisiaj - gdy rewolucja już dawno pożarła i wypluła swoje dzieci i wnuki, bierze się za pociotków. Nie potrafi się zatrzymać. Zamiast radości ze zwycięstwa demokracji mamy rozpętaną 20 lat temu nieustająca wojnę na górze. Obrzydliwe swary, chamskie argumenty, teorie spiskowe, wyzwiska. Ja Polak a ty tam gdzie ZOMO...
Wygodnie by było mieć proste wyjaśnienie na wszystko. To jest czarne a to jest białe. Ten swój, ten wróg. Prostota? A może prostactwo? Zazdroszczę?