No tak trudno je dostać, może ze względu na odległość.
Liza odstawiła szklaneczkę na stoliku, a sama wygodnie usadowiła się na swoim przeogromnym tapczanie. Stan podszedł do telewizora, włączył go i jakiś czas przeglądał kanały. Zatrzymał się wreszcie na którymś, kiedy usłyszał angielską mowę. Odszedł parę kroków i również wygodnie usiadł na brzegu tapczanu ze spuszczonymi na podłogę nogami, odzianymi teraz w hotelowe, wsuwane, jednorazowe kapcie. Szklaneczkę boskiego trunku trzymał cały czas w ręku i co jakiś czas pociągał z niej niewielkimi łyczkami cichutko przy tym siorpiąc. Na jego twarzy malował się wyraz bezmyślnego relaksu.
Na ogromnym ekranie, ustawionym nie dalej niż dwa metry przed nim, toczyła się wartka akcja jakiegoś amerykańskiego filmu. Stan nie myślał teraz o niczym, popijając trunek, hipnotycznie wpatrywał się w ekran. Nie znał przy tym ani tytułu wyświetlanego filmu ani nie rozumiał akcji. Czuł jak przyjemne uczucie ciepła rozlewa się po jego ciele, wpływa we wszystkie zakamarki członków i mózgu, wydawało mu się że włączony został do akcji toczącej się na tym wielkim bezpośrednio naprzeciw niego znajdującym się ekranie.
Sama akcja nie była zresztą nazbyt skomplikowana, ale nie o oto w ogóle mu teraz szło. Siedział wygodnie na krawędzi ogromnego i niezwykle wygodnego tapczanu, największym ze wszystkich na jakich kiedykolwiek siedział. Znowuż upił łyk złotego płynu. Czuł jak trunek spływa powoli w dół przełyku, gdzieś do trzewi i tam znowu wywołując efekt ciepłej fali rozkoszy, która promieniuje dalej dookoła. Oj jak przyjemnie, spokojnie, dobrze, - pomyślał patrząc na wprost wzrokiem tępo wlepionym w ekran. Zorientował się że jest wewnątrz galerii handlowej. Dookoła przechodzili z rzadka, dobrze ubrani klienci rozglądając się za poszukiwanym towarem, bądź po prostu spędzając tu czas w klimatyzowanym wnętrzu wypełnionym przyciszoną muzyką. Miało to wszystko wytworzyć nastrój sprzyjający temu, iż nawet ci, którzy jedynie się tu przechadzają, mogą wreszcie i coś kupić. Wydać uciułane pieniądze na rzecz w ogóle im niepotrzebną. Jednak w ten to prosty sposób włożą swoją okruszynę w rozwój gospodarki kraju i wzrost dobrobytu całego społeczeństwa. Jak to dobrze, - pomyślał i upił następny łyczek trunku.
Teraz, przyjrzawszy się bliżej środowisku w które wkroczył, stwierdził, że nie wszystko jest tu w najlepszym porządku. Coś tu nie gra. Rozpoczął własne poszukiwania, jakby przeistoczył się w prywatnego detektywa, a może jedynie w dyskretnego obserwatora akcji. Po jakimś czasie, intensywnej analizy akcji, dostrzegł, że na zapleczu, oprócz pracowników sklepu pojawiają się i znikają inne tajemnicze osobniki. Teraz już rozróżniał trzy rodzaje bohaterów zaludniających ten teatr zdarzeń w których wraz z nimi sam uczestniczył. Oprócz tła klientów, których dostrzegł już na samym początku, teraz widział wiele osób obsługi sklepów. Byli to przeważnie bardzo młodzi ludzie, płci obojga i w wieku około dwudziestu lat. To wśród nich toczyła się prawdziwa akcja filmu. Rozgrywały się rozmaite dramaty na tle miłosnym, finansowym, oraz w tym ludzkim formacie, bezsensowną walką o prymat. Pewne osobniki, niezależnie od ich statusu wykształcenia oraz kultury osobistej starały się dominować i wykorzystywać innych. W sumie było to bez racji, ot dla samej przyjemności, a może wrodzonej potrzeby wyżycia się na kimś innym. Inne osobniki, widocznie te, o charakterze ofiar miały przyjemność w byciu poniżanym. Może po prostu nie potrafiły przeciwstawić się atawistycznej chęci tych, którzy uzurpowali sobie rolę liderów. Tak kręciłaby się akcja w tle galerii i tłumu klientów gdyby nie trzecia grupa nielicznych zresztą osobników.
Byli to Obcy. Doskonale skrywające się krwiożercze stwory o wyglądzie krewetki, rozmiarem dorównujące dorosłemu człowiekowi. Przerażające te skorupiaki musiały przybyć tu nie z tego świata i zagnieździły się na głębokich zapleczach tej wielkiej galerii handlowej. Ich liczne członki przystosowane były do rozmaitych funkcji. Jedne służyły do zwinnego poruszania się, inne dla przytrzymywania zdobyczy, a jeszcze inne dla cięcia i rozrywania ciał. Krewetko-podobne głowy wyposażone były w potężne i obrzydliwe wysuwające się na zewnątrz teleskopowo szczęki, pokryte przy tym ostrymi jak kły zębami i ociekające przeźroczystym cuchnącym śluzem.
Potwory te miały parszywy zwyczaj skradania się za młodziutkimi, pięknymi i niewinnie wyglądającymi ofiarami którymi byli zazwyczaj ekspedienci sklepów płci obojga. Napad odbywał się zawsze w odosobnieniu, zawsze znienacka, i z tyłu. Ofiara, którą mogła być młodziutka ekspedientka, napadnięta z tyłu przez krwiożerczą krewetkę, przytrzymywana była mocno wieloma odnóżami i rozrywana na fragmenty tą śmierdzącą mordą, w dramatycznie wyglądającej scenie. Taka fragmentacja ofiary odbywała się w mgnieniu oka i dokonywana była przy pomocy owych obrzydliwych, ociekających cuchnącym śluzem szczęk, oraz cięć ostrymi szczypcami wyspecjalizowanych odnóży. Po ataku, skądś zjawiały się inne podobne stwory i mocno hałasując, dziko dzieliły się rozerwanym ciałem konsumując resztki na miejscu. Po zakończeniu okrutnej uczty następował spokój, a akcja powiązań wątków miłosnych z dramatami psychologicznymi kontynuowała się. W niezrozumiały sposób trudno było Stanowi zorientować się czy ubytek poszczególnych osób ze sceny tych dramatycznych i okrutnych wypadków został przez kogoś zauważony, oczywiście przez kogoś innego, poza obserwującym przebieg wydarzeń Stanem. Wyglądało na to, że jednak niczego nie zauważano, a jeśli już, to nie miało to większego znaczenia dla toczącej się akcji.
Stan zorientował się, że mogło to być powodem przemyślnego planu Obcych. Atakowali oni smakowite, młode, piękne i niewinne osobniki bezpośrednio związane ze sprzedażą. Nigdy nie zaatakowano i nie zjedzono sprzątaczki. Może były one zbyt łykowate, starsze i nie tak niewinne, a może powód mógłby być bardziej cyniczny. Nieposprzątany sklep nasunął by podejrzenie o zniknięciu sprzątaczki, sprawa wtedy mogłaby zostać prędko wykryta, a tak, akcja ciągnąć by się mogła dowolnie długo. Wydarzenia jakie działy się dookoła Stana nie mogły pozostać mu zupełnie obojętne. Był w końcu może nie tyle wciągnięty w akcję, w której przemyślne i krwawe zbrodnie odbywały się dosłownie na jego oczach. Jakby we śnie widział i rozumiał na swój sposób co dzieje się dookoła ale nie mógł wypowiedzieć ani słowa, jego nogi i ręce związane są jak ołowiane bryły wtopione w dodatku w cement. Widział te przerażające zbrodnie ale nie mógł im zapobiec. Dla uspokojenia i rozjaśnienia umysłu, by lepiej wiedzieć co by tu mógł jednak zrobić, pociągał często złocistego płynu ze szklaneczki.
Teraz miał prosto przed sobą młodego, przystojnego asystenta sklepu z obuwiem. Bardzo wolno szedł on, zbliżał się do siedzącego na tapczanie Stana. Z przerażeniem, Stan dostrzegł, że tuż za nim skrada się owa obrzydliwa krewetka. Posuwała się bezszelestnie, pod przykryciem jej półprzezroczystych członów pancerzyka widać jak poruszające się jej wewnętrzne mięśnie.
Ociekające śluzem szczęki to wysuwają się, to znowuż chowały, szczerząc przy tym obrzydliwe zębiska. Bestia była coraz bliżej ofiary, tuż za nią. Stan starał się otworzyć usta i ostrzec młodego człowieka przed niechybną zgubą. Obydwaj są tuż przed nim. Stan pomimo wysiłku, z rozwartymi szeroko wyłupionymi oczyma wpatrywał się w tą przerażającą scenę. Sam czuł, że nic uczynić nie może.
Nagle dostrzegł, że poczwara rzuca się do decydującego skoku na niczego nie podejrzewającą ofiarę. Obrzydliwy skorupiak skoczył z potworną prędkością. Stan zdążył dostrzec jeszcze, że asystent sklepowy, zupełnie zresztą przypadkiem schylił się nisko, unikając tym samym sprytnego owada, który był już w powietrzu i nie mógł zmienić trasy skoku. Wynikiem tej niezwykle dynamicznej sytuacji, jak to zauważył Stan było to, że bestia nie powstrzymana w skoku, nie trafiła na asystenta ale wypadła z ekranu prosto pod tapczan na którym siedział Stan.
Widocznie zaryła się tam głęboko i szaleć poczęła pod spodem, bo tapczan wraz ze Stanem począł potwornie trząść się i prawie że tańcować po pokoju. Stan nie miał wątpliwości, ta diabelska krewetka jest teraz pod jego tapczanem i stara się spod niego wydostać. W okamgnieniu spojrzał na siedzącą naprzeciw niego, na swoim łóżku Lizę. Patrzyła teraz na niego szeroko z przerażenia otwartymi oczyma zwróconymi jednak nie bezpośrednio na niego, ale na ścianę poza nim.
To się rusza! - Zdążyła krzyknąć z całych sił.