10 kwietnia w Warszawie miał odbyć się, w 6 rocznicę katastrofy smoleńskiej, tzw. "Marsz miliona" zorganizowany pod auspicjami PiS. Od kilku tygodni trwała w narodowych mediach propagandowa burza namawiająca "prawdziwych Polaków" do udziału w tym przedsięwzięciu. Które miało nie tylko pokazać poparcie dla miłościwie panującego nam Prezesa, ale stanowić przeciwwagę dla różnej maści "niesłusznych spędów" w rodzaju marszów KOD-u. Wśród zachęcajacych do udziału w "Marszu miliona" byly takie tuzy ekipy rządzącej jak posłanka Krystyna Pawłowicz czy redaktor Cezary "Trotyl" Gmyz. A redaktor naczelny "Gazety Polskiej" Tomasz Sakiewicz napisał nawet "Marsz miliona to dobra nazwa ale nie powinniśmy się ograniczać".
I co?
I jak zwykle G. Duże G.
Oto bowiem okazuje się, że "Marszu miliona" nie będzie. Jako pierwszy głos dal posel PiS Jarosław Krajewski. który stanowczo odżegnal sie od jakiegokolwiek związku jego partii z jakimkolwiek marszem. Inny poseł partii rządzącej Krzysztof Łapiński zaprasza wszystkich chętnych na marsz (!!!), ale po mszy świetej w Katedrze Warszawskiej 10 kwietnia.
Wynika z tego, że w PiS-ie i przystawkach policzyli szable i wyszło, że raczej nie uzbiera się milion chętnych na darmową wycieczkę do Warszawy (nawet luksusowymi autokarami podstawionymi przez organizatorów). I aby uniknąć kompromitacji partia rządząca rakiem wycofała się z inicjatywy. Pod hasłem "To nie my, to oni..."
A mogło być tak pięknie...
