skrent skrent
58
BLOG

Prochy - wspomnienia uczestnika Powstania Warszawskiego

skrent skrent Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Odcinek 108
       Było to jakoś pod sam koniec września 39 roku, gdy na piechotę wyszedł z Puław z zamiarem dotarcia do Warszawy, chociaż mu Szmul, poinformowany „cudem żydowskiej poczty”, o toczących się jeszcze walkach o Warszawę, odradzał i doradzał by poczekać i doszedł do Raszyna, gdzie wojska niemieckiego było jeszcze do cholery i zawracali wszystkich wracających z ucieczki, żeby nie wchodzili Niemcom w strefę walk frontowych, ale uciekinierzy już mówili, że można wracać, łada chwila, bo podpisują akt podania warszawy i kapitulacji.
Przenocował w jakiejś opuszczonej na poły kamienicy, gdzie na drugo dzień sprowadziła się córka właściciela Żyda i poszedł traktem tzw. Warszawskim do Ożarowa a później na Wolę. Oczywiście wszystko wokół było porozwalane, wykapane okopy i wilcze doły, które zasypywali cywile a wojsko szło do niewoli. Michał to widział i krew go uchodziła, ale musiał zmilczeć, bo cóż miał robić. W któryś wieczór zapukał w szybę okna rodzinnego mieszkania, na parterze w oficynie bez bruku, do której się wchodziło dwa schodki w dół, jak do piwnicy. To i tak dobrze, że tylko dwa schodki w dół w nie dwanaście. Otworzyła mu siostra i żeby nie budzić starych, rodziców dała mu klucz od komórki, pokoiku na strychu, w której spał od czasu do czasu, gdy przybywał z koszar w odwiedziny do rodziców. Żeby mu nie było zimno na sfatygowanym wyrku, po rosyjskiej służącej dziadka pułkownika, dała mu stary koc poduszkę.
 
 
   Przez pierwsze dni i tygodnie okupacji, wszystko było na pozór po staremu. Urzędnicy w gminie ci sami, tylko meldowali się w komendanturze Wehrmachtu, nauczyciele w szkołach podstawowych ci sami, prezydent miasta Warszawy, Starzyński, ten sam i urzędnicy ci sami, tylko się musieli meldować w komendanturze Wehrmachtu, policjanci granatowi stawili się do pracy i objęli swoje obowiązki pod kierunkiem niemieckiej policji Gestapo. BA, sędziowie w sądach i Adwokaci zostali ci sami i sądzili z polskiego kodeksu, z zastrzeżeniem, że tam, gdzie nie ma odpowiedników w polskim kodeksie do procedur niemieckich, tak mają mieć zastosowanie przepisy prawa niemieckiego. I wreszcie, pieniądze były te same. Jak się rzekło, po pierwszych dniach paniki, gdy nikt nie chciał niczego sprzedawać i podejrzliwie patrzył na polskie pieniądze, sytuacja się unormowała i inflacja była niewielka. Wszystkie hurtownie i sklepy żydowskie działały normalnie. Niemcy patrzyli na Żydów przez palce, dopóki nie pokryto siecią niemieckich hurtowni i składów handlowych całości okupowanego obszaru byłego państwa polskiego. Ale nastąpiło to dopiero gdzieś pod koniec 1940 roku. Do tego czasu Niemcy dali termin żydowskim właścicielom nieruchomości i biznesów, żeby przepisali je na Niemców lub Polaków, bo im samym nie było wolno posiadać tego typu własności. Niemcy już się przymierzali do przesiedlenia Żydów do getta i przepisywanie wielkiej własności żydowskiej na Polaków, w gmachu sądów na Grzybowskiej, szło pełną parą.
skrent
O mnie skrent

sceptyczny i krytyczny. Wyznaję relatywizm poznawczy. Jestem typowym dzieckiem naszych czasów, walczącym z postmodernizmem a jednak wiem, że muszę mu ulec.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości