Załatwienie pozwolenia na budowę trwa u nas przeciętnie 311 dni i składa się z 32 procedur – pisze „Dziennik”. Oj, długo jeszcze Polska będzie w budowie… To i tak nieźle, ponieważ skróciliśmy czekanie o 11 dni. W Burkina Faso czeka się tylko 122 dni. Tam skrócili oczekiwanie o 100 dni. Powiedzmy sobie szczerze: jesteśmy 100 lat za Murzynami.
Nawet nasza Miss Polonia, panna Rozalia, nie dotrzymała kroku czarnej pannie Lopes z Angoli, która została Miss Wszechświata (Miss Universe). Przy dominacji takich trendów wywieszenie białej flagi przez premiera może zostać poczytane za rasistowską metaforykę.
Z demokracją też źle – Korpus Ochrony Wyborów ma jej pilnować. Burkina Faso i Angola na razie nie przysyłają obserwatorów. Rozumiem, że PiS nie ma zaufania do osób delegowanych przez inne komitety wyborcze do obwodowych komisji wyborczych, ale dlaczego nie ma zaufania do własnych przedstawicieli w tych ciałach? Może myślą, że członek komisji biorący dietę za swoją pracę jest gorszy od męża zaufania, który to robi to wyłącznie z sympatii dla ugrupowania. PiS też, jak widać, promuje politykę miłości. Ciekawe, czy w ramach parytetów zagwarantują miejsca dla żon zaufania.
„Super Express” (z 13 września – jak widać, okazało się to datą pechową dla redakcji) rozpędził się nazywając PiS-owskich mężów zaufania ... mężami stanu. Może zazdrości konkurencyjnemu „Faktowi” wizyty Kaczyńskiego w redakcji, bo inaczej trudno wytłumaczyć tak grubą pomyłkę na korzyść głównej partii opozycyjnej. Wyobraźcie sobie Państwo, że mamy w Polsce 25 tysięcy mężów stanu! To mógłby być nasz najbardziej dochodowy eksport na długie lata. Do wyboru, do koloru: pan Czesiek z Pułtuska, pan Zygmunt z Gągolina i pan Józek z Koziej Wólki. Witamy panów z Afryki, pokazujemy katalogi. Musicie tylko tak zaprogramować pana Józka, żeby nie witał widłami wszystkich Murzynów, tylko waszą opozycję.
Wszyscy się oburzają na ministra Rostowskiego, a on tylko dopasował się do histerycznego chóru europejskich polityków. Wojny często wybuchały z powodu konfliktów ekonomicznych – żadna to nowina. Po prostu politycy nie lubią, kiedy się ich przedstawia inaczej niż jako stado wrażliwców, którzy przenigdy nie nacisną czerwonego guzika.
Nikt nie krytykuje Angeli Merkel mówiącej, że jak euro upadnie, to Europa przestanie istnieć. Jakim trzeba być bufonem, żeby kres politycznego projektu uznać za koniec istnienia kontynentu? Nikt jakoś nie pyta, czy poruszenie na salonach byłoby równie duże, gdyby nie przytoczenie zamiarów znajomego ministra o posłaniu dzieci za ocean. USA mają większe szanse na wygranie wojny niż Europa, to też żadne odkrycie, więc jak uciekać, to lepiej tam. Przypominanie o tym w domu potencjalnego przegranego pewnie miało wpływ na temperaturę reakcji. Proponuję coś innego. Jesień idzie, coraz chłodniej, więc jedźmy do Burkina Faso. Nawet bez pana Józka.
Marcin Motylewski
Felieton ukazał się we wrześniowym numerze „Naszego Płocka”