strof strof
366
BLOG

Opowieści zimowe. Druga strona notesu

strof strof Kultura Obserwuj notkę 21

 

Podniesiony na duchu, na pół złożysz kartę i schowasz
w kieszeni marynarki, czując wszelako, że ciału
bliższe są te, co farbują płótno koszuli, zapomniane słowa:
trzepot skrzydeł ptaków w przystopiach świętego Michała.

Teraz na polarową bluzę narzucony płaszcz czarny świetnie wtapia
cię w tłum takich samych jak ty milczących pielgrzymów i gdyby
zdobyć gdzieś dla ciebie kapelusz trójgraniasty, inaczej smakowałaby grappa
i nie czułbyś się u wód tak obco i nieśmiało jak wychudzony przybysz.

Twoje oko z mostu wyławia mały trójkątny żagielek i przez chwilę
czujesz, jakbyś wbijał skorupę orzecha na szpilce w słomkową jasną matę.
Rękami wygładzasz kamień, po którym za moment pobiegnie słoneczny rylec,
nawijający na siebie od zawsze wątłą nić utraty.

22 grudnia. Pod wieczór. Radio nadaje melodię tak delikatną, że najchętniej
z troski o nią nie słuchałbyś niczego poza pluskiem i głosem syren,
które śpiewają hymn na cześć reumatyzmu. A w dole nieprzerwanie tętni
podziemna masa: miasta krew zmieszana z błotem kosmogonicznym wirem.

Gdy dłonie trzesz pumeksem w łazience o wymiarach modelki,
by pozbawić opuszki linii demarkacji, wtedy właśnie
świat ginie i ponownie rodzi się w światłach podartych na strzępy
drobnych fal. Przyjmijmy – metafory niegojących się zadraśnięć.

strof
O mnie strof

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura