strof strof
882
BLOG

Okna

strof strof Kultura Obserwuj notkę 51

 

Droga jak rzeka zmrożona,
gwiazda nad nią zimna wyżynna
wyludnione południe prowadzi
zasypane studnie pod sadem
jakby skradał się nocny kradziej
jakby inną niósł w zębach muzykę
żeby wody mu nie dać na zmrok
by tamtego nie usłyszeć źródła.


I

Jesień przedwczesna i światło się zmienia.
Wolno wypala chłód błękit i jasność
ściernisk nad rzeką. I czernieje ziemia.
A rozum śpi już. A lęk nie chce zasnąć.

W gęstwę powietrza wniknął niespodziany
impuls; schło światło pod zwierzęcia łapą,
której istnienia dowodził na zmianę
odcisk na błocie i głos poematu.


II

Deszcz przychodzi i mija.
Wiedzą jego krople,
że wrócą, powtórzone
w innym szklistym ciele.
Choć nie znają godziny,
nie widzą porządku
w tym, co będzie dane
im i nam – po raz wtóry.
A jeśli co należy
do nas, to być może
umieć kroczyć wśród liści,
w trawach stawiać stopy.
Dar zbyteczny, bo przecież
nie wywiedzie z losu.
Nie zgasi deszcz kolejny
płomyków zwątpienia.
Garnie się ku ciepłu
szelest ptasich skrzydeł,
okrywając nam ciała,
rozwodnione dusze.


III

Na pustym oto szlaku dachowych możności
już tylko kocie ślady odbywają spacer
i bieli się cień zębów wzdłuż niknących ości,
gdy łeb makreli chwali uroki miejsc straceń.
Rozwiał się śmiech i deszcze. I nic nie nastaje
na ich perlisty dobrobyt. To całe znikanie
warte jest bedekera. Noc przechodzi skrajem,
i świt ogląda dachy poprzez lewe ramię.


IV

Tam, gdzie szyba się wtapia w skrzyżowaną ramę,
spotykam dwoje oczu. Zagrywka na pamięć.
Patrząc z zewnątrz (lub w lustro), dostrzec można znaczeń
znacznie więcej, i siebie – lecz całkiem inaczej.
Stłuczony w nieuwadze o brzeg okna łokieć
przypomina o ciała skłonności do skłonów.
Naciągnięte na głowę góry niewysokie
wieszczą światu kapturem ogień, powódź, pomór.

W zachodzących za wzgórzem odblaskach wieczoru
topi się stal biurowca: gra wzniosłych pozorów
osiągnęła w konstrukcji wysokość kredytu,
przyznanego przez niebo epoce przesytu.
Niskie domy za pawim wciąż piórem tu tęskniąc,
przystrajają aeternum przykrojoną tęczą,
która spaja deszcz z jasną plamą na boisku,
gdzie gra toczy się o nic lub (częściej) o wszystko.


V

Gorzka była woda, gorzka i słona.
Ta część morza, obtoczona dłonią
falowała jeszcze; ptaki były ponad
bielą, z której wyszły. A granat wciąż płonął.

W zimnej kropli ujrzałem morze
czy raczej to, co się przywykło
za morze brać: więc dwa sążnie
gęstego nieba w przesmyku
nocy i dnia. To zła pora
na cokolwiek, może poza snem
lub miłością. Udzielanie porad
w tej materii jest trochę jak dren
ratujący od tzw. zguby nas samych.
Bowiem oto ze zwiniętego płótna
pamięci w skrytości ducha odsączamy
dumne wczoraj od dusznego, skulonego jutra.

Gdyby tego nie było, zapewne inne zdarzenia
wypełniłyby próżnię, która powstaje po stracie
lub ku nieobecności wybiega i zmienia
zasady gry. Wiersz, miłość, nadmorskie wakacje
wypełniają się sobą starannie, w czym nieco
przypominają ludzi zajętych własnym trwaniem,
i nie chcą tego wiedzieć albo też nie wiedzą,
że jedyność ich niknie mnożona lustrzanie.


VI

Na śniegu zmrożonym ledwie słyszalny szelest
kocich łap. Jedna chwila i niknie w wieczorze
dreszcz, który po bieli i po plecach przebiegł,
nie zostawiwszy śladów. Niczego nie orzekł
najwytrwalszy ze śledczych: zimowy poranek,
skupiony na badaniu lodowatych dłoni,
na których białej kory odbite przesłanie
zaświadczało o śmierci drzewa – tylko o niej.
Więc kot-duch czy duch kota przepadł. Ani słowa
nie udało się dobyć od świadków zdarzenia:
milczał pies bezpański, łasica i sowa.
A świat się obkurczał i w blok lodu zmieniał.


VII

wzbija się i już jest w górze
czyta chłód wysuniętym skrzydłem
ciepła kropla drążąca siną skałę
dziób na ostre idący ze słońcem

jego cień spada nagle a wtedy
zasłaniamy oczy ziemia krąży
wokół piórka które zawisa
na filarze jasnego zachwytu

i słyszymy krzyk cienki jak patyk
na matowych wrzosowiskach lata
to wystarczy by się nakarmić
by być chlebem pomnożoną rybą


VIII

Zawsze, gdy wracam, zatrzymana rzeka
odmyka usta i jak śpiewak ślepy
napręża skórę, przez którą przebiega
zygzakowata słoneczność. Tu grzbiety

ryb wielkich nikną pod zielonym pledem,
gdy się pojawią nasączone miastem
mosty – z nich każdy własny żywot wiedzie
i na swych przęsłach sprawy dźwiga własne.

Gdy lato, mosty przyjmują spragnionych
wina, miłości lub suchej przestrzeni
wydartej kroplom. Z jabłonnej korony
biegnie ku rzece chłód spiżarnych sieni.

Zapowiedź zimy. Ale rzeka nie wie,
lub za nic bierze wróżb wschód zbyt daleki.
Wzrok odzyskany traci znowu śpiewak
i zimne dłuto skuwa fal powieki.


IX

Czasami jednak myślę, że to może wszystko na nic:
to chowanie się w sobie, z kamieni samotnia.
Kieliszek strachu na nocnej lampce: blask szklany
rozsadza go jak lód i zwielokrotnia.
Okna z naprzeciwka: monidła, monodramy;
poznałem je tak dobrze, że nic tylko pisać książkę
albo cudzymi w swoim śnie zabawiać się snami.
Lepiej dać za wygraną? Tak i tak niemądrze.
Noc oddycha przez sen cudzymi ustami,
cudze uszy zamyka, by je skryć przed dźwiękiem.
Przemywam twarz. Na pół ją lustro w szafce łamie,
by opłatek jej scalić w sekundzie następnej.


X

Dwudziestowieczny pokrywa pył równinę jak z pleksy
i czernią się nasyca zamieć. W jednym skrócie
koduje się świat. Stacja benzynowa Meksyk
przemyca zieleń niby chowane od dawna przeczucie
końca nie świata, lecz pewnej choroby (lub widzeń).
Jeśli wszystko jest obce i wszystko nieludzkie,
nie pozostaje zbyt wiele, by szeptać czy krzyczeć,
i nakrywać swą pustką jeszcze jedną pustkę.

W sznurze aut setka rąk przesuwa mniej więcej w tym samym
czasie oraz kierunku lewarek biegów i galera
wolno przemieszcza się wzdłuż brzegów jakiejś Azji. Cel wyprawy
jak zawsze ten sam: zdobyć i utrzymać wyspy Tu i Teraz.


XI

zmrożona Droga jak rzeka
do chrztu ją trzymałem na rękach

gwiazda nad nią wyżynna
biała gwiazda i zimna

wyludnione południe
ku mnie gwiazdo chodź ku mnie

w studnie sady wrzucone
w groby niewymoszczone

jakby skradał się złodziej
ty go nakarm i odziej

szczęka w zębach muzyka
piekło bramy odmyka

woda czarna po zmroku
mleko wre w piersiach głogu

zmrożona Droga jak rzeka
do chrztu ją trzymałem na rękach 


 

strof
O mnie strof

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura