Powszechnie znana postać arc. Fijałkowskiego jest aryciekawa. Otóż ten bohaterski kapłan miał też swoje momenty - nazwijmy to – „dziwnego” zachowania wobec zaborcy. Przypomnieć tu chociażby wypada notę na tym blogu.
https://www.salon24.pl/u/szukajacprawdy/736619,polski-interrex-musi-blogoslawic-moskiewski-najazd-na-wegry-w-1849
To jednak nie wszystko. Gdy car Aleksander II w dniu 8 X 1857 roku wprowadzał do Warszawy swoją małżonkę (jadąc obok powozu na koniu), wówczas „J. E. Arcybiskup i Metropolita Warszawski ksiądz Fijałkowski, w pontyfikalnych szatach, otoczony licznym duchowieństwem, z krzyżem i wodą święconą, stał na wzniesieniu Kościoła Świętego Alexandra, gdzie także zgromadzone były Siostry Miłosierdzia ze swymi wychowankami i sierotami". Widząc to zgromadzenie, ten jakże ponuro zapisany w polskiej historii car - zatrzymał się przed Kościołem Św. Aleksandra " i razem z carycą "raczył przyjąć błogosławieństwo" z rąk Fijałkowskiego.
Tak oto powszechnie znany w polskiej historii XIX wieku arcybiskup Fijałkowski w roku 1849 odprawił mszę z błogosławieństwem na zwycięstwo w wojnie z Moskwy z powstaniem węgierskim, a w roku 1857 błogosławił moskiewskiemu carowi na królowanie w Polsce.