Teologia Polityczna Teologia Polityczna
270
BLOG

Otwarcie na nieprzekonanych - rozmowa z Arkadym Rzegockim

Teologia Polityczna Teologia Polityczna Polityka Obserwuj notkę 6

Nadchodzi czas prawdziwych wyzwań, a w trudnej sytuacji międzynarodowej koncepcja słabej prezydentury nie jest obiecująca - mówi dr hab. Arkady Rzegocki w rozmowie z Teologią Polityczną

 

Bartosz Wołodkiewicz: Znamy już oficjalne wyniki wyborów, różnica między Bronisławem Komorowskim a Jarosławem Kaczyńskim wynosi niespełna 5%, dobry wynik zanotował Grzegorz Napieralski. Jednak te wyniki to dopiero wstęp do decydującej drugiej tury. Jak więc Pan sądzi - jakie środki obaj kandydaci powinni przedsięwziąć, by zebrać ponad 50% poparcia?

Arkady Rzegocki: Rzeczywiście, sytuacja rysuje się bardzo ciekawie, druga tura oznacza wejście w najbardziej aktywną część kampanii, w której obaj kandydaci mają wyrównane szanse. Walka więc dopiero się rozpoczyna.
Obaj kandydaci, co oczywiste, muszą pozyskać nowych wyborców. Warto zastanowić się, jakie przepływy elektoratu są możliwe. Ponieważ druga tura oznacza narastanie napięcia i zaostrzanie się walki wyborczej, może to zmobilizować część osób, które dotychczas nie głosowały. Choć wydaje się, że na ten elektorat kandydaci liczą w mniejszym stopniu, gdyż przede wszystkim ważni są wyborcy aktywni. Stawia to w trudnej sytuacji obu kandydatów, gdyż zmuszeni są odwoływać się do elektoratów o różnej wrażliwości, zarówno prawicowej, jak i lewicowej.

Próba zdobycia elektoratu lewicowego, czyli wyborców Grzegorza Napieralskiego, to jedno, ale czy w tej podróży na lewą stronę sceny politycznej obaj kandydaci nie stracą swego tradycyjnego elektoratu?

Jestem przekonany, że podstawowy elektorat zarówno Bronisława Komorowskiego, jak i Jarosława Kaczyńskiego, jest już przekonany, na kogo głosować. Zadanie na drugą turę to otworzyć się na nieprzekonanych. Jarosław Kaczyński nie powinien zapominać o elektoracie prawicowym, na przykład Marka Jurka, jak i solidarnościowym - Kornela Morawieckiego. Ciekawą perspektywą dla Jarosława Kaczyńskiego może być również pozyskanie wyborców Janusza Korwina-Mikkego. Choć wydaje się, że radykalnie wolnorynkowy czy wręcz leseferystyczny elektorat tego kandydata bliższy jest Platformie, to warto zwrócić uwagę, że to właśnie rząd PiS-u obniżył stawkę podatku PIT, a nie rząd Platformy – mimo swych wyborczych zapowiedzi.


Wracając do pytania o próbę pozyskania elektoratu lewicowego, warto zwrócić uwagę, że w kwestii wrażliwości społecznej, wspólnotowego myślenia o państwie, widoczna jest zbieżność między wieloma wyborcami Jarosława Kaczyńskiego i Grzegorza Napieralskiego. W sprawach obyczajowych, z uwagi na silny akcent na indywidualizm w programie wyborczym Platformy, można mówić o zbieżności między elektoratem lewicowym i wyborcami Platformy. Jednak Bronisław Komorowski z tego schematu się wyłamuje, czego przykładem są niezbyt trafnie dobrane spoty wyborcze, a zwłaszcza fragment prezentujący Bronisława Komorowskiego siedzącego przy stole i czekającego, aż żona poda mu obiad. Zaprezentowana wizja patriarchalnej rodziny nie może podobać się feministkom.

 

Oczywiście obaj kandydaci w swych deklaracjach pod adresem wyborców Grzegorza Napieralskiego nie mogą posunąć się zbyt daleko, gdyż utrata wyrazistości, a nawet wiarygodności może okazać się przeciwskuteczna.

Zastanawia mnie, czy próba zwrócenia się do elektoratu wolnorynkowego z jednoczesnym akcentowaniem haseł solidaryzmu to nie łączenie wody z ogniem?


Zwróćmy uwagę, że partie polityczne w Polsce coraz bardziej upodobniają się do swych zachodnioeuropejskich czy amerykańskich odpowiedników. To znaczy, że starają się zwracać się do różnych elektoratów, unikając jasnego określenia programowego, a nawet doktrynalnego. W moim przekonaniu, choć oczywiście jest to paradoksalne, Jarosław Kaczyński, gdyby chciał, to mógłby akcentować zarówno hasła wolnorynkowe, wskazując na zmiany przeprowadzone przez jego rząd w zakresie prawa podatkowego czy darowizn, jak i idee solidaryzmu wspólnoty politycznej, łącząc oba elementy w projekcie budowy państwa silnego w ramach prawa, państwa ograniczającego samowolę urzędników i korupcję, czyli państwa realizującego postulat praworządności.

Mówiliśmy już zarówno o znaczeniu wrażliwości społecznej, jak i spraw obyczajowych. Jak Pan sądzi, która z tych kwestii może stać się decydująca w drugiej turze?


Każda z tych spraw jest ważna, ale dla stosunkowo niewielkiej części elektoratu. Wydaje mi się, że wielkim i całkowicie pominiętym tematem dotychczasowej kampanii wyborczej jest kwestia wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej. Jeśli Jarosław Kaczyński i jego sztab będą w stanie przedstawić argumenty unaoczniające słabość lub wręcz abdykację państwa polskiego w wyjaśnianiu przyczyn katastrofy, jednocześnie wskazując na znaczenie tego śledztwa dla podmiotowości Polski, to może to mieć doniosłe konsekwencje dla sceny politycznej. Podobne konsekwencje w znacznie dłuższej perspektywie może mieć rosnące przekonanie obywateli, że rząd Donalda Tuska nie poradzi sobie z wiarygodnym wyjaśnieniem przyczyn katastrofy. Myślę, że ta tematyka pojawi się w ciągu najbliższych dziesięciu dni, choć w tak krótkim czasie może nie odegrać już tak znaczącej roli. Jednakże, gdyby sztabowcom Kaczyńskiego udało się połączyć kwestie słabości państwa w wyjaśnieniu katastrofy smoleńskiej z szantażem gazowym wobec Białorusi, który nie pozostaje bez znaczenia dla pogarszającej się geopolitycznej sytuacji Polski, to okazać się może, że istotne w tej kampanii, jak rzadko w wyborach, okażą się kwestie międzynarodowe.

Czyżby więc gdzieś w tle tej kampanii pojawiały się sygnały o zmianie sytuacji geopolitycznej w stosunku do tej, jaka panowała w latach ’90?


Rzeczywiście, sytuacja Polski jest inna niż w latach ’90 i Polacy powoli zaczynają zdawać sobie z tego sprawę. To znaczy: o ile w latach ’90 sytuacja geopolityczna była dla Polski sprzyjająca, to teraz nadchodzi czas prawdziwych wyzwań. Uświadomienie tego Polakom mogłoby przeważyć szanse wyborcze na korzyść Jarosława Kaczyńskiego, który ma mocne cechy przywódcze. W trudnej sytuacji międzynarodowej koncepcja słabej prezydentury nie wygląda zbyt obiecująco. Sądzę jednak, że dwa tygodnie to czas stanowczo zbyt krótki, by móc stworzyć stosowny przekaz. Jednakże sprawa wyjaśnienia katastrofy Smoleńskiej odegra moim zdaniem bardzo istotną rolę w przebudowie sceny politycznej w dłuższej perspektywie.

Dziękuję za rozmowę.
    
Dr hab. Arkady Rzegocki - adiunkt w Katedrze Historii Doktryn Politycznych i Prawnych UJ; redaktor naczelny Pressji , członek zarządu Ośrodka Myśli Politycznej

Polecamy rozmowy z prof. Andrzejem Nowakiem i dr Barbarą Fedyszak-Radziejowską oraz analizę Łukasza Warzechy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka