Tomasz Łęski Tomasz Łęski
144
BLOG

Syf, malaria i korniki

Tomasz Łęski Tomasz Łęski Polityka Obserwuj notkę 7

W zasadzie tytuł tego wpisu miał brzmieć: „co tak naprawdę robią naukowcy?”. Bo jak zapewne każda średnio zorientowana osoba wie, naukowcy dzielą się na dwie zasadnicze kategorie:

A. ci co chcą zniszczyć świat
B. ci co chcą przejąć władzę nad światem

Szczególnie interesującą grupą wydają się być mikrobiolodzy i entomolodzy (spece od owadów). Oni to właśnie ze szczególną zaciekłością próbują ostatnio wytworzyć niezliczone ilości niebezpiecznych mutantów dla niepoznaki zwanych organizmami zmodyfikowanymi genetycznie (GMO).
Jadąc wczoraj do pracy usłyszałem w radiu, że jednemu z tych szaleńców udało się wyprodukować zmutowanego komara. No pięknie – pomyślałem – czyż zwykłe komary nie są wystarczająco dokuczliwe? Oczami wyobraźni zobaczyłem już chmary krwiożerczych bestii usiłujących zatopić swe kłujki w mojej skórze. Brrrr... Chyba gorsze mogą być tylko drapieżne ślimaki, które widziałem ostatnio w jednym z filmów grozy.

Okazało się jednak, że historia ta ma też drugie dno. Ku mojemu zaskoczeniu zmodyfikowany komar wcale nie charakteryzował się większą krwiożerczością, był natomiast odporny na zakażenie malarią. Co więcej, miał o wiele większą szansę przeżycia od zwykłych komarów w środowisku, w którym obecne są pierwotniaki wywołujące malarię. Bo choć zainfekowany komar nie choruje to mimo wszystko jest nieco osłabiony. Zgodnie z wyjaśnieniami naukowców z Johns Hopkins University w Baltimore, będących konstruktorami zmutowanego komara, mógłby on być zastosowany do zwalczania malarii. A malaria to rzeczywiście poważny problem. Szacuje się, że do trzech milionów ludzi rocznie umiera w wyniku tej choroby na całym świecie. Większość ofiar śmiertelnych to dzieci. Jest to dosyć paskudna choroba choć całkiem skutecznie uleczalna przy użyciu obecnie dostępnych leków. Niestety, w ubogich krajach, szczególnie w Afryce, leki te są nieosiągalne dla ich mieszkańców i stąd ta wysoka śmiertelność. Dosyć efektywną metodą zapobiegania malarii jest walka z komarami za pomocą insektycydów i osuszania podmokłych terenów. Jak na złość, komary szybko uodparniają się na insektycydy a poza tym strategia ta jest dosyć kosztowna. Stąd też pomysł zastąpienia komarów wrażliwych na malarię owadami, które nie ulegają zakażeniu. I tutaj może przyjść nam w sukurs nasz sympatyczny mutant. Operacja byłaby jednorazowa. Wypuszczamy oporne komary do środowiska. Jeśli wygrają one walkę konkurencyjną z autochtonami sprawa jest załatwiona. Komary już nie roznoszą malarii a dzieci przestają chorować. Jak w bajce.

W tym miejscu muszę ostro zaprotestować. Bo proszę mi powiedzieć, kto dał nam prawo do niszczenia malarii? I to jeszcze wypuszczając do środowiska jakieś paskudne GMO? To ewidentnie woda na młyn naukowców ze wspomnianej wcześniej kategorii-B. Myślę, że działacze Greenpeace nie patrzyliby na ten proceder z założonymi rękami. I dobrze, bo wbrew obiegowej złej opinii, od dawna znane są zbawienne  efekty malarii w... leczeniu syfilisu. A z tą chorobą z pewnością w dzisiejszych swawolnych czasach będziemy się spotykali coraz częściej. Jeśli ktoś myśli, że oszalałem to niech zapozna się z działalnością wiedeńskiego doktora Juliusa Wagnera-Jauregga. Na początku XX wieku ten zmyślny doktor zaobserwował, że infekując chorych na syfilis malarią (spec od szpiku kostnego Jędrzejczak to pikuś w porównaniu do niego)  uzyskuje u nich znaczną poprawę objawów psychiatrycznych, to znaczy u tych co przeżyli. No i na dokładkę dostał za to nagrodę Nobla. A zatem ręce precz od malarii.

Jeśli zaś chodzi o biedne afrykańskie dzieci, to proponuję terapię za pomocą eukaliptusów. Swego czasu nazywano je „fever trees” czyli drzewami (przeciw)gorączkowymi bo zauważono, że w miejscach gdzie je zasadzono zmniejszała się liczba przypadków malarii. No i tutaj w końcu docieramy do problemu korników. Otóż pewien krewniak kornika, paskudny owad o tajemniczej łacińskiej nazwie Phorocantha semipunctata jest w stanie załatwić wyrośniętego eukaliptusa w ciągu dwóch tygodni. Istnieją nawet podejrzenia, że swego czasu w Kaliforni to sami "ekolodzy" napuścili Phorocanthe na eukaliptusy chcąc wytępić nie należący do rodzimej flory gatunek.
Ja jestem jednak przekonany, że prawda jest zupełnie inna. Należy zapytać: pro cui bono? Wszystkie poszlaki prowadzą tylko w jednym kierunku – w kierunku twórców zmutowanego komara z Baltimore. Bo wszyscy wiedzą, że w przeciwieństwie do „ekologów” naukowcy naprawdę chcą przejąć władzę nad światem.

"Amicus Plato, sed magis amica veritas" - Arystoteles "The human race has never found a way to confront bubbles" - Alan Greenspan

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka