Harry Haller Harry Haller
81
BLOG

Odejście Geremka czyli śmierć "autorytetów" a sraczka mózgu

Harry Haller Harry Haller Polityka Obserwuj notkę 1
Kiedy umiera osoba znana i szanowana, w Polsce i w tzw. świecie, kolejny „autorytet”, jak media lubią podawać, wielu skądinąd inteligentnych i rzeczowo rozumujących ludzi, zaczyna się licytować na co bardziej poetyckie i kwieciste opisy zmarłego oraz jego życia. Słuchając i czytając opinie na temat dopiero co zmarłych polityków, pisarzy czy dyplomatów mam wrażenie jakbym czytał opisy życia istot nie z tego świata, idealnych wręcz, którzy dali nam maluczkim możliwość obcowania z ich boskim majestatem. Odnoszę także wrażenie, że nawet najinteligentniejsi z komentujących dostają chwilowej sraczki mózgu i nie są w stanie wypowiedzieć się w innym tonie niż emocjonalnej i skrajnie idealizującej laudacji. Nie inaczej było w przypadku Bronisława Geremka. Profesor, ważna postać opozycji, świetny dyplomata i człowiek wielkiej inteligencji i kultury osobistej szanowany nie tylko w Polsce, ale i wśród naszych zagranicznych partnerów za uczciwość, rzetelność i kompetencje. Poza tym jednak nie istota boska czy pół-boska, ale człowiek posiadający, jak inni, wady i swoje gorsze dni oraz mniej celne powiedzenia czy nieudane pomysły. Tymczasem większość komentatorów wypowiadających się w wiadomej sprawie nie tylko przejawia symptomy wspomnianej wcześniej sraczki mózgu, ale także amnezji. Pozostali komentatorzy tymczasem unikają sraczki mózgu gdyż, z przyczyn anatomicznych, to okresowe schorzenie ich dotknąć nie może. Przykładem tego doskonałym jest salon24, gdzie wielu ludzi z natury na sraczkę mózgu odpornych i mających kontakt z kulturą wyłącznie wtedy, gdy kogoś kulturalnego opluwają, z radością prześcigało się kolejnych epitetach udowadniając wszystkie wady demokracji i wiążącej się z nią wolności słowa. Tak jak jednak skrajne reakcje ściekowiczów na śmierć Bronisława Geremka były do przewidzenia z powodu niekompletności ich układów nerwowych oraz skarlenia charakterów i skundlonych osobowości tak, przy każdej śmierci domniemanego „autorytetu” (dla kogo autorytetu ? dla wszystkich ? dla nikogo ?), nieustannie się zawodzę na ludziach, których uważam za, na pewno nie „autorytety”, ale ludzi inteligentnych i, w większości przypadków – gdy nie cierpią czasowo na sraczkę mózgu - wartych wysłuchania. Dlaczego dają się ponieść nastrojom tłumu (które sami dodatkowo napędzają) zamiast wysilić się na obiektywna analizę życia i dokonań wartościowego, ale nie idealnego człowieka ? Czarne strony w rozsądnych skądinąd tytułach prasowych, płaczące tłumy, sztucznie zbolałe twarze telewizyjnych dziennikarzy i ich dramatyczne głosy oraz kolejni komentatorzy na wyścigi ubóstwiający zmarłego. Kto piękniej o nim powie ? Kto więcej bałwochwalczych bzdur wygłosi pod jego adresem ? Kto udowodni innym, że kochał go i szanował bardziej i szczerzej ? Kto przekroczy kolejne granice w szalonym korowodzie kolejnych krzyków uwielbienia ? Kto napisze artykuł jeszcze bardziej dramatyczny niż mistrz dramatycznych epitafiów Adam Michnik ? To wszystko świadczy nie tylko o bezmyślności biorących w tym udział, ale także o nieświadomym okrucieństwie wobec kogoś, kto przede wszystkim nie był osobą publiczną czy czyimś autorytetem, ale człowiekiem z krwi i kości, czyimś synem czy ojcem, targanym emocjami, popełniającymi błędy i przeżywający swoją, po trosze smutną, po trosze radosną, egzystencje. Opisane przeze mnie działania, chociaż może i naiwnie dobre w swych intencjach reifikują i dehumanizują istotę ludzką tworząc zamiast niej jakiś medialny byt nie mający wiele wspólnego z rzeczywistością, ale umożliwiający większości z nas intelektualny onanizm, który ma na celu polepszenie postrzegania swojej osoby wszystkim, ale nie zmarłemu. Dla własnej przyjemności nie odbierajcie człowiekowi zaszczytu bycia sobą. Skrajnym tego przypadkiem masowej histerii, którą przebijają tylko młode Azjatki płaczące na widok Beckhama, była osoba oraz śmierć Jedynego Prawdziwego Papieża, Jana Pawła II, naszego własnego, polskiego, obwoźnego sado-maso. W roku 2003 miałem możliwość pojechania z moimi rodzicami na prywatną audiencję do Watykanu, aby na własne oczy zobaczyć autorytet wszystkich jurodliwych naszego pięknego kraju. Uprzejmie odmówiłem i w czasie gdy moi przejęci rodzice całowali jego ciężko schorowane dłonie próbowałem doszukać się w miarę obiektywnych powodów aby tego, na pewno mądrego na swój ograniczony sposób i sympatycznego oraz posiadającego mocno wyolbrzymiane, ale jednak, zasługi dla Polski człowieka ubóstwiać. 1) Jedynie dyletant mógł uważać go za wielkiego filozofa: „Swych” encyklik (słabych zresztą na tle tekstów przeciętnych nawet filozofów) nie pisał sam – pisali je teolodzy z KUL. Sądząc po „Fides Ratio”, czytając je do zatwierdzenia (zakładając, że to robił) nie robił tego nawet ze zrozumieniem; jest ona pełna sprzeczności nie tylko z oficjalną doktryną Kościoła, ale także z jego własnymi poglądami. 2) Jana Pawła jako poetę litościwie przemilczę – moje koleżanki dające mi w podstawówce i gimnazjum wiersze do recenzowania wykazywały większy talent. 3) Jako papież może mieć wartość tylko dla ludzi religijnych, chociaż doceniam np. jego ekumenizm i otwartość na dialog z przedstawicielami innych religii (bo ateistami już nie). W moich oczach nie rekompensuje to jednak jego konserwatyzmu (cofnął Kościół względem Vaticanum II) i nieodpowiedzialnej bezmyślności; grożenie grzechem i potępieniem mieszkańcom Afryki jeżeli będą korzystać z prezerwatyw – to czyni go współodpowiedzialnym za śmierć każdej osoby zmarłej na HIV, która z powody jego połajanek nie skorzystała z rozdawanych kondomów. Pomimo tego, kiedy umarł rzesze hipokrytów i poczciwców w całej Polsce gasiło światła, zapalało świeczki, publicznie płakało i dokonywało innych przypadków widowiskowej, uczuciowej (bo na pewno nie intelektualnej) masturbacji. Tym wszystkim, którzy na co dzień plują na innych i potwierdzają opinie, że Polacy to naród zawistny i zakompleksiony, ciężko dotknięty traumą siermiężnego katolicyzmu i latami komuny nagle przypomniało się, że wypada czasem pokazać „wrażliwszą” i „duchową” stronę swojej miałkiej osobowości. Poruszeni tą myślą oraz możliwością publicznego pokazania się z pozornie lepszej strony śpieszyli zamienić pług albo kij na chorągiewkę w papieskich barwach i stanąć ramię w ramię w tłumie tyleż licznym co glupim i zakłamanym. Zaiste to szlachetne. Nie płakałem po papieżu, nie płakałem po Geremku i nie płakałbym po sobie, chociaż nie ukrywam, że gdyby było to możliwe, to zapewne własna śmierć sprawiłaby mi trochę przykrości. Kto wie może i komuś jeszcze ? Kiedy odejdę w Nicość nie będzie to jednak miało dla mnie jakiegokolwiek znaczenia.

Nie komentuje pod cudzymi wpisami, chyba że mi się baaaaaardzo nudzi. Na komentarze własnych wpisów odpowiadam tylko w niezwykłych /jak na warunki dyskusji Salonu24/ przypadkach. EoT. .................................. W co wierzysz ? W to: że wagi wszystkich rzeczy na nowo trzeba oznaczyć. Co mówi ci sumienie ? "Winieneś stać się tym, kim jesteś". W czym leżą największe twe niebezpieczeństwa ? W litości. Co kochasz w innych ? Swoje nadzieje. Kogo nazywasz złym ? Tego, który chce zawsze zawstydzać. Co wydaje Ci się najbardziej ludzkie ? Oszczędzać komuś wstydu. Co jest pieczęcią osiągnięcia własnej wolności ? Przestać się wstydzić samego siebie. -> Nietzsche

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka