trescharchi trescharchi
1308
BLOG

Nowa świecka tradycja - strajki na Euro.

trescharchi trescharchi Polityka Obserwuj notkę 57

Bardzo jestem ciekaw - nigdy dotąd nie śledziłem - czy w krajach, jakie poprzednio organizowały wielkie turnieje międzynarodowe na ostatniej prostej przed ich rozpoczęciem panował taki nieopisany chaos. Raz tylko pamiętam, że kibice reprezentacji Austrii w 2008 r. stworzyli całkiem poważną petycję, by ich drużynę z potyczek wycofać, jest bowiem zbyt słaba i przyniesie ogólnonarodowy wstyd. Ale takiego - mówiąc swojsko "burdelu na kółkach" to dotąd chyba nie było. Szczerze boleję nad tym, że nawet mając w zapasie wiele lat na spokojne przystosowanie Kraju do imprezy (plus mając słabszego współorganizatora, porównania z którym zawsze wypadają na Naszą korzyść) jak zwykle za pięć dwunasta budzimy się z letargu, bo jeszcze to, bo jeszcze tamto.

Ktoś powie - wina opozycji. Jątrzy, nie jest konstruktywna, woli rozmawiać o Smoleńsku czy też woli deliberować, siląc się na powagę, o wyższości kadzidełek zapachowych nad marihuaną. Inni powiedzą - wina "onych", czyli wszystkich tych ludzi, którzy na Euro w sposób urągający wolnej konkurencji i etyce w biznesie się dorobili. Jeszcze kolejni rzucą oskarżenie na Donalda Tuska, który w swoim niepowtarzalnym stylu obiecał złote góry, które dziś sprowadzają się do uchwalania ustawy o "przejezdności", w żaden sposób nie psując dobrego humoru premiera. Ten zostanie popsuty dopiero podczas meczu otwarcia, gdy usłużny spiker wyczyta jego nazwisko, a telebimy pokażą jego świtę, rozsiadającą się po (dzierżawionych) lożach. Burzy oklasków bym się nie spodziewał.

Prawda jest jednak o wiele prostsza, jak mniemam. Ot, po prostu po raz kolejny wyszły Nasza najgorsza narodowe przywary - bylejakość, tumizwisizm, jakośtobędzizm, jestjeszczeczasyzm. Nie chcę bynajmniej generalizować, bo przecież wśród Polaków jest wielu wyśmienitych fachowców, z tą tylko różnicą, że pracują głównie za granicą i jakoś nie palą się do powrotu, co - o ile pamiętam - solennie obiecywał premier. Skoro zatem w spółkach czy instytucjach przygotowujących Euro zatrudniani są koledzy kolegów (osławiony fryzjer w NCS to tylko wierzchołek góry lodowej), to trudno wymagać od człowieka, co dostał pracę "z przydziału", że będzie ją szanował i ambitnie podchodził do wytyczonych celów. O kompetencjach nie wspominając.

Tymczasem na kilka dni przed otwarciem turnieju - gdy już doprawdy nic nie ma prawa się zdarzyć - dochodzą do Nas kolejne niepokojące wiadomości. Po podwykonawcach okłamanych na trasie budowy A2, po działaczach "Solidarności", protestować obiecują stewardzi, zatrudnieni na Stadionie Narodowym. Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Podobno UEFA płaci stewardom 10 euro za godzinę pracy - w dość trudnych i stresujących warunkach, bo ktoś musi harować, by dobrze bawić mógł się ktoś. Polscy stewardzi zaś umówili się na 15 złotych za godzinę, a teraz okazało się, że mają dostawać 10 złotych.

Narodowe Centrum Sportu - zajęte już wyłącznie kwestiami "prestiżowymi" (kto gdzie będzie siedział, ilu dyrektorów oddelegować na jaki mecz, ile darmowych biletów z puli rozdać znajomym) umywa ręce, wskazując na zewnętrzną firmę, zatrudniającą stewardów. Po cóż swoją drogą zewnętrzna firma, generująca wyższe koszty, do zatrudnienia ludzi na miesiąc, a potem na cykliczne mecze - trudno powiedzieć. Firma wzrusza natomiast ramionami i mówi - no cóż, to pewien problem, ale jak coś, to "poszukamy innych". Na kilka dni przed meczem otwarcia brzmi to jak poezja.

Stewardzi - jeśli pozostaną ci, co są teraz, bo "nie znajdzie się innych" - zapowiadają, że albo nie przyjdą na mecz otwarcia, i UEFA wówczas nie dopuści do przeprowadzenia zawodów (biorąc pod uwagę zamieszanie z brakiem podpisania protokołu odbioru budowy Stadionu jestem pewien, że w obliczu premiera i wierchuszki Polska strona machnęłaby ręką i dopuściła do meczu, bo "co się może stać"), albo też dojdzie do strajku włoskiego. Ich strajk włoski będzie charakteryzował się nader skrupulatnym przeszukiwaniem kibiców, konfiskowaniem trąbek, czapek, odbieraniem dzieciom lizaków, etc. Słowem - nie każdy znajdzie się na swoim siedzeniu od początku meczu. Opinia o "Polonische Wirtschaft" po raz kolejny pójdzie w świat. NCS zaś - podległe ministrze Musze - nie znajduje dość czasu, by próbować pośredniczyć w negocjacjach.

A ministra Mucha? Cóż, walczy rozczulająco z apaszką na wietrze i opowiada zagranicznym dziennikarzom, jak doskonale jesteśmy przygotowani do mistrzostw. Jak nie ma żadnych problemów, a wszystko jest dopięte na ostatni guzik. A zagraniczni żurnaliści nie wiedzą, że skoro w żywe oczy łgają opinii publicznej inni ministrowie Donalda Tuska - jak Graś czy Klich, to i piękna ministra może. Jeśli o czymś nie mówimy, to nie istnieje.

trescharchi
O mnie trescharchi

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka