Roma locuta causa finita - Sąd Apelacyjny podtrzymał wcześniejsze wyroki w sprawie "stosunku do prywatyzacji szpitali" Bronisława Komorowskiego przeciw Jarosławowi Kaczyńskiemu. JK musi prostować w paśmie najwyższej oglądalności w dwóch najpopularniejszych stacjach telewizyjnych (dobra reklama przed II turą swoją drogą).
Wyrok jednak nie tylko stawia JK w pozycji skrajnego naiwniaka zakładającego, że jak coś się samemu napisało jak Bronisław Komorowski program PO, to się samemu pod tym podpisuje. Cofa nas również oficjalnie do czasów PRL'u.
W PRL'u jak wiadomo, przynależność do PZPR o niczym nie świadczyła. Marek Belka, Leszek Balcerowicz, Bronisław Geremek, a może nawet i sam Albin Siwak, żadnymi komunistami nie byli, pomimo członkostwa w partii komunistycznej. Z nacjonalizacją prywatnego mienia, stawianiem rozsypujących się osiedli, represjami, i ostentacyjnymi wyrazami uwielbienia dla Starszego Brata nic wspólnego nie mieli. Byli w niej, żeby:
- mieć możliwości działania,
- konsumować frukty wynikające z przynależności,
- walczyć o wolność i demokrację.
Ponieważ w obecnym ustroju możliwości działania istnieją wszędzie, nie trzeba się wypierać własnych poglądów, walczyć o wolność i demokrację też już nie trzeba, to pozostaje jedyna opcja - frukty.
Frukty dla których Bronisław Komorowski należy do partii z której programem się nie utożsamia.
I tak to dochodzimy do konkluzji, że "telewizor, meble, mały fiat, to marzeń Bronka szczyt".
Dziękuję za uwagę, arrivederci!