Często, za często biją mnie po oczach redaktorskie błędy w ulubionym dzienniku. Nie wiem czy fuszerka to jest standard III RP, wiem, że w PRLu gwoździ nie można było wbić w ścianę, bo się gięły pod młotkiem, a młotek spadał z trzonka, jednak praca redaktorska (abstrahuję od treści) stała na wysokim poziomie.
Tymczasem, żeby nie być gołosłownym, pierwszy z brzegu przykład (podobnych przykładów mogę podać z ostatnich dni tuzin)
w najnowszym wydaniu „Rzepy" bije mnie po oczach arytkuł:
http://www.rp.pl/artykul/9133,562873-Lopinski--Lech-Kaczynski--by-ich-potepil.html
Oczywiście, nie ma problemu z "warszawką". W „warszawce” wszyscy wiemy, kim był pan Łopiński. Ale nie zapominajmy, że „Rzeczpospolita” czytana jest także przez zwykłych zjadaczy chleba w Polsce i w diasporze, więc wypadałoby przypomnieć choć w trzech linijkach, kim był minister Łopiński i dlaczego według redaktora Gursztyna jest to odpowiedni rozmówca „w tym temacie”. Bo to był do niedawna minister, proszę Państwa Redaktorstwa. Oraz – jak ma na imię. Tego mało ważnego według redaktorów „Rzepy” szczegółu dowiadujemy się dopiero z ostatniej linijki. Fuszerka i niechlujstwo czy prostackie chamstwo?