Afera z wydatkami poslow na podroze ujawnia kolejna niesmaczna sprawe, jakim jest podejscie do poszczegolnych poslow.
Wydaje sie, ze niektorzy politycy, niektore media widza inaczej podobna sytuacje (naliczanie tzw kilometrowki) w przypadku posla X a inaczej w przypadku posla Y... X jest diabolicznie zly, Y, now wiecie, rozumiecie, nie jest tak zle. X podrozowal mnostwo razy i wydal krocie, Y podrozowal mnostwo, ale w naszym klubie on wlasnie duzo podrozuje i wiecie, rozumieci...
W porannym programie Info pani Wielowiyska, przekonana o wlasnej racji i madrosci, wysokim glosem przekonuje, ze pan posel Kalisz slusznie lata pierwsza klasa do USA, 'bo podroz dla osoby o tuszy pana Kalisza to koszmar'... Mnie za przeproszeniem guzik obchodzi tusza pana posla - moze schudnac jezli mu ciezko - ale albo uznajemy ze poslowie maja prawo do klasy pierwszej a nie tylko ekonomicznej, albo nie, niezaleznie od tuszy, pochodzenia, przynaleznosci do danej partii albo stanu cywilnego.
Jesli prokuratura ma zbadac kwestie oszustwa wobec posla x, niechze bada to rowniez w przypadku posla Y, Z, W, poslanek A,B i C...
Bo albo prawo obowiazuje wszystkich, albo nikogo.
Naciaganie przez poslow i senatorow wydatkow i dorabianie do swoich zarobkow jest tak ohydne, ze w kieszeni otwiera sie przyslowiowy noz. Rownie ohydne jest imprezowanie na koszt podatnika, bo kogo jak kogo, ale osoy na stanowiskach publicznych zarabiaja o wiele, wiele wiecej niz przecietnie wyborcy i stac ich jest na zaplacenie swoich wlasnych rachunkow. A jesli nie, to niech nie imprezuja...
Jedyna droga do ukrocenia takiego procederu jest zmiana przepisow w tym wzgledzie, ktore powinny byc 'idiot-proof', czyli uniemozliwiajace tlumaczenie sie, ze wiecie... rozumiecie...