Ten moment warto odnotować – przeszedł przez media, jakby bokiem. Nie dziwię się mainstreamowi, który dba o swoich mocodawców. Ale media niezależne nie poświęciły temu zbyt wiele uwagi. Kilka dni temu prezydent Warszawy, wybrana w demokratycznych (chyba) wyborach, Hanna Gronkiewicz-Waltz powiedziała tak:
„Dziennikarze powinni dopytać prezesa, co miał na myśli". - Trzeba autora, póki żyje, spytać, taka jest moja zasada. Czy poetę, pisarza, czy polityka, bo potem można się tylko domyślać z dokumentów - stwierdziła prezydent Warszawy.”
Nie ma specjalnie znaczenia, czego dotyczyła wypowiedź Kaczyńskiego. Ważniejsze jest to, że stał się osobą zagrożoną. Od dawna chodzi w asyście ochroniarzy. Przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Warszawie, gdzie miałem okazje być przy obchodów Święta Żołnierzy Wyklętych pojawił się tak szybko, że w zasadzie mignął. Dobra, fachowa robota goryli, którzy otaczają Kaczyńskiego w ten sposób, że nawet trudno jest zauważyć jaką drogą przyszedł. Utrudnia to potencjalny atak.
Wracając do „Bufetowej”. Skandaliczna wypowiedź, która powinna skutkować wyjaśnieniami i przeprosinami. I to nie dlatego, że wspomniana postać miałaby mieć jakiekolwiek sumienie – to już przestałem podejrzewać u tej pani. Chodzi o standardy demokracji.
Standardy te powinny być na tyle trwałe i konsekwentne, żeby przezwyciężyć dobrze znany z psychologii mechanizm nie wyjaśniania, nie tłumaczenie, nie dementowania. Ale w POlsce tak nie jest. Stanowi o tym siła antypolskim mediów i słabość sceny niezależnej.
Nie należy przy tym tracić z oczu logicznej konstatacji – Kaczyński jest wrogiem numer jeden. Polityczni przeciwnicy życzą mu śmierci. Wyżej mamy wypowiedź, którą można podejrzewać o takie intencje.