Głośno, oj głośno zrobiło się ostatnio na temat książki o Lechu Wałęsie. Jeśli mówimy o Polsce akurat, gdzie z wymownym milczeniem nie oburzano się na kolejne publikacje historyczne - od "Reglametowanej rewolucji" Antoniego Dudka po rozmaite opracowania IPN - ruch jaki powstał wokół książki o Wałęsie jest wręcz wyjątkowy.
Pytanie, które mi się nasuwa brzmi: po co to komu? O co ten szum wokół jednej z wielu publikacji historycznych? Dlaczego znani ludzie z różnych stron barykady stworzyli nagle dwa kosmiczne fronty (w których po jednej stronie możemy odnaleźć Bugaja z Legutką a w drugim Celińskiego z Buzkiem) w walce o prawdę na temat Wałęsy? Pytanie jest zastanawiające, bo tak na dobrą sprawę.... nie ma tu już o co walczyć.
Ludzie, którzy przeżyli Solidarność, a następnie obalenie bloku sowieckiego i kształtowanie się wolnej Polski w postaci III RP zdążyli już sobie wyrobić opinię na temat Wałęsy. Rozmawiając z ludźmi tego pokolenia, którzy nie są z polityką na bieżąco, nie spotkałem się jeszcze z ciepłymi słowami na wspomnienie Wałęsy - przebija gorycz oraz żal straconej szansy i przegranej idei. Nie dlatego że mógł być/był on kapusiem, czy podpisał czy nie podpisał, czy przed '76 czy po '76. Żal polega na tym, że w małostkowy sposób stopniowo zgrywał się z poszczególnych obietnic aby w końcu odejść w niesławie z polityki, na dopełnienie kompromitacji - pożegnanym przez młodego aparatczyka PZPR.
Dziś ewentualne rozstrzygnięcie kwestii "ubeckich papierów" może być jedynie kolejnym kamyczkiem do tego ogródka - albo przeciwnie, zabraniem kamyczka. Na wizerunku Wałęsy nie zaważy już jednak w żaden znaczący sposób - od czasów "nocnej zmiany" każdy przecież liczył się z taką możliwością.
Tymczasem znani ludzie w Polsce, nie tylko politycy ale i ludzie kultury oraz zasłużeni historycznie bohaterowie przypominają walczące pokemony: stają do walki, która dla ich "trenerów" i zwolenników może wydawać się pasjonująca, ale ktoś przyglądający się z boku nie wie co jest grane. Więc o co tu chodzi?
Z tak poprowadzonego rozumowania musiałoby wynikać, że w tym szaleństwie leży jakaś metoda. Być może i tak jest - ktoś tu na s24 wspomniał, że cały szum wybuchł, ponieważ istnieje obawa, że Wałęsa w geście samoobrony przed historykami IPN wyciągnie inne dokumenty, które są w jego posiadaniu, a których wagi on sam może nie doceniać - i atmosfera jeszcze bardziej zgęstnieje.
Osobiście, nie wydaje mi się aby taka była tego przyczyna. Ja w tym szaleństwie nie widzę metody - nie jest to ani działanie mające na celu zablokowanie publikacji książki, ani nie jest to działanie mające na celu jej przemilczanie i bagatelizowanie. Myślę, że jest to najzwyklejsze robienie smrodu - niekoniecznie wokół publikacji, ale wokół jej autorów, za którymi kirem pociągnie się już niebawem stek pomówień. Smutne jest to wszystko o tyle, że takie działanie spotyka ich jako historyków - ze strony m.in. historyków. Fakt, że Modzelewski i Geremek potrafią zapomnieć o swoich tytułach naukowych, kiedy chodzi o obronę własnych błędów politycznych nie dziwi mnie jednak tak bardzo, jak nazwisko Bartoszewskiego na tej liście. Tak to w Polsce stary historyk pomaga młodemu.
Dlatego też widząc obecną sytuację, nietrudno mi zrozumieć gorycz zawodu, którą moi rodzice i ludzie z ich pokolenia żywią wobec Wałęsy. Widocznie w Polsce tak już musi być, że autorytety gniją - prędzej czy później.