Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność
426
BLOG

Nowakowski: Wirtual pożera real

Tygodnik Solidarność Tygodnik Solidarność Polityka Obserwuj notkę 2

– Mniej odporni i niezależni, pozbawieni własnych narzędzi intelektualnego zaspokajania swoich potrzeb, żyją jak niewolnicy. Jest Wielki Brat, który jak u Orwella, z ekranu i innych ekraników internetowych pochłania ludzi mentalnie – z pisarzem Markiem Nowakowskim rozmawia Krzysztof Świątek.

 


– Mamy Euro 2012 – świeckie święto.

– Zderzają się dwie rzeczywistości – realna i bajkowa. Nakryto Polskę kolorowym, cyrkowym chapiteau. Na mnie kołowrót bajecznego wirtualu działa odpychająco, choć wiem, że dla wielu rozpoczęło się święto zagłuszające wszystko. Budzi się narodowe ambicje Polaków wywoływane przez piłkę nożną, sport, w którym od lat nie odnosimy sukcesów. Zastosowano znów starą, rzymską zasadę: Chleba i igrzysk. Tylko w starożytnym Rzymie, za imperatorów, dawano chleb, a tu brakuje tej symetrii. Wirtual narzuca wesoły ogląd świata, wszyscy mają pląsać jak kukiełki pociągane za sznurki.

– Jedna z telewizji transmitowała lądowanie samolotu z piłkarzami niemieckimi na pokładzie. Takie obrazki pokazywano dotąd jak do Polski pielgrzymował Ojciec Święty…

– …a wcześniej jak pojawiała się ekipa sportowców Związku Radzieckiego. Niewola medialna trwa. Są igrzyska, a gdzie chleb? Przy okazji promocji mojej książki „Pióro” chętnie jeździłem na spotkania poza Warszawę. Widziałem jak w Biedronce ludzie wyliczali grosze, robili strategiczne plany zakupów. W jednym z miast średniej wielkości 30-latek mówił mi, że większość kolegów wyjeżdża sezonowo, a jak im się udaje, zostają, bo zarabiają kilka razy więcej niż tutaj. To nie elita, która zawsze znajdzie pracę – inżynierowie, programiści – ale posiadający fach technicy, rzemieślnicy. Jeden drugiego informuje i powstaje ruch wędrówkowy. Wielu siedzi na walizkach i czekają tylko na swój moment, bo tu nie ma perspektyw.

– Euro przykrywa wszelkie problemy.

– Śledziliśmy też wyścig z czasem drogowców, nowych przodowników pracy. Reportaże o robocie trwającej dzień i noc, jak przy budowie Kanału Białomorskiego w Związku Sowieckim.

– Artykuły zatytułowane: „Dziękujemy wam drogowcy”.

– Pompa propagandowa. Z nieudolności, opóźnień przy budowie dróg, zrobiono hurraoptymistyczne widowisko, heroiczną walkę o szlachetny, wielki cel.

– Przykładem tego, że zapewniono igrzyska, a brakuje chleba, jest sytuacja podwykonawców budowy autostrad i Stadionu Narodowego, którzy nie dostali wynagrodzeń. Igrzyskom towarzyszą ludzkie dramaty.

– To właśnie owa przepaść między rzeczywistością realną – trudem codzienności, kłopotami, brakiem pieniędzy, a pompatycznym, entuzjastycznym otwarciem igrzysk piłkarskich. Drobni, uczciwi przedsiębiorcy, jak to często w życiu, zostali wykorzystani przez cwaniaków, kozaków od wielkich biznesowych scenariuszy.

– Prezydent i premier apelowali jednak, by nie było w czasie Euro żadnych protestów.

– Czyli zamknijmy ludziom usta. Zawieśmy wszystko na kołku, bo przeżywamy historyczne, największe w 20-leciu niepodległej Polski, wydarzenie. Nie możemy pokazać się od złej strony. Ma być spokój, harmonia, radość, wszyscy entuzjastyczni…

– …jak na 1 maja za socjalizmu.

– Tak. Konfliktowe sprawy rozstrzygniemy później – obiecuje władza. Po Euro.

– Tylko w tym czasie firmy podwykonawców mogą zbankrutować.

– Jak za PRL-u pospiesznie kończono prace na budowach, a po imprezie i tak konieczne będą poprawki. Można przywołać analogię z motywem wsi potiomkinowskiej. Katarzyna Wielka płynęła Dnieprem i podziwiała wsie-atrapy wybudowane wzdłuż rzeki – radosne, bogate, zamożne. To taki rodzaj triku. Po staremu ludzi się mami.


– Ma Pan wrażenie, że to wielka akademia jak za PRL-u?

– Tak, a to przecież zwykła sportowa impreza. Nie mam nic przeciwko piłce nożnej, ale robić z tego wydarzenie numer jeden? Władza obłudnie, po faryzejsku chce to wykorzystać. Zawieśmy wszystko na kołku, bo Euro nas nobilituje w oczach Europy i świata. Boję się, że część ludzi ogłupiałych wskakuje na ten niewidzialny, czarodziejski dywan, na którym unosimy się w tych dniach. Słabym umysłom trudno rozeznać rzeczywistość. Wielu dalej ma ciężko, ale ulega zaczadzeniu tą propagandą. Zostaje potem jakieś kalectwo umysłowe.

– Wielu wirtual wchłonął – spędzają godziny na portalach, Facebooku, prowadzą blogi.

– Mniej odporni i niezależni, pozbawieni własnych narzędzi intelektualnego, wyobraźniowego zaspokajania swoich potrzeb, żyją jak niewolnicy. Jest Wielki Brat, który jak u Orwella, z ekranu i innych ekraników internetowych pożera ludzi mentalnie.

– Internet jest dziś dostawcą najszybszej, często płytkiej wiedzy. Informacji na dziś, na dwie godziny. Ale jest coraz bardziej dominujący. Człowiek po włączeniu rano komputera ma przekonanie, że ogarnia rzeczywistość.

– Mnóstwo niedouczonych ludzi zyskało też możliwość wypowiedzi. Odbywa się kotłowanina, bombardowanie słabych umysłów. To mnie niepokoi. Że pozostaną w głowach trujące złogi, które będą przeszkadzać w ostrym, prawdziwym widzeniu rzeczywistości. Pojawi się problem ślepnięcia naprawdę. Zatracenia swojego, indywidualnego widzenia świata. Bo jest żądanie, by widzieć świat tak jak podają. Ludzie zostają pozbawieni wolności wyboru, przestają być niezależni intelektualnie.

– Czy to zachwianie między wirtualem i realem może być źródłem trudności w kontaktach między ludźmi? Na portalach randkowych miliony osób prowadzą swoje profile.

– Zawrzeć znajomość w wirtualu można błyskawicznie. Tylko nawiązują kontakt z jakimś słowem czy obrazkiem, a nie ma człowieka. Abstrakcja. Przy codziennym zapędzeniu łatwiej nacisnąć klawisz i przez ekran z kimś dialogować. W realu trzeba wzbudzić zainteresowanie drugiej strony, spotkać się, porozmawiać, to wymaga inwencji, zaangażowania, czasu, poświęcenia. Część ludzi żyje dziś tak, że są ćwierć w realu, a więcej w wirtualu. Dziwna zaraza naszych czasów. Oczywiście, Internet i nowoczesne urządzenia są pomocne. Ale jeśli ta sfera zaczyna dominować, zachwiane są podstawowe proporcje normalnego życia – międzyludzkiego, wspólnotowego. Wszystko staje się nierealne, abstrakcyjne. Powstaje świat udawany. Szczególnie młodym, bezbronnym trudniej dokonywać prawdziwych wyborów, znajdować to, co jest prawdą, nie ulegać ładnym, kolorowym opakowaniom zawierającym tylko cząsteczkę prawdy albo jej wynaturzenie. Nie jestem katastrofistą, żebym myślał, że to już koniec i nastanie świat jak z powieści Lema, ale dostrzegam zagrożenia.

– Wirtual to instrument w rękach władzy.

– Fałszującej rzeczywistość. Władza w ten sposób zyskuje przewagę w walce z oponentami. Nie odpowiada na rzeczową krytykę, tylko, dysponując mediami, przykrywa realne problemy.

– Mówi się o tzw. przykrywkach.

– Tworzy się sztuczne, efektowne wydarzenia, które przez swoją atrakcyjną formę czy sensacyjny charakter ogarniają dużą część społeczeństwa. Poszukiwania zaginionej dziewczynki z Sosnowca zamieniono w wieloodcinkową historię z dziesiątkami wersji wydarzeń. To siłą rzeczy zajmuje ludzi nawet z powodów czysto ludzkich. Ojcowie i matki reagują emocjonalnie, co jest naturalne. Jednak wiele straszliwych rzeczy dzieje się na kuli ziemskiej. Można wyławiać potworne, a poruszające społecznie wydarzenia i obrazkami siec w ślepia biednych, wpatrzonych odbiorców. Złowrogi trik.

– Przykrywką medialną można przesłonić istotną sprawę. 20. rocznicę obalenia rządu Jana Olszewskiego prezydent przykrył uroczystością wręczenia orderu Danucie Wałęsowej.

– Bardzo ciekawe. Rocznicę „nocy teczek”, wydarzenia istotnego dla Polski, zasłonięto. Działa nowa metoda propagandy, że wszystko od ’89 roku biegnie wspaniale. Mamy harmonijny, bezkonfliktowy świat. Otwarcie przez prezydenta 4 czerwca Skweru Wolnego Słowa…

– …w nowe, utworzone chyba przez siebie Święto Wolności..

– …to dla mnie cyrkowa historia, przykład manipulacji. Na tę uroczystość przy ul. Mysiej dostałem zaproszenie. Gmach przy tej ulicy, w którym mieścił się urząd cenzury znam dobrze, bo dwa razy go obsikałem w ramach akcji protestacyjnej jako młody pisarz (śmiech). Pomyślałem, że powinienem pójść, wysłuchać prezydenta, a potem głośno zapytać: „czy ja mogę?”. Mam równe prawa jak inni walczący o wolne słowo, bo działałem jako pisarz w podziemiu wiele lat, wydałem siedem książek w kilkudziesięciu podziemnych oficynach, także emigracyjnych. Powiedziałbym, że nadal nie ma w pełni wolnego słowa, mimo że tak pięknie o tym mówi prezydent Komorowski, najwyższy dostojnik naszego państwa. Bo co np. działo się w ostatnich tygodniach ze sprawą TV Trwam? Tu jest problem wolności słowa, bo ileś milionów chce tej telewizji na cyfrowym multipleksie, demonstrują, piszą listy i nic. Panie prezydencie – powiedziałbym – musimy rozważyć jak naprawdę jest u nas z wolnością słowa.


– Szkoda, że Pan nie poszedł na tę uroczystość.

– Realistycznie oceniłem, że mogłoby nie dojść do mojego wystąpienia, bo dokonuje się selekcji przemawiających. A mnie pokazaliby potem fałszywie, że jakoby gdakałem na cześć prezydenta. Można dać wiele przykładów łamania wolności słowa przy tym jedynowładztwie medialnym, choćby proces Jarosława Rymkiewicza. To zaprzeczenie istoty wymiany poglądów w demokracji. Powstają nowe, najwyższe instancje decydujące co można mówić, co jest prawdą, a co nieprawdą. To odbiera możliwość prawdziwego dyskursu, polemiki. Najwyższą instancją staje się sąd, który – jak w sprawie Jarosława Rymkiewicza – dokonuje wykładni historii najnowszej. To nie ma nic wspólnego ze znajomością kodeksów czy przepisów prawa. Sędziowie wychodzą poza swoją dziedzinę, stają się interpretatorami historii. To niebywałe, a zarazem humorystyczne. Liczę, że zdrowy rozsądek będzie sprzyjał mobilizacji społecznej. Idącej nie w kierunku rewolucji, bo to za ostro. Ale zdrowy rozsądek powinien konsolidować ludzi w oporze. Nie powinni łykać wszystkiego, bo przełyk im się pokaleczy.


– Świat wirtualu jest na wskroś zakłamany?

– Zakłamanie nie ma granic, potęguje się. Oburza mnie przypadek posła Stefana Myszkiewicza Gonzagi Niesiołowskiego. Gonzagę mu dodałem, by go nobilitować heraldycznie, bo lubi te koneksje podkreślać (śmiech). On posługuje się fekalnym językiem, obrzuca takimi obelgami, jakimi wyzywają się ludzie w kiblu. Ten język uznany jest za język niepokornego, szlachetnego bojownika, który ma prawo do emocjonalnych reakcji – tak tłumaczą go koledzy z Platformy. To karykatura posła nobilitowanego przez służalczych dziennikarzy i celebrytów, którzy chórem go usprawiedliwiają, choćby jego naganny atak na dziennikarkę, kiedy wobec kobiety zachował się jak cham. Jest osobą publiczną i ma obowiązek odpowiadać na pytania dziennikarzy. Po to został wybrany, by ludziom mówić, co robi, jaki ma pogląd w danej sprawie. Ale chór komentatorów zamydla, przesuwa środek ciężkości w inną stronę i okazuje się, że to Niesiołowski jest prześladowany, lżony, poniżony i tylko się biedak bronił jak myszka przed krwiożerczym atakiem dziennikarki.

– Dlaczego blokują TV Trwam?

– Widocznie chodzi o to, by dominował ciągle zakłamany wirtual. Bez jakiegokolwiek wyłomu, szczeliny, świeżej wody przekazu. Tygodniki, gdzie drukuje się wolną myśl, są w mniejszości. Ludzie też mniej czytają. Wirtual pożera real. Jedni z wyrachowania, inni z naiwności, jeszcze inni z głupoty i zmęczenia temu ulegają. A rzeczywistość potem ich obuchem uderza i nie wiedzą co się dzieje. Większość odurzonych wirtualem, kiedy styka się znów z realem, okazuje się myślowo bezradna. A wtedy propaganda władzy mówi im, że to wszystko wina PiS-u i Solidarności.

– Ale drugi obieg mediów pokazuje, że w ludziach zawsze odzywa się potrzeba wolności i prawdy. Zawsze będą ci, którzy własnym sumptem coś wydrukują, zrobią film.

– I to trwa. Ale brakuje sprzężenia jednoczącego.

– Czyli rewolucji?

– Nie, sprzężenia medialnego a rebours, przeciwnego fałszerstwu oficjalnemu. Są rozproszone ogniska, ale brakuje równorzędnego zjednoczenia, które stanowiłoby przeciwwagę.


– Jednym z ostatnich takich zjednoczeń pozostaje Solidarność.

– To prawda. Zainteresował mnie wasz przewodniczący Piotr Duda, bo to prawdziwy boss związkowy, który potrafi mówić logicznie, precyzyjnie zarówno do tłumu, jak i do wąskiego gremium fachowców. Narodził się przywódca o sile, która wpływa na ludzi, z którym muszą się liczyć jego przeciwnicy.


– Ale wirtual już atakuje. Wsadza się szefa „S” na konia politycznego, konfliktuje z liderami prawicy.

– To typowe robienie gęby. Ale liczę, że jest na tyle silny, że się nie da. Musi tylko pamiętać, że jego siła to ludzie, którzy za nim stoją. Jeśli straci z nimi kontakt to przegra. A po atakach medialnych na Solidarność widać, że władza się boi. Słabych nie atakują.

POZOSTALI CIEKAWI LUDZIE SĄ NAFACEBOOK.COM/TYGODNIKSOLIDARNOSC

niezależny magazyn społeczno-polityczny.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka