ulanbator
ulanbator
ulanbator ulanbator
524
BLOG

Krótki czerwcowy wyjazd na Suwalszczyznę i Mazury

ulanbator ulanbator Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 6

Tradycyjnie również w tym roku udało mi się w czerwcu zaliczyć krótki pobyt na Mazurach i Suwalszczyźnie. To właśnie w czerwcu Zielone Płuca Polski jawią się według mnie najbardziej okazale. Nie ma tam jeszcze wtedy wakacyjnego zgiełku, zieleń jest jeszcze jasna i świeża, a woda w jeziorach jest już zwykle na tyle ciepła, że można w niej spokojnie pływać. Zresztą, to pływanie w jeziorach to zawsze dla mnie gwóźdź programu tych krótkich wypadów. Mam takie swoje święte miejsca w rozlewisku Wigier, chociażby Jezioro Muliczne, w którym wejście do wody to nie tylko relaks i ulga chłodzenia ciała w upalnym dniu, ale nade wszystko radość obcowania z przyrodą, w ciszy i w krystalicznie czystej wodzie o niezwykłej barwie. I gdy nie dokonam chociaż raz w roku takiego letniego zanurzenia, to potem przez cały rok czegoś mi brakuje, coś mnie uwiera, a więc staram się do takiego dyskomfortu w swoim życiu nie dopuszczać.

Tym razem tylko dwa dni tam byłem. Dwie noce w przyjemnym hotelu w Suwałkach stanowiącym dla nas bazę wypadową do nieodległego Wigierskiego Parku Narodowego i dalej w odstępy Puszczy Augustowskiej. Zabrałem ze sobą kolegę fotografa. I był to pewien rodzaj odreagowania naszej wspólnej i niezbyt udanej wyprawy w majówkę ubiegłego roku. Wówczas tylko z jednym noclegiem i raczej w burych barwach, ponieważ wiosna na Suwalszczyźnie i Mazurach ledwo dawała znać o sobie. Tym razem gdy dotarliśmy do Suwałk wszystko było już na swoim miejscu, świeciło słońce i było zielono. Plan był taki, że w czwartek i piątek robimy objazdówkę po Suwalszczyźnie, a w sobotę wracamy do Łodzi przez Mazury. Pogoda odrobinę pokrzyżowała nam plany, ale o tym za chwilę.

Po wyładowaniu tobołów i zjedzeniu pysznego obiadu hotelowego pojechaliśmy do lasu. Za Gawrych Rudą jest leśny parking z którego blisko zarówno do Wigier jak i Mulicznego i tam zatrzymaliśmy samochód. W drodze nad Muliczne spotkaliśmy Konika Polskiego. Pasł się na leśnej polanie samotnie nieopodal leśniczówki. Konik ów, jak na Konika Polskiego przystało, był chętny do kontaktu. Nie płoszył się, gdy się do niego zbliżyłem i dał się głaskać. To nie było moje pierwsze spotkanie Konika Polskiego na Suwalszczyźnie. Parę lat wcześniej, gdy szedłem sobie polną drogą w okolicach Jeziora Pierty, to całe stadko tych koników do mnie przybiegło. Zobaczyły mnie z oddali i przybiegły jak rozkoszne pieski chętne do zabawy. I wtedy mnie to pozytywnie zaskoczyło, bo nie miałem wcześniej za bardzo do czynienia z końmi i nie wiedziałem, że mogą być aż tak bardzo przyjacielsko nastawione do ludzi. Zarówno parę lat wcześniej nad Piertami, jak i obecnie nad Mulicznym znowu ogarnęło mnie to pozytywne uczucie wzrastającego serca, gdy to duże i łagodne zwierzę jest blisko. Piękne powitanie już na samym wstępie.

image

Tamtego wieczora pojechaliśmy jeszcze do Sanktuarium Matki Bożej Studzienicznej, które znajduje się rzut beretem na wschód od Augustowa. Ta piękna biała kaplica jest położona na wyspie na Jeziorze Studzienicznym. Prowadzi do niej sztuczna grobla łącząca ją z cyplem wchodzącym w jezioro. To był piękny czerwcowy wieczór, słoneczny i bezchmurny, choć nie upalny. Wokół sanktuarium nie było prawie nikogo, tylko na zewnątrz drewnianego kościoła kilka osób słuchało mszy. Było więc tam cicho i klimatycznie. Obejrzeliśmy białą kaplicę i ołtarz wewnątrz niej i gdy wracaliśmy groblą w stronę parkingu, to kolega fotograf wyczaił jakiś dźwięk dobiegający od strony trzcin. Po chwili wyłonił się z nich bóbr. Bóbr ów nie był zupełnie zainteresowany ludźmi znajdującymi się tuż obok niego całkowicie pochłonięty obwąchiwaniem trawy. Ciekawe doświadczenie obserwować bobra z tak bliska i w takim miejscu. W ogóle trudno było wyobrazić sobie lepszy scenariusz pierwszego dnia pobytu na Suwalszczyźnie, najpierw sympatyczny Konik Polski w drodze nad Muliczne, a następnie ten śmiały bóbr w Studzienicznej. Pogoda też była idealna do aktywności w plenerze.

image

Następny dzień rozpoczęliśmy od wizyty w pokamedulskim klasztorze nad Wigrami, który jest architektoniczną wizytówką Suwalszczyzny. Pięknie się on prezentuje już z oddali w tej swojej biało- czerwonej barwie na tle zieleni i błękitu jeziora. Spędziliśmy tam około godziny podziwiając sam klasztor i z wysokości murów widoki na rozlewisko Wigier. Jednak, pomimo niezwykłych okoliczności przyrody, pogoda tamtego poranka nas nie rozpieszczała, było parno i słońce paliło niemiłosiernie. Wszystko to utrudniało odrobinę aktywność i zapowiadało nadchodzącą burzę, która według prognoz miała nadejść późnym popołudniem.

Znad Wigier skierowaliśmy się na południe w odmęty Puszczy Augustowskiej, a dokładnie do Mikaszówki i Rygola, niewielkich miejscowości położonych rzut beretem od granicy z Białorusią. Droga tam prowadzi cały czas przez las. Mijaliśmy m .in. Wysoki Most, Strzelcowiznę, Płaskę i dalej już nic nie mijaliśmy, bo niewiele się tam znajduje, jedynie las i kilkunastokilometrowa płaska jak stół asfaltówka biegnąca w stronę granicy. W Mikaszówce jak zwykle było cicho i spokojnie. Pomiędzy drewnianym kościołem a śluzą nie było żywego ducha. Ciszę zmąciła dopiero motorowa łódź, która podpłynęła do śluzy od strony Augustowa. Oczywiście oglądaliśmy transfer tej łodzi przez śluzę, z jeziora do kanału. Zawsze fascynował mnie widok ręcznego otwierania wrót śluz i wlewania się do nich dużych mas wody. Przy odrobinie szczęścia można w takiej sytuacji uchwycić miniaturową tęczę, gdy promienie słoneczne pod odpowiednim kątem spotkają się z kropelkami wody. Taka gra światła dodaje jeszcze uroku tego typu miejscom.

image

Ale głównym miejscem do odwiedzenia tamtego poranka było dla nas Jezioro Płaskie, znajdujące się około 2 kilometrów od Rygola. Zostawiliśmy auto w jeszcze bardziej sennym niż Mikaszówka pobliskim Rygolu i ruszyliśmy przez las w kierunku północnym. Po kilkunastu minutach marszu byliśmy już nad jeziorem. Jezioro Płaskie jest niewielkie, okrągłe i typowo leśne. Oprócz stałego obozu młodzieżowego i pola namiotowego nic innego tam się nie znajduje. Nad jezioro dotarliśmy przez ten pusty obóz, bo w jego pobliżu znajduje się pomost z którego łatwo wejść do wody. W zasięgu wzroku nie było tam nikogo, było cicho i spokojnie. Po upalnym poranku wejście do wody w takim miejscu to rozkosz dla ciała i umysłu.

Po południu nadeszła oczekiwana burza. Nie był to typ nawałnicy, których trochę już przeżyłem na Suwalszczyźnie, chociażby parę lat temu w Rygolu, gdzie nastał prawdziwy armagedon, który wyrywał drzewa z korzeniami. W tym przypadku trochę zagrzmiało na początku, a potem zaczęło lać bez grzmotów, i tak lało i lało, aż do wieczora dnia następnego. Pomimo deszczu postanowiliśmy wybrać się na spacer do lasu. Spacer po skąpanej w deszczu Puszczy Augustowskiej ma swój niepowtarzalny urok, zwłaszcza jej zapachy pozytywnie wpływają na zmysły.

W sobotę rano mieliśmy w planach jechać na północ od Suwałk, w okolice Kleszczówka, bo znajdują się tam malownicze wzniesienia i dalej przez Gołdap do Węgorzewa. Ale zrezygnowaliśmy z tego wydłużonego wariantu ze względu na pogodę i postanowiliśmy wbijać się na Mazury krótszą trasą, przez Olecko, Wydminy do Giżycka i dalej do Świętej Lipki, w której nigdy nie byłem. Odcinek drogi pomiędzy Oleckiem a Wydminami też jest malowniczy, ciągnie się ona przez pola i lasy na niewielkich wzniesieniach. Mało jest też tam miejscowości po drodze, więc jechało się fajnie.

Pierwszy postój zrobiliśmy sobie w Giżycku. Choć wciąż padało postanowiliśmy wybrać się do portu na spacer i zobaczyć kawałek miasta przy okazji. W tym mieście, przez niektórych nazywanym stolicą Mazur, bywałem w przeszłości kilkakrotnie. Pierwszy raz bodajże na początku lat osiemdziesiątych z rodzicami na wczasach. Pamiętam, że można było wówczas kupić w sklepie tuż przy jednostce wojskowej różne suweniry związane z armią. I rodzice kupili mi w nim pagony i aluminiowego orzełka, którego można było przypiąć do ubrania. Orzełek rzecz jasna był wówczas pozbawiony korony. Wiele lat później, w latach dziewięćdziesiątych, zawitałem tutaj również podczas rejsu żeglarskiego i tamten pobyt kojarzy mi się z holowaniem jachtu na burłaka przez kanał, a także ze zwodzonym mostem i zaniedbaną infrastrukturą. Parę lat temu, gdy przejeżdżałem tutaj samochodem, to dostrzegłem, że infrastruktura się poprawiła, ale dopiero podczas tego spaceru mogłem się temu miastu przyjrzeć bardziej dokładnie. I nie podoba mi się brak architektonicznej wizji tego miejsca, ów nieład. Trochę nawiązań do niemieckiej przeszłości, ale bez konsekwencji, bo jest tam parę nowych budynków w tym stylu, a obok nowoczesne apartamentowce i oszklone komercyjne budynki. Bardziej podobają mi się inne mazurskie miasta, chociażby Węgorzewo. Widać w Giżycku sporo inwestycji zwłaszcza w porcie, który w znacznym stopniu jest rozkopany. Są tam kładki nad ulicami i kanałami, mosty i inne atrakcje dla turystów. Kanał łączący Jezioro Niegocin z Kisajnem też jest w remoncie. Podsumowując, Giżycko to zdecydowanie nie moje klimaty, choć motorowodniacy i wielbiciele dyskotek na miejskiej plaży, którym nie przeszkadza zgiełk i hałas zapewne się tam odnajdą.

image

Za to Święta Lipka, do której zawitaliśmy później bardzo mi się spodobała. A zanim tam dotarliśmy to trochę się wzbraniałem przed tą wizytą. A bo będą tłumy, nie będzie gdzie zaparkować i samo miejsce wyobrażałem sobie jako jeden wielki odpustowy kicz. Rzeczywistość okazała się jednak zgoła odmienna. Tłumów nie było, może ze względu na pogodę, samochód zaparkowałem bez problemu, a sam klasztor jest przepiękny, zarówno wewnątrz jak i zewnątrz. Zresztą, cała ta niewielka miejscowość jest niezwykle malownicza i teraz nie dziwię się, że jest uważana za perełkę architektoniczną regionu, podobnie jak klasztor nad Wigrami na Suwalszczyźnie. Poza tym trafiliśmy akurat na koncert organowy, który pięknie wybrzmiewał w kościele. Naprawdę warto odwiedzić to miejsce.

Tuż za Świętą Lipką, na drodze w kierunku Mrągowa, zobaczyliśmy młodego łosia. Stał parę metrów od drogi i patrzył na przejeżdżające samochody. Ten łoś przy drodze i malownicze krajobrazy pomiędzy Świętą Lipką a Mrągowem, to były ostatnie rzeczy godne wzmianki, które się nam przytrafiły podczas tej krótkiej dwudniowej wyprawy. Baterie zostały tylko odrobinę podładowane, na pełen wakacyjny reset na razie nie mogę sobie pozwolić. Ale mam nadzieję, że to się w przyszłości zmieni.














 

ulanbator
O mnie ulanbator

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości