Pytanie, które się nasuwa brzmi czy Arkadiusz Protasiuk rzeczywiście pełnił funkcję dowódcy załogi w czasie feralnego lotu do Smoleńska. Klich informował, i nikt temu nie zaprzeczał, że Generał Błasik był do ostatniej chwili w kabinie pilotów. Zakładając, że to właśnie on pełnił funkcję dowódcy załogi można by przyjąć, że był zatem tam gdzie powinien być.
Nie wiem czy tak było, ale nie wykluczam, że tak być nie mogło. Dlaczego? W pierwszej części transkryptu można by się zastanowić czy to właśnie nie o generale Błasiku rozmowa:
”Za wielką wodę ...
...Dowódca mówił
... za wielką wodę ...
... za wielką wodę na czterogwiazdkowego generała.
I teraz tak zapierdala bo musi jeszcze nalatać 40 godzin.
Nie, a jak nie może, to wiesz, wtedy zapierdala do Poznania.”
Skoro mowa, że "musi nalatać 40 godzin" i że "na czterogwiazdkowego generała", to mowa o trzygwiazdkowym generale sił powietrznych.
Czy generał Błasik nie miał trzech gwiazdek? Jeśli liczył na czwartą gwiazdkę i na to, że zostanie następcą generała Gągora to potrzebował szkolenia "za wielką wodą" innymi słowy w USA, które wcześniej przeszedł generał Gągor nim ujrzał swoją czwartą gwiazdkę i otrzymał fotel szefa sztabu generalnego. Brakowało mu również 40 godzin nalotu.
Jeżeli faktycznie to generał Błasik pełnił dowództwo na pokładzie, tym łatwiej można zrozumieć, dlaczego kapitan Protasiuk nie zdecydował się odejść na inne lotnisko. Po prostu z racji swojej roli, jako zwykły pilot, nie mógł podjąć takiej decyzji. To tłumaczyłoby też jego ciszę w decydujących momentach.
Myślę, że objąć dowództwo w czasie tego lotu nie było trudne dla człowieka w stopniu generała broni, pełniącego funkcję dowódcy Sił Powietrznych RP. Ktoś pewnie wytknie, że powinien o tym być ślad w papierach, ale w końcu czy nie mieszkamy w Polsce i czy z tego tytułu papierologi nie można byłoby załatwić po powrocie? W tym akurat przypadku nie, bo lot okazał się niestety bezpowrotny.
