Po pierwszej turze wyborów na prezydenta Polski wydaje mi się, że radykalnie zmieniłem swoje poglądy. Otóż na antenie pewnej stacji telewizyjnej obejrzałem i w skupieniu wysłuchałem wywiadu z jednym z milionów polskich wyborców. Pozwoliłem sobie wyciąć nazwisko kandydata, gdyż nie ma ono najmniejszego znaczenia. Oto wywiad, który zmienił moje poglądy:
- Na kogo pani głosowała?
- Noo, głosowałam na tego no, na X.
- A dlaczego akurat na X?
- No bo mnie powiedzieli, że to odpowiedni kandydat.
- Dlaczego, według pani X jest odpowiednim kandydatem?
- No bo tego, noo, bo on ten no, tentego, no.
Koniec wywiadu.
Można przyjąć, że takich wyborców w kraju, jak i poza jego granicami może być tysiące. Co jeśli jest ich jeszcze więcej? Nikt tak naprawdę nie wie. Nikt więc nie może zaprzeczyć, iż grupa wyborców kierująca się kryteriami "tentego" jest grupą, która w dużej mierze ma wpływ na wynik wyboru prezydenta naszego kraju.
W związku z tym mój dotąd bardzo liberalny światopogląd został śmiertelnie zraniony. Od teraz jestem zdecydowanym zwolnnikiem drastycznego ograniczenia podstawowych praw obywatelskich. Prawo wyborcze nie powinno przysługiwać z definicji każdemu kto zamacha paszportem lub dowodem osobistym. Prawo do głosowania powinien mieć każdy, kto okazałby legitymację wyborczą, a taką mógłby otrzymać po egzaminie dojrzałości wyborczej.
Pewnie frekwencja by spadła, bo zakładam, że nie wszyscy uzyskaliby taką legitymację. Jednak wybory nie są dla frekwencji. Wysoka frekwencja niewiele by znaczyła w momencie gdy 51% wyborców zagłosowałoby na kandydata, o którym ktoś im powiedział, że jest "tentego". Takie egzaminy przeprowadzane być powinny przed każdymi wyborami bez wyjątku. Zatem w przyszłych wyborach proponuję zagłosować na mnie, bo ja też jestem "tentego". Jeśli wygram będą to ostatnie wolne i powszechne wybory w tym kraju.
Z góry dziękuję za głosy!
