Voit Voit
286
BLOG

Wszystko dla dobra mieszkańców

Voit Voit Polityka Obserwuj notkę 2

 

Jeden z moich znajomych poprosił mnie o pomoc w kampanii wyborczej. Znajomy pochodzi ze znanego mi skądinąd powiatu na Podlasiu, gdzie wieki temu miałam działkę nad samym brzegiem Bugu. Tam zresztą człowieka poznałam. Pomoc ma być bliżej niesprecyzowana, ale chyba chodzi o pisanie czegoś. Jedno jest pewne - na Podlasie jechać nie muszę. Mogę mu pomóc on-line.

- Słuchaj – oświecał mnie znajomy przez telefon – to jest tak, tylko sobie zapisz czy co, bo zapomnisz. No więc wójt Kowalski to świnia jest, bo on kradł kasę na drogę. No nie, nie mam papierów, ale to nieważne. Zapisałaś sobie drogę? No dobra, to lecimy dalej. Ja nie będę kradł. Zapisz sobie, co? Ja działam wyłącznie (ty, podkreśl „wyłącznie”, co?) WYŁĄCZNIE dla dobra mieszkańców. Mieszkańcy są dla mnie najważniejsi. Zapisałaś? Zrobię basen przy szkole podstawowej… No, szmalu pewnie nie ma na ten basen, a dlaczego pytasz?  Dobra, zapisz sobie basen. Zrobię też rewitalizację ścieżek dydaktycznych. Jak - czyje te ścieżki? No, niby Lasów Państwowych, ale byłem i tam są tabliczki połamane. To jest w ogóle skandal, bo turyści do nas nie przyjeżdżają. Jak mają przyjeżdżać, jak te tabliczki połamali? Zapisałaś? Dobra. Wójt Kowalski w ogóle nie dbał o infrastrukturę turystyczną. Słuchaj, zapisz tę infrastrukturę, bo mi ładnie wyszło, co nie? No. Nie dbał i dlatego turyści jada gdzie indziej. Masz? Ja będę dbał i turyści przyjadą do nas. No to co, ze nigdy nie przyjeżdżali? Teraz przyjadą. Dobra, teraz wartości niby. No to mam wartości - rodzina, dom, Bóg. Co? Jaka rzeka? Nie Bug, tylko Bóg. Kumasz? No dobra, to jeszcze, że jestem za silną Polską, silnymi samorządami i silną władzą lokalną. Masz? No i jestem za tym, żeby zlikwidowali powiaty, bo one tylko kosztują. A nasz starosta to kawał bydlaka jest. Też kradnie z tym Kowalskim. Ręka rękę myje! Same kliki. Jakby zlikwidowali powiaty to by poszedł na bezrobocie. A w miasteczku to ławki postawię, bo ludzie nie mają na czym siedzieć. Zapisałaś sobie? No, to teraz jakoś tak napisz, żeby ludzie zrozumieli, ze to ja mam być tym wójtem, nie? No, na wójta kandyduję. I potem mi to zamejluj, tylko najpierw zadzwoń do mojej żony, bo ja to tych mejlów wszystkich nie kumam.  A! Podam ci potem nazwę mojego komitetu wyborczego, bo jeszcze nie mamy do końca ugadanej. Ja tam jestem za Nasze Podlasie. A może lepiej Podlaska Inicjatywa? Fajne, nie?

W życiu spłodziłam sporo bezsensownych programów wyborczych, pisałam jakieś agitki, robiłam reklamówki jakiś kandydatów do gazet. Miałam kiedyś pacjentkę, która budziła mnie o 5 rano telefonem z informacją, że za godzinę ma być w radio i musi mieć coś na 8 minut. Natychmiast najlepiej. Jeden z kandydatów - znany mi jako długowłosy hippis - przed wyborami postanowił radykalnie zmienić image i się ostrzygł i ogolił. Problem w tym, że były już wydrukowane plakaty i ulotki. Facet miał nawet jakieś szanse, ale go umiłowany elektorat nie poznał i człowiek przerżnął. W imieniu kandydatów obiecywałam złote góry, niszczyłam przeciwników i sławiłam walory. Poprawiałam straszne zdjęcia z serii 10 lat bez wyroku, wymyślałam hasełka wyborcze. Zabawa zawsze była przednia. Tym, razem jednak facet mnie rozłożył.

Gmina, z której kandyduje należy do najbiedniejszych w Polsce. Bieda-domki, jakieś szutrowe drogi, rozsypująca się przychodnia i szkoła z dziurawym dachem. Położenie ma wprawdzie piękne, ale nikt nie wie, że ta gmina w ogóle istnieje. Ludzie zajmują się przeważnie wysiadywaniem na poboczach dróg i obserwowaniem z rzadka przejeżdżających samochodów. Co zamożniejsi popijają jabcoka. Jedynym imponującym elementem jest siedziba KRUS-u, położona w samym centrum miasteczka, składająca się ze szkła, aluminium i marmurów. W miasteczku onegdaj była knajpa, ale już jej nie ma. Jest za to sklep spożywczy i warzywniak. Całość populacji liczy ze 3000 głów, wszyscy są ze sobą spokrewnieni w bliższym lub dalszym stopniu.

Mój znajomy jest kierownikiem lokalnej szkoły - jedynej w okolicy. Wójt Kowalski jest jego krewnym, podobnie jak starosta. O ile mnie pamięć nie myli, to jakaś bliska rodzina, bo kilka lat temu za pomocą sztachet rozsądzali spór o schedę. Był to czas, kiedy wójt był właścicielem płaskodennej krypy, która przewoził nielicznych chętnych na drugi brzeg Bugu. Kiedy po raz pierwszy miał zostać wójtem, mój znajomy podobnie jak dzisiaj zadzwonił i oznajmił mi, ze będę pisać program. Panowie byli wówczas w bardzo dobrej komitywie. Ponieważ oprócz wójta Kowalskiego nikt programu nie miał, więc Kowalski wójtem został. Byłam nawet na jakimś lokalnym jublu z kaszanką i ciepłą wódką w tle. Jakiś czas później w wyniku niesłychanie skomplikowanych roszad w radzie powiatu, Kowalski obsadził stanowisko starosty. Został nim jego kuzyn, serdeczny przyjaciel mojego znajomego. Panowie wydoili z gminy i powiatu co się dało, a jak pokazało się dno - natychmiast się pożarli. Wójt i starosta poszli swoją drogą, a mój znajomy dokonywał cudów zręczności i jako przewodniczący rady powiatu mile spędzał czas usiłując uwalić starostę. Sztuka mu się nie udała, więc zaczął z innej mańki - założył stowarzyszenie, którego głównym zadaniem była walka z wrażym wójtem i jego poplecznikami. Mój znajomy rozumował słusznie - w końcu jak nikt inny znał powiązania miedzy wójtem, starostą, a spokrewnionymi ze sobą członkami obu rad. Wykorzystując animozje rodzinne, mój znajomy dwoił się i troił. Trzeba przyznać, ze miał spore sukcesy - jego stronnictwo prze dwa lata w skuteczny sposób zablokowało wszystko, co się dało zablokować, łącznie z remontem szkoły.

Jakoś w tym czasie sprzedałam działkę. Główną przyczyną była absolutna niemożność zalegalizowania budowy domu, z powodu awantur między decydentami. Działkę kupił jakiś wariat - z tego co wiem, buja się z nią do dzisiaj, a wakacje spędza w namiocie. Dogrywałam transakcję, a tu zbliżały się kolejne wybory. Na moją działkę zawitał wójt Kowalski, do niedawna właściciel płaskodenki. Wysiadł z wypasionej bryki, w garniturze i pod krawatem, z niechęcią otrząsnął czubate i wyglansowane buty z piachu.

- Słuchaj, jak jeszcze jesteś, to mi program napiszesz. Zacznij tak, że się nie dorobiłem niczego. Pracuję po 48 godzin na dobę dla dobra mieszkańców. Żyły sobie wypruwam. Basen przy szkole zbuduję i ławki postawię w miasteczku, bo ludzie nie maja na czym siedzieć. Turyści będą do nas przyjeżdżać. Jakby nie ten drań z rady powiatu, to już by wszystko było.  

Telefon od mojego znajomego, obecnego kandydata na wójta złapał mnie w drodze powrotnej do Warszawy.

- Ty, programu potrzebuję. No, napisz, że ławki będą i basen. No i turystyka będzie. I podkreśl, że ja wszystko dla dobra mieszkańców robię. No, żyły sobie wypruwam. Gdyby nie Kowalski, to już by wszystko było. Ale ten bydlak…

Przypomniałam sobie o tym przed chwilą. Powinnam gdzieś mieć stare ulotki wyborcze. Co ja się będę męczyć. Przepiszę, dołożę te ścieżki dydaktyczne i po sprawie. Tylko żebym nazwy komitetu nie pochrzaniła, bo wtedy jakaś inna była. Reszta się zgadza. Pewnie niebawem zadzwoni Kowalski. Mam nadzieję, że ja tych ulotek gdzieś nie wywaliłam….

 

   

 

Voit
O mnie Voit

Kogo banuję - przede wszystkim chamów, nudziarzy, domorosłych psychologów i detektywów-amatorów. To mój blog i to ja decyduję, kto tu będzie komentował. Powinnam to zrobić dawno, teraz zabieram się za porządki. Dyskusja - proszę bardzo, może być na wysokich tonach, ale chamstwo i nudziarstwo zdecydowanie nie. Anka Grzybowska Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka