Voltar Voltar
153
BLOG

Smoleńsk...

Voltar Voltar Polityka Obserwuj notkę 4

Media znalazły już winnych. W zasadzie zrobiły to już 10 kwietnia, kiedy to krótko po katastrofie ogłoszono nonszalancję i brawurę niedouczonych pilotów, spowodowaną przez szalejącego na pokładzie śp. Lecha Kaczyńskiego, dziś, jak dowiadujemy się  z ust nieocenionego Pierwszego Błazna Platformy, będącego najwyraźniej pod wpływem alkoholu.  Zabrakło tylko tezy, że piloci specjalnie roztrzaskali samolot, po to by uchronić świat, a w szczególności POlskę i Mateczkę Rassiję, od pisowskiego zła, kaczystowskiego dyktatora, ipeenowskich inkwizytorów oraz wyjątkowo nieudolnego szefa NBP, który do ostatnich dni przed odlotem nie chciał podpisać zgody na płacenie za cudowną możliwość ewentualnego uruchomienia linii kredytowej MFW.  Pokażcie mi drugi bank, który pobierałby opłaty prowizyjne za samą obietnicę, że być może udzieli  nam kredytu.

Donald Tusk, jak i żaden inny wyższy rangą urzędnik nie pojawił się na ich pogrzebie, jakby ostentacyjnie okazując im pogardę i skazując na infamię. „Wiem, że to wasza wina. Zabiliście prezydenta, którego tak bardzo lubiłem i szanowałem. Dla którego zawsze miałem ciepłe słowa i z którym zawsze dzieliłem się krzesłami i samolotami”. Donald Tusk niemalże płakał pojawiając się na konferencji prasowej. Załamującym się głosem wieścił początek wspólnego polsko-rosyjskiego śledztwa. Tak mu obiecał prezydent Miedwieżonok. Albo Miedwiedew. Poseł Kopacz własnoręcznie przekopywała ziemię na miejscu katastrofy, zbierając najdrobniejsze szczątki. Rząd ogłosił akcję mobilizacyjną dla Specjalnej Jednostki Archeologów, której szef niedługo potem zginął w wypadku samochodowym. Kolejny cud Słońca Peru: od ponad trzech miesięcy polskie jednostki archeologiczne, kryminalistyczna elita śledcza, oczekują na rozkaz wyjazdu. Być może jedynie co przyjdzie im wykonywać, to poszukiwanie śladów kleju na taśmach z czarnych skrzynek…

Ten nieco sarkastyczny wstęp obrazuje niestety smutną rzeczywistość smoleńskiego śledztwa, które rządzi się swoimi, politycznymi prawami i gdzie kolejne dowody podpina się pod z góry założoną tezę. Winni byli piloci, prezydent i Jarosław Kaczyński, który swoim telefonem do brata (lub na odwrót) spowodował awarię systemów naprowadzania na smoleńskim lotnisku. Tak absurdalne tezy pojawiają się w naszych gazetach i stacjach telewizyjnych.

Dziś jednak, po częściowym ujawnieniu zeznań złożonych przez pilota Jaka, prawda powoli wychodzi na jaw. Informacja o tym, że sygnał bliższej naprowadzającej pojawił się ok. 700 m wcześniej niż powinien jest kolosalna dla śledztwa i rzuca nowe światło na zachowanie pilotów oraz podejmowane przez nich decyzje.

Z mapy hipsometrycznej z nałożoną, odpowiednio skorelowaną skalą czasu, zawierającej prawdopodobny tor lotu, odczytano jedną istotną informację, która przemknęła wiele tygodni temu przez media i więcej się już nie pojawiła, nie licząc zaangażowanych w prywatne śledztwa serwisów blogerskich. Zauważono, że informacje podawane o przebywaniu na kursie i ścieżce w kolejnych odstępach czasu podawane były z błędem co najmniej 700 m.

6 na kursie i ścieżce podano w odległości ok. 6,6 km. 4 na kursie i ścieżce  - ok. 4,7 km. 3 na kursie i ścieżce – 3,7 km. 2 na kursie i ścieżce – 2,7 km. W odległości 1,7 km od lotniska piloci mogli sądzić że znajdują się tylko kilometr od początku pasa. I teraz dowiadujemy się, że dokładnie w tym miejscu piloci rządowego Jaka otrzymali sygnał z bliższej prowadzącej… Gdyby nie widzieli pasa, zapewne zaczęli by procedurę podejścia do lądowania.

I dokładnie w tymże momencie załoga Tupolewa zaczyna schodzić ze stumetrowej wysokości decyzji, na której przebywała od 10:40:41 do 10:41:50 a w kabinie słychać słynne słowa „odchodzimy” . Słowa ewidentnie zmanipulowane, bo co to za „odchodzenie” w wyniku którego samolot zniża się ze 100 metrów do 20. Ten sam błąd popełniono w 10:29:40,0, gdzie mowa jest o tym, że IŁ dwa razy odchodził i chyba gdzieś odlecieli.

Samolot, gdyby nie rozpoczął po zejściu poniżej poziomu chmur rozpaczliwej próby ucieczki i dalej kontynuował schodzenie, wylądowałby na 700 metrze… Przy prawidłowym naprowadzaniu, nawet gdyby tak się stało, Tupolew zaliczyłby „twarde” lądowanie na krzakach rosnących przed lotniskiem, podobnie jak inny Tupolew, który w podobnych okolicznościach lądował pod koniec marca niedaleko Moskwy. Tyle że tor lotu przesunięty był na południe o 40 m i zamiast przed lotniskiem samolot  trafił w drzewa…

Dziś więc należy postawić zdecydowaną tamę dezinformacji, płynącej szerokim strumieniem z głównych, zaangażowanych mediów i powiedzieć jasno: Nawet gdyby były naciski, nawet gdyby piloci  zachowali się nieodpowiedzialnie lądując w rzekomo gęstej mgle (a faktycznie przy niskim pułapie chmur) to przy prawidłowo podawanych wartościach samolot zaliczyłby ‘twarde lądowanie” na płycie lotniska. Być może część osób by zginęła, być może część odniosłaby poważne obrażenia, ale większość pasażerów wyszłaby z opresji bez szwanku – tupolewy przystosowane są do takich lądowań i kilkukrotnie miały one już miejsce, gdy samoloty te lądowały na brzuchu na betonie.

W chwili obecnej należy więc nadać nowy ton medialnemu dyskursowi i pytać przed kamerami:

Zadajecie pytanie: Dlaczego prezydencki Tupolew się rozbił? Zadawajcie sobie lepiej pytania: Dlaczego Tupolew z prezydencką delegacją próbował lądować kilometr wcześniej niż powinien? Dlaczego uderzył w drzewa  40 m od osi pasa i 950 m przed tym pasem? Inaczej mówiąc: dlaczego rozbił się, jakkolwiek to zabrzmi, kilometr wcześniej niż powinien, gdyby winę ponosili wyłącznie piloci? [/i]

[i]Dlaczego Tupolew rozpoczął podejście niespełna kilometr wcześniej niż powinien? Dlaczego Tupolew otrzymywał informacje o odległości od pasa przekłamane o niespełna kilometr? Dlaczego gdy był prawie 3 km od pasa informowano go, że odległość ta wynosi 2 km? Dlaczego piloci Jaka otrzymali sygnał z bliższej prowadzącej 700 m wcześniej niż wynikałoby to z karty podejścia? Gdzie dokładnie stały APM-y? Czy ktokolwiek widział je 200 m przed pasem, gdzie powinny być, a może odjechały dalej by jeszcze bardziej zmylić pilotów?


Dlaczego rzekomy sygnał z bliższej prowadzącej (800 Hz) na stenogramach idealnie, co do setnej sekundy, nałożony jest na sygnał z wyłączenia autopilota (400 Hz) ? Czyż to nie kolejny cudowny zbieg okoliczności?

Czy takie pytania jest w stanie postawić publicznie którykolwiek polityk opozycji i trwać przy nich powtarzając je jak mantrę a nie, jak jedno z wydań Wiadomości, zapomnieć po pierwszej emisji zadowalając się niecodzienną opinią pseudoeksperta, że najwidoczniej samolot na ostatnim odcinku leciał z prędkością 160 km/h co jest fizyczną niemożliwością i absurdem?

Czy opozycja, ta z SLD, jest w stanie zjednoczyć się wokół sprawy smoleńskiej a nie wokół dywagacji Millera i Palikota? W końcu SLD straciło tego jednego dnia aż trzech kandydatów na prezydenta, jednego wybranego i dwoje ewentualnych kandydatek „zastępczych”. SLD straciło swych najwybitniejszych polityków. Szmajdzińskiego, Szymanek Deresz, Jarugę Nowacką… Podobnie PIS. Czy pamięta ktoś kto leciał ze strony PO? No właśnie. Wiadomo jedynie, że Grzegorz Schetyna miał polecieć, ale coś mu wypadło. Albo ktoś mu odradził.

W chwili obecnej najważniejsze jest śledztwo. Istnieją silne poszlaki wskazujące na błędne naprowadzanie. To, że nie jest to wyłącznie błąd kontrolera, wynikający np. ze „zmęczenia” lub wady wzroku  świadczy niezgodność czasu sygnału bliższej prowadzącej, zawartego w stenogramach, z informacjami od pilotów wcześniej lądującego Jaka. Skoro oni otrzymali ten sygnał wcześniej niż powinni, to tak samo powinno mieć miejsce z Iłem i Tupolewem, a  co za tym idzie, stanowiłoby to dowód na sfałszowanie stenogramów, przynajmniej w tym jednym miejscu. 

Jeśli Tupolew faktycznie został zmylony poprzez dodatkowy nadajnik naprowadzający i złe wartości odległości  to należy zbadać jeszcze jeden wątek. Gdzie dokładnie stały APM-y, reflektory na ciężarówkach, które powinny stać umiejscowione 200 od krawędzi pasa (informacja w stenogramie z godziny 10:29:17,5)? Czy którykolwiek ze świadków pamięta ich widok? W końcu polska delegacja stała niedaleko od nich. Czy którykolwiek ze świadków widział te ciężarówki biegnąc w stronę wraku? Czy są one widoczne, lub ślady ich kół, na zdjęciach satelitarnych? Czy polscy śledczy wpadli na pomysł zabezpieczenia nagrań z czarnych skrzynek nie tylko Tuplewa, ale również Jaka? Po to by chociażby zweryfikować i porównać rodzaj wydawanych komend i zachowanie pilotów w obu przypadkach lądowania / podchodzenia do lądowania? W to ostatnie szczerze wątpię…

Voltar
O mnie Voltar

Szukający Prawdy

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka