waldburg waldburg
716
BLOG

Ausschau halten

waldburg waldburg Kultura Obserwuj notkę 25

Słucham relacji rozbitków z Costa Concordia. Statek tonie 300 metrów od brzegu.


Farsa, można pomyśleć. Albo i nie. Są przecież ofiary śmiertelne. Topielcy, którzy nie dopłynęli. Para wysportowanych pasażerów z Niemiec wskoczyła z wysokości ósmego piętra do wody i dopłynęła. Czy ja też bym dopłynął?


300 metrów w normalnych warunkach to niedużo. Ale ścisk, panika, tłum, zawały serca. Instynkt samozachowawczy, który ma ratować życie i który zaważył w tym przypadku, że nie wszyscy dopłynęli. To się zdarza. Mimo że łodzi ratunkowych było pod dostatkiem.


Przypomina mi się występ Karmazinowa w salonie Julii Michajłownej z „Biesów”. Dostojewski szydził sobie z jego opisu katastrofy morskiej na wieczorku literackim w nienazwanej z imienia guberni.


Nie wiem, czy Turgieniew, który był prototypem Karmazinowa, rzeczywiście popełnił coś takiego. Taki kicz.


Dostojewski kpił sobie z niego bezlitośnie. Opisywał zadowolonego z siebie i międzynarodowych triumfów pisarza, który swoim „potężnym piórem” malował otchłanie morskiej katastrofy.  Kobiety skaczące do szalup, szkwały i skały, porywy szturmu, który zatapia okręt na kanale La Manche. Kapitan ze skrzyżowanymi na piersi rękami tonął niewzruszony. Tutaj kanalie rozpychające się, potrącające starców, dzieci i niewiasty, a tam bohaterowie romantyczni z oleodruków idą na dno.


Tak ma być. Tak jest w wyobraźni wielu pisarzy. Takie opisy morskich katastrof tworzą ich „potężne pióra” w domowych laboratoriach literackich przy kawie. Pisane w oczekiwaniu na podwieczorek, w trakcie którego będą na głos czytać swoim żonom i dzieciom mrożące krew w żyłach wytwory wyobraźni.


Słucham relacji jednego z rozbitków. Miał szczęście, ponieważ z jego kabiny widać było linię wybrzeża. Zdawał sobie sprawę, że jakby co, to dopłynie. Ale wokół szalał chaos. Załoga nie troszczyła się o pasażerów. Statek przechylał się na Steuerbord. Sąsiad z kabiny obok był już w szalupie. Wrócił jednak na pokład, bo zapomniał laptopa. Jego żona zemdlała. Inni skakali. Krzyczeli. Krwawili. Wyrywali sobie kamizelki ratunkowe. Kapitana nikt nie widział.


Jeden z ocaleńców ma imponujące wąsy. Sprawia wrażenie zrównoważonego. Pod wąsami przesuwa się pasek z napisem „geretteter Schiffsbrüchiger”. Uratowany rozbitek uważa, że armator powinien był zadbać o więcej kamizelek ratunkowych i że jemu udało się zachować spokój dzięki żonie, na którą musiał „Ausschau halten”(uważać, pilnować, śledzić, mieć na oku).


*


Wszystkie niemieckie stacje telewizyjne pokazują akcję ratowniczą. Do pontonów wchodzą załogi straży przybrzeżnej w skafandrach. Wśród ratowników widać atrakcyjną blondynkę, która przykuwa na chwilę moją uwagę. Operator jakby czytał w moich myślach najeżdża kamerą wprost na nią. Operatorzy tak mają. Taki odruch samozachowawczy. Zawsze rozglądają się z atrakcyjnymi blondynkami. Ausschau halten.


Dawno temu jeszcze w latach osiemdziesiątych byłem z kolegami pod Hanowerem. Zatrzymaliśmy się na noc w drodze do Hamburga u znajomego spod Kędzierzyna. Z papierów i pochodzenia był Niemcem, mimo że miał polskie nazwisko. Dąbrowski. Jak dzisiaj pamiętam ten wesoły wieczór, w trakcie którego polało się sporo alkoholu.  Gospodarz puszczał nam do trzeciej nad ranem płyty chóru LWP z piosenkami z powstania warszawskiego, a kiedy wódka się skończyła, zszedł na chwiejnych nogach do samochodu i pojechał na stację benzynową. „Nie bój się o mnie. Jakby przyjechało gestapo, to będę uciekać kanałami”, powiedział lamentującej małżonce.


Następnego dnia pokazywał nam wideo, które przywiózł z Polski. Było kiepskiej jakości. Wszystko w nim chybotało. Plany były prawie nierozpoznawalne. Trafił na pochód pierwszomajowy w Kędzierzynie.  Rzuciło mi się w oczy, że bez przerwy najeżdżał kamerą na dziewczyny. Pochód się nie liczył. Liczyły się one. Kędzierzyński nimfy, które nie wszystkie były blondynkami. Nie wyróżniały się szczególną urodą, ale kamera Dąbrowskiego nie mogła się od nich oderwać nawet na sekundę. Wyszukiwała je, przesuwała się po nich od przodu i od tyłu nieświadoma tego, że się przesuwa. Gładziła je po szyjach, ramionach, twarzach i po obfitych kształtach. Skacowany operator amator siedział przed telewizorem dumny jak paw. Od czasu do czasu zwracał naszą uwagę na szczegóły anatomiczne uczestniczek pochodu.


Ten kiepski film z niewyraźnymi konturami, poszarzałymi kolorami i roztańczonymi zoomami był wzorcowy. Pokazywał to, co najbardziej interesuje operatorów na całym świecie. Obojętnie, co filmują – pochód, pogrzeb, czy akcję ratowniczą.


O ruchu kamery rozstrzyga często instynkt samozachowawczy i pewnie dlatego tak ochoczo rozglądają się za atrakcyjnymi blondynkami.
 

 

waldburg
O mnie waldburg

By                                                                                                            

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura