waldburg waldburg
897
BLOG

Na księżycu

waldburg waldburg Kultura Obserwuj notkę 19

 

 

Statystyka nie jest moją mocną stroną, ale chyba nieczęsto się zdarza, żeby jeden film zdominował w tylu kategoriach przedoskarowe nominacje. Najlepsza reżyseria, najlepszy scenariusz, najlepsza kamera, najlepsza ścieżka muzyczna, najlepsze kostiumy, dekoracje, najlepsze efekty specjalne… itd.

W sumie jedenaście nominacji. Wszystkie przyznane najmłodszemu dziecięciu starego speca Martina Scorsese. Dziecię jest trójwymiarowe, co studzi mój entuzjazm, ale skoro 94 procent dotychczasowych recenzji, omówień branżowych i krytyk wynosi je pod niebiosa, to chyba i ja przezwyciężę moje uprzedzenia do waty cukrowej i może także wybiorę się do kina?


Jednak nie z powodu cenionego przeze mnie dawniej autora „Cassina”, „Taxi Drivera” i „Good Fellas”, który w ostatnich latach niestety rozczarowywał, zamiast zachwycać. Nie. Zrobię to tylko z uwagi na Georgesa Meliesa, który jest centralną figurą tej opowieści.


Bardzo się cieszę, że zapomniany wizjoner francuskiej kinematografii, który do wybuchu I wojny światowej nakręcił 500 filmów, został przywrócony szerszej widowni dzięki jedenastu nominacjom do Oskara filmu Martina Scorsese.


Jest bowiem prawdą, że wielki mag i reżyser nie miał głowy do interesów. Najpierw roztrwonił majątek ojca, który miał fabrykę obuwia, a potem zrujnowany upadkiem swojego studia filmowego prowadził ze zmiennym szczęściem sklep z zabawkami przy stacji metra na Montparnasse.


George Melies był geniuszem. To słowo należy zaakcentować. Choć z drugiej strony patos jest przecież zbyteczny. Wystarczy obejrzeć trzyminutowy ręcznie kolorowany fragment jego filmu „Podróż na księżyc”, który odnaleziono po stu latach na jakimś strychu w Barcelonie. 

I przypomnieć, że film ten francuski reżyser nakręcił w 1902 r.

 

waldburg
O mnie waldburg

By                                                                                                            

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura