Krzysztof Żydziak Krzysztof Żydziak
1548
BLOG

Limes

Krzysztof Żydziak Krzysztof Żydziak Polityka Obserwuj notkę 60

W sobotę tysiące imigrantów przedarło się przez kordon policji chroniący granicę grecko-macedońską i ruszyło dalej na północ. Grecja, obok Włoch, jest jednym z brzegów Europy, do którego przypływają masy ludzi forsujących Morze Śródziemne. O ile jednak Italia jest dla wielu z nich punktem docelowym, to w Grecji, zmagającej się z kryzysem, mało kto chce zostać. Imigranci ruszają zatem dalej na północ, przez Macedonię i Serbię na Węgry i stamtąd do bogatych krajów Europy Zachodniej. Trasa ta stała się tak popularna, że premier Orban postanowił zbudować mur na granicy z Serbią w celu ochrony przed najazdem bliskowschodnich i afrykańskich tłumów. Ochronę postanowiła wzmocnić również Macedonia, jednak póki co jej wysiłki okazują się bezskuteczne, o czym świadczy wspomniane wydarzenie.

Nie wiem co stanie się z ludźmi, którzy przedarli się przez grecko-macedońską granicę, być może zostaną schwytani, być może już miało to miejsce (przyznam, że nie śledziłem późniejszych informacji na ten temat), jednak wydarzenie to pozostanie w pewnym sensie symboliczne. Przywodzi bowiem na myśl ostatnie stulecie rzymskiego panowania na Zachodzie, gdy germańskie plemiona Franków, Swebów, Ostrogotów, Wizygotów, Wandalów, Herulów i innych, forsowały limes –umocnione granice cesarstwa. Uchodziły w ten sposób przed najazdem Hunów, którzy przybyli na zasiedlone przez nich tereny z Azji, spychając dotychczasowych mieszkańców na południe i zachód, na terytorium Imperium Rzymskiego. Rzymianie niekiedy podejmowali z przybyszami walki, częściej jednak zgadzali się na ich pobyt w swoich granicach. Nadawali im ziemię, a oni wspierali Imperium militarnie. Rzymska armia w coraz większym stopniu opierała się na barbarzyńcach, a na terytorium Cesarstwa powstawało coraz więcej plemiennych państewek, zależnych, przynajmniej teoretycznie, od Rzymu. Z czasem zajęły one całą zachodnią część Imperium, pozostawiając pod bezpośrednią władzą Rzymian jedynie Italię, Dalmację oraz część Galii i północnej Afryki. Rzym stracił swoje najcenniejsze prowincje, te, które go żywiły, został trzykrotnie złupiony i wreszcie zakończył imperialny rozdział swych dziejów, w momencie, gdy jeden z barbarzyńskich wodzów służących w rzymskiej armii zdetronizował zachodniego cesarza i odesłał insygnia jego władzy do Konstantynopola, stwierdzając, że nie są już potrzebne.

Przyczyny upadku Imperium Rzymskiego (właściwie jego zachodniej części, bo wschodnia przetrwała jeszcze przez blisko tysiąc lat) do dziś są przedmiotem sporów wśród historyków i popularyzatorów historii, próbujących je wyjaśnić na wiele sposobów. Być może wkrótce nie będziemy musieli ich dociekać, bo staniemy się świadkami podobnych wydarzeń. Albo nie tyle "staniemy się świadkami", co stwierdzimy, że jesteśmy nimi od dłuższego czasu. Dziś widzimy bowiem kolejną wędrówkę ludów. Setki tysięcy ludzi, zarówno uchodźców uciekających przed Hunami z ISIL, jak i samych Hunów; ludzi ratujących swoje życie, ale i takich, którzy chcą tylko podnieść sobie jego standard, wsiada na statki, łodzie, łajby, pontony, tratwy i płynie w kierunku wybrzeży Grecji i Włoch, stamtąd ruszając dalej na północ, do bogatych krajów Europy Zachodniej. Kraje te mają siły i środki, by bronić się przed najazdem, ale jednak tego nie robią. Przyjmują masy imigrantów, nie tylko chrześcijan, bliskich nam kulturowo i uciekających przed terrorem, ale i muzułmanów, wśród których nie brakuje ludzi wrogo nastawionych do Zachodu w każdej jego wersji - zarówno chrześcijańskiej, jak i lewicowo-liberalnej. Jedyną metodą minimalizowania tego problemu, jaka przychodzi do głowy zachodnim przywódcom, jest przerzucenie części przybyszów do Europy Środkowej, w tym do Polski. Inne sposoby - choćby niewpuszczenie imigrantów lub próba odesłania ich do domu - nie są rozważane. Zachód nie tylko nie broni się przed napływem nieproszonych gości, ale daje im dach nad głową, wyżywienie, opiekę medyczną i świadczenia socjalne, niekiedy nawet większe niż te, na które mogą liczyć rdzenni mieszkańcy. W zamian oczekuje od nich tylko tego, by się zasymilowali, choć wszyscy doskonale wiedzą, że nowi imigranci się nie zasymilują, tak samo jak nie zrobili tego starzy. Zresztą z kim lub z czym mieliby się asymilować? Ze "społeczeństwem wielokulturowym"? Przecież "wielokulturowość" wyklucza "asymilację", choć niektórzy potrafią użyć obu tych słów w jednym zdaniu i to nie jako sprzeczności. Asymilacja jest możliwa wtedy, gdy w społeczeństwie istnieje kultura dominująca, ale Europa swojej kultury się wyparła i to nie w imię jakiejkolwiek alternatywy, ale w imię zwykłej negacji, zaprzeczenia tego co było. Dlatego asymilacji nie ma i być nie może.

W wielu krajach zachodnich już od dłuższego czasu funkcjonują getta, na które jurysdykcja danego państwa rozciąga się tylko teoretycznie, w praktyce zaś obowiązuje tam prawo szariatu, interpretowane przez lokalne autorytety religijne lub wprost przez różne bojówki i milicje muzułmańskie. Na razie takich enklaw jest niewiele, ale będzie ich przybywało. Będzie też rósł wpływ muzułmanów na życie publiczne i to w tempie szybszym niż do tej pory. A potem okaże się, że ani Unia Europejska, ani tworzące ją państwa nie są już potrzebne.

Barbarzyńcy idący na Rzym byli jednak otwarci na jego wpływy: po pewnym czasie schrystianizowali się, przejęli też od Rzymian ideę uniwersalnego cesarstwa. I tu analogia między V w. a czasami współczesnymi się urywa. Wtedy bowiem upadające Imperium, choć rezygnujące z walki o przetrwanie, pozostawało atrakcyjne kulturowo, zaś barbarzyńcy nie mieli silnej tożsamości, poza plemienną. Dziś natomiast sytuacja jest odwrotna: to Europa ma problem z tożsamością, a "barbarzyńcy" - wręcz przeciwnie.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka