Witold Gadowski Witold Gadowski
8149
BLOG

Niebo Szymona Hołowni

Witold Gadowski Witold Gadowski Polityka Obserwuj notkę 81

 


 W Szwajcarii toczy się śledztwo w sprawie działalności szajki zoofili. Szajka podejrzana jest o – uwaga – zgwałcenie około czterdziestu krów. Szwajcarscy śledczy obawiają się, że krowy zostały wykorzystane bez ich woli, krowy bowiem mogły nie gustować w „geschlechtaktach” (rzecz dzieje się w kantonie niemieckojęzycznym) z ludźmi. Krowy jako podmiot seksu – hmm zadumałem się.

Słynny amerykański aktywista homoseksualny Franklin Kameny, 83 - letni celebryta zamorskiej walki o tolerancję wygłosił ostatnio taką opinię:

„Zoofilia (...) wydaje się być nieszkodliwą słabostką czy dziwactwem niektórych ludzi. Zatem tak długo, jak zwierzę nie ma nic przeciwko (a rzadko ma), ja również nie mam nic przeciwko i nie widzę powodu, dla którego komukolwiek miałoby to przeszkadzać”.
Kameny prawo do "kontaktów " zoofilskich uznał, za konstytucyjne prawo obywatela.

Inna planeta?

Sięgnijmy zatem bliżej...

W Danii ustawodawcy, całkiem poważnie, rozważają legalizację domów publicznych dla zoofili.

W Szwecji, gdzie zoofilia jest legalna, toczy się debata na temat zakazu aktów seksualnych, w „których zwierzęta mogłyby być narażone na szwank”.

I zupełnie juz bliziutko....

Nie jestem pewien czy polskie ustawodawstwo cokolwiek mówi na ten temat.

Miewam jednak takie wieczory, gdy z wolim (co by nie rzec zoofilnym zatem) wyrazem twarzy klikam pilotem wgapiając się w telewizyjna konfekcję.

Ostatnio, w trakcie takiej bezmyślnej konsumpcji, trafiłem na program pana Szymona Hołowni w stacji TVN Religia, pod dyrekcją pana Kazimierza Sowy.

Pan Hołownia siedząc sobie wygodnie w Złotych Tarasach", wpadł na pomysł, aby porozmawiać o myśliwych i łowiectwie w ogóle

W tym celu, modnie ubrany i ostrzyżony autor książeczek o Ewangelii, zaprosił byłego myśliwego, który miał się przed widzami wyspowiadać ze swojej morderczej pasji. W następnym akcie swojego wywodu pan Hołownia przedstawił księdza – myśliwego, myśliwego – biznesmena Grycana oraz, w charakterze sądu, pana redaktora Filipa Łobodzińskiego.

Panowie Hołownia i Łobodziński poświęcili długie tyrady dla rozważania łowiectwa jako „ zalegalizowanego holokaustu zwierząt”. Myśliwi, to ich zdaniem bezmyślni, okrutni mordercy, a zwierzęta – bezbronne ofiary zacofanej, ludzkiej agresji.

Gdy ksiądz -  duszpasterz środowisk łowieckich usiłował tłumaczyć, że łowiectwo to jednak przede wszystkim świadoma gospodarka w leśnym ekosystemie, a na koniec użył biblijnego argumentu o czynieniu sobie ziemi poddanej, pan Hołownia błysnął okiem i natychmiast napomniał kapłana takim oto argumentem:

„A kiedy po zmartwychwstaniu, w niebie, spotka ksiądz zabite przez siebie zwierzęta, to jak im ksiądz spojrzy w oczy, co im ksiądz powie...”

Filip Łobodziński omal nie klasnął w dłonie i natychmiast wyznał, że jest mu niezmiernie wstyd, że czasami jeszcze zdarza mu się podjeść mięska.

Jak wam nie wstyd! - brzmiała puenta programu pana Hołowni.

Tylko cud i łaskawość Pana Prezesa TVN sprawiły, że myśliwych nie pochłonął ogień piekielny.

Już wiele miesięcy temu, pewien znany reżyser mówił mi, że jeśli chce, aby widownia w kinie była poruszona, to musi wprowadzić do filmu scenę zabicia zwierzęcia.

  -  Ludzie padają na ekranie jak muchy, trochę jeszcze biorą dzieci, ale tak naprawdę to trzeba zagrać zwierzakiem, pieskiem, kotkiem, koniem... - opowiadał.

  Po obejrzeniu religijnego programu pana Szymona Hołowni, natychmiast, pomimo późnego wieczora, zjadłem krwisty besztyk. Przypomniałem sobie także, że mam złotą odznakę w strzelectwie i kiedyś nieźle władałem zarówno pistoletem jak i sztucerem.

Raptem załaknąłem łowów.

Tylko fakt, ze Polski związek Łowiecki jest od zawsze domeną starej PZPR – owskiej i ZSL – owskiej nomenklatury oraz wojskowych służb sprawił, że nigdy nie wstąpiłem do tej organizacji i nie zacząłem polować.

  Ostatecznie ochłodłem przypomniawszy sobie, że przecież pierwszym „polowacem” (tak nazywają to u mnie w górach) jest imć Bronisław hrabia Komorowski.

Na szczęście, jak słyszałem, pan prezydent strzela tak samo udanie jak zmaga się z ortografią i poza pewnym udanym polowaniem w Niepołomicach, nie słyszałem o jego sukcesach na podległej świętemu Hubertowi niwie.

  Nie napisałbym tego felietoniku, gdyby nie olbrzymi transparent wywieszony na kościele ojców Franciszkanów w Krakowie:

  „Rekolekcje wielkopostne u ojców Franciszkanów, prelekcje wygłosi Szymon Hołownia”

  Tak więc pan redaktor Hołownia stał się już prawdziwym mentorem środowisk katolickich, rzecz jest tym bardziej ciekawa, że to przecież właśnie święty Franciszek i jego zakonni bracia cechowali się szczególną wrażliwością na kontakty ludzi ze zwierzętami.

Jednak nawet rzeczony święty Franciszek nazwał zwierzęta „braćmi mniejszymi”, teraz wiele wskazuje na to, że ojciec, przepraszam redaktor Hołownia tworzy nową regułę tego zakonu, jego zdaniem zwierzęta dorosły już do miana „braci równych”, którym zapewne należy się nawet większa troska i uwaga niż np...obrońcom krzyża z Krakowskiego Przedmieścia.

  Przez cały Wielki Post obchodzę więc z daleka klasztor ojców Franciszkanów, moje zacofanie sięgnęło już bowiem takiego poziomu, że nabożnie słucham jedynie słów płynących z ust prawdziwych kapłanów i jakoś nie umiem nabrać w sobie takiej pokory, aby paść plackiem przed katechezami z ambony TVN.

Swiątobliwy ów koncern posiada przecież także tłumaczący liturgię "Tygodnik Powszechny"

Czy ze swoja strzelecką i spadochroniarską przeszłościa, umiłowaniem krwistych befsztyków i samodzielnym czytaniem Ewangelii skazany jestem na los podobny do wyznawców arcybiskupa  Lefebvra?

Włosy mi się jeżą na myśl kogo też spotkam po śmierci w tym niebie Szymona Hołowni.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka